(11.05.2006)
W serwisie Watra kolejny artykuł Wojciecha
Szatkowskiego z cyklu "Poczet skoczków polskich", poświęcony tym razem
Janowi Gąsienicy-Ciaptakowi, wielokrotnemu mistrzowi Polski w narciarstwie
alpejskim, olimpijczykowi z St. Moritz (1948), Oslo (1952) i Cortiny d' Ampezzo
(1956):
"- Uwaga: Ciaptak jedzie! Ten okrzyk, podawany
z ust do ust na trasie popularnej „dwójki” wyprzedzał jak błyskawica
znakomitego alpejczyka, Jana Gąsienicę-Ciaptaka, który z
prędkością 90 km/h
mknął na złamanie karku do mety. Aż 28. razy zwyciężał w Mistrzostwach
Polski, był znakomitym alpejczykiem, ale i niezłym skoczkiem. Startował w
tej dyscyplinie na olimpijskim konkursie w 1948. Potem porzucił ponad
dwumetrowe skokówki dla nart zjazdowych.
Rok 1954.
Narciarskie mistrzostwa świata w konkurencjach alpejskich w Are w Szwecji.
Startują w nich polscy alpejczycy: Andrzej Gąsienica-Roj, Józef Marusarz i
Jan Gąsienica-Ciaptak. Po podsumowaniu wyników okazuje się, że Polak, Jan
Gąsienica-Ciaptak z łączną notą 20.85 punktu zajmuje ósme miejsce w
trójkombinacji alpejskiej, obok najlepszych w tym czasie narciarzy świata:
Steina Eriksena, Christiana Pravdy, Stiga
Sollandera,
Jamesa Coutteta i
innych. Pierwszy raz Polak wchodzi do dziesiątki najlepszych alpejczyków
świata, nawiązując do pięknych przedwojennych tradycji zjazdowych
Bronisława Czecha, Jana Lipowskiego, Stanisława Marusarza i innych
zawodników. Warto dodać, że w „dwudziestce” było jeszcze dwóch Polaków:
10. Andrzej Gąsienica-Roj z notą 22.86 punktu, a 12. Józef Marusarz 26.81
pkt. Piękne to były czasy dla polskiego narciarstwa.
Krzeptówki – przysiółek wielki sportem!
Tak o tym niewielkim przysiółku Zakopanego, którego pochodzi bohater
niniejszego tekstu, pisał wielki znawca sportu i wspaniały dziennikarz a
także człowiek, Krzysztof Blauth. Krzeptówki to rodzinna „koleba”
Krzeptowskich, wciśnięta między regle a drogą prowadzącą do Doliny
Kościeliskiej sprawia miłe wrażenie. Ciszej tu niż w Zakopanem. Dużo
zieleni i bliskość regli sprawiają wrażenie, że Krzeptówki są wciśnięte w
Tatry. Stąd pochodził słynny Sabała, także Józef Krzeptowski, popularny
Ujek i jego brat Andrzej. Potem sport zmienił oblicze tego skrawka
tatrzańskiej ziemi. Istotnie, Krzeptówki były wielkim przysiółkiem, gdyż w
latach 50. stały się prawdziwą wylęgarnią sportowych talentów. Kto
zapoczątkował tę nową erę w dziejach Krzeptówek? Sprawcą tego wszystkiego
był właściciel piekarni Kwapień, który rozpoczął po wojnie starania o to,
by uzdolniona sportowo miejscowa młodzież mogła się właściwie rozwijać. To
dzięki jego inicjatywie młodzież zaczęła garnąć się do sportu, a na
Krzeptówkach powstał, za sprawą społecznego działania tej rodziny, oddział
Sekcji Narciarskiej „Wisła” Zakopane, działający w drewnianym domu u
Polankowego, gdzie odbywały się cykliczne spotkania. To co ściągało
młodzież na treningi to pachnąca i pyszna bułka od Kwapienia. To dla
młodych, kilkunastoletnich młodych wygłodzonych po wojnie organizmów był
prawdziwy rarytas! I młodzi z Krzeptówek garnęli się do sportu! Klub dawał
im dres, buty i możliwość wyjazdu najpierw na Mistrzostwa Polski, a potem
w szeroki świat! To był silny magnes ściągający ówczesną młodzież do
sportu. Stad wyszli w szeroki świat następujący olimpijczycy: Andrzej
Krzeptowski II (ZIO 1928), Tadeusz Kwapień (ZIO 1948,52,56), Józefa
Pęksa-Czerniawska (ZIO 1956, 60, 68), Helena Gąsienica-Daniel (ZIO
1956,60), Maria Gąsienica-Daniel (ZIO 1956, 64), Andrzej Gąsienica-Daniel
(ZIO 1952,56), Józef Gąsienica-Daniel (ZIO 1968), Jan Gąsienica-Ciaptak (ZIO
1948,52,56), Stanisław Bukowski (ZIO 1948,56), „Simek” Jan Zarycki (ZIO
1956), a więc 10. olimpijczyków. Z Krzeptówek wywodzi się też wielu
mistrzów Polski, jak np. Stanisław Wawrytko II, popularny „Ciostko”, który
osobiście smarował w swoim serwisie na Kasprowym Wierchu narty Karolowi
Wojtyle, kilku szkoleniowców, trenerów i wielu ludzi związanych z
narciarstwem. Kwapieniowi pomagał w tych działaniach jego syn Tadeusz.
Tadeusz Kwapień był zawodnikiem „Wisły”, biegaczem narciarskim i
lekkoatletą i aż trzykrotnie przypinał orzełka do olimpijskich startów, a
początki swoich narciarskich startów na Krzeptówkach wspomina w sposób
następujący:
„Hipkaliśmy” z kolegami na coraz większych progach, budowanych na
Budzowskiem i innych stokach, próbowaliśmy zjeżdżać, biegać,
organizowaliśmy „wyćwiki”. Jeden uciekał na nartach po lesie, drudzy go
gonili. Dwa razy w czasie tych pościgów wśród smreków złamałem nogę, raz
żebra i raz nartę. Wszędzie goniłem na nartach, nawet do zakopiańskiej
handlówki. Było na kim się wzorować – na jednym z naszych sąsiadów,
Władkiem Berychem, chodziłem krok w krok, nosiłem mu biegówki na start,
dumny jak paw, że sąsiad leje i tych z Zakopanego, i tych z Kościeliska...[1].
Za przykładem Kwapienia krzeptowiańska młodzież zaczęła garnąć się do
„Wisły” i ten właśnie klub sportowy, z pięknymi przedwojennymi tradycjami
i wynikami, stał się przytułkiem dla góralskich dzieci z biednych rodzin,
a z czasem nawet ich, jak wspominali, drugim domem. Szli do klubu, który
dawał im dres, buty do treningu, narty, możliwość startu za granicami
kraju, a przynależność klubowa oznaczała także coś więcej posiłek, bułkę i
kubek gorącego mleka lub herbaty po treningu. Patrząc na ówczesną biedę
było to już całkiem sporo. Tacy zawodnicy jak Ciaptak, Bukowski,
Pęksa-Czerniawska, Wawrytko, Kwapień i rodzeństwo Gąsieniców-Danieli – to
najlepsi sportowcy z „wielkiego przysiółka” Krzeptówki, i wielokrotni
reprezentanci naszego kraju na najpoważniejszych światowych imprezach
narciarskich. – W pewnym okresie Krzeptówki były w narciarstwie taką
potęgą, że mogły wygrać z całą Polską – z dumą mówi obecnie Tadeusz
Kwapień, pomny tego, że przecież wyniki te były w dużej mierze zasługą
jego rodziny.
Początki narciarskiej kariery…
Potęgę polskiego narciarstwa tworzyły zakopiańskie rodziny: Zubków,
Bujaków, Marusarzów, Czechów, Bachledów i Gąsieniców. Wśród tych ostatnich
warto przypomnieć dwóch narciarzy z rodziny Gąsieniców-Ciaptaków: Jana i
Macieja. Jest fenomenem polskiego narciarstwa fakt, że Jan i Maciej
Gąsienica-Ciaptak zdobyli ponad 50. tytułów mistrzów Polski w narciarstwie
alpejskim. Takim wynikiem nie mogą pochwalić się inne polskie „narciarskie
dynastie”. Jan Gąsienica-Ciaptak jeździł niezwykle brawurowo i znakomicie
pod względem technicznym, był samoukiem, ale przez długi okres znajdował
się w pierwszej piętnastce narciarzy alpejskich świata. Jak pisze dr
Tuszyński w tym właśnie fakcie, że nigdy nie hamował i jechał na całego,
tkwił sekret jego zwycięstw, popularności i najważniejsze, że ten
alpejczyk był ozdobą krajowych i międzynarodowych zawodów. Szeroki uśmiech
a la Robert Redford dodawał mu uroku. Ciaptak, oprócz tego, że świetnie
prezentował się w konkurencjach alpejskich, był niezłym skoczkiem i z
sukcesami startował np. w słynnych „czwórmeczach” przeprowadzanych w
czasie Memoriału Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny. Skakał
charakterystycznym stylem z szeroko rozłożonymi rękami. Niestety nie
posiadam żadnego zdjęcia tego zawodnika w locie.
Jan Gąsienica Ciaptak urodził się 17 grudnia 1922 roku w Zakopanem. Przed
wybuchem II wojny światowej był już dobrze zapowiadającym się juniorem.
Jego pierwszym klubem była SN PTT, po 1950 r. startował w barwach CWKS-u .
Do klubu SN PTT zapisał się w wieku 12 lat, a pierwsze starty pokazały, że
jest znakomitym technikiem. Oto garść wspomnień z przeszło 20. lat
narciarskich startów. Zaczął jeździć jeszcze przed wybuchem II wojny
światowej. Startował najpierw, jak większość młodych chłopców, w zawodach
z przeszkodami dla dzieci na Lipkach. Uprawiał wszystkie konkurencje:
zjeżdżał, skakał i biegał na nartach, zaliczając zjazdy przez słynne „wyćwiki”.
Czym były owe słynne „wyćwiki”? Były to karkołomne wprost zjazdy po
reglach, które uprawiali chłopcy z Krzeptówek. Na wprost, stromym terenem,
przez las, na złamanie karku... Wyrabiały w młodych adeptach narciarstwa
refleks, szybkość i odwagę. – Było wtedy kilka grup chłopców, którzy
uprawiali sport narciarski: pierwsza na Małym Żywczańskiem, druga na
Krzeptówkach i trzecia w Kościelisku. Pierwsze narty zrobił mi ojciec, to
były dobre narty, bo ojciec był znanym cieślą – wspomina Jan
Gąsienica-Ciaptak. W 1937 r. wygrał slalom juniorów w Suchym Żlebie na
Kalatówkach. Zainteresował się nim ówczesny trener polskich zjazdowców
Franz Zingerle. W czasie wojny Ciaptak podpatrzył kiedyś zawodników
niemieckich, ich płynna jazda techniką „równoległą” zrobiła na nim duże
wrażenie. Po wojnie wrócił do sportu. Zaczęła się kariera piękna, ale
usłana także upadkami i kontuzjami. Startował trzykrotnie na Zimowych
Igrzyskach Olimpijskich: 1948 – St. Moritz, 1952 – Oslo i 1956 Cortina d'
Ampezzo. Ponadto zajął 8. miejsce w trójkombinacji alpejskiej i 15 w
slalomie w MŚ FIS w Are w Szwecji (1954). Warto dodać, że na
najtrudniejszych trasach alpejskich: w Wengen, Kitzbühel, Ga-Pa, Chamonix,
Radstadt, Soelden wielokrotnie znalazł się w „piętnastce” najlepszych.
Lubił zjazd, ale szczególnie dobrze czuł się w slalomie gigancie. Był też
mistrzem slalomu. Czasami na zawody w Alpy jechał bez ani jednego treningu
biegu zjazdowego! Dzisiaj to się nie mieści w głowie, ale kiedyś w latach
50. tak właśnie było. Braki treningowe i sprzętowe (nasi zawodnicy
przeważnie mieli gorszy jakościowo sprzęt od ich zachodnich kolegów)
nadrabiał, jak i jego koledzy: Roj, Dziedzic, Marusarz, Zarycki i inni,
góralską brawurą i ogromną odwagą. Ciaptak słynął z wyśmienitej techniki,
a swoją klasę pokazywał też wielokrotnie w Zakopanem podczas Memoriału
Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny. Jego nazwisko wzbudzało podziw u
kibiców, którzy tysiącami obstawiali słynną trasę „FIS 2” z Kasprowego
Wierchu. Mówiono: - Ciaptak jedzie! Na te zawody przyjeżdżała wówczas
czołówka świata: Austriacy, Francuzi, Włosi, słynni alpejczycy Schranz,
Schuster, Zimmerman, Bozon, Allais i wielu innych. Słynne były pojedynki w
slalomie zakopiańskiego alpejczyka z mistrzem „Kandaharu” Schranzem (w
1957 r.), czy znakomitym austriackim alpejczykiem Schusterem (na Memoriale
w 1955 r.). Obydwa skończyły się remisem. Apogeum umiejętności Ciaptaka
przypadło na połowę lat 50. Zdarzały się Mistrzostwa Polski z których
Ciaptak przywoził na rodzinne Krzeptówki komplet złotych medali. Pamięta
też Stanisława Marusarza, którego chyba właśnie on pierwszy raz nazwał
„Dziadkiem”. Stało się to podczas zawodów w Bańskiej Bystrzycy. Nasi
reprezentanci wracali pociągiem z Czechosłowacji do kraju i na jednej ze
stacji Marusarz zdobył dla wygłodniałych młodych sportowców kilka
bochenków chleba, ale Ciaptak wtedy spał i chleba nie dostał. Gdy obudził
się powiedział z lekkim wyrzutem: - A o mnie zeście „dziadku” zabocyli?
Określenie „Dziadek”, symbolizujące wielki szacunek do Marusarza,
charakterystyczny dla pokolenia powojennego, ogólnie się przyjęło i już
pozostało.
Ciaptak słusznie w latach 50. i 60. był nazywany był niezwyciężonym królem
polskich tras zjazdowych, zdobył na nich aż 28. złotych medali Mistrzostw
Polski. Karierę zakończył w roku 1966, zdobywając na koniec srebro w
kombinacji alpejskiej, brąz w biegu zjazdowym, a miał wówczas 44 lata.
Rywalem, którego szczególnie się obawiał był „Simek” Zarycki, także jak on
mieszkaniec Krzeptówek. – Simek często wypadał z trasy, bo jechał na
złamanie karku, ale jak dojechał do mety, to nie było na niego siły. Jego
obawiałem się najbardziej – wspomina. Ciaptak też nieźle skakał. W
zakopiańskich Memoriałach w końcu lat 40. zawsze znajdował się w czołówce
w konkursach na Wielkiej Krokwi.
Pamiętna nagroda…
Wspomnienia z alpejskich tras ma różne: przyjemne i przykre. Uważa jednak,
ze swoje przysłowiowe „5 minut” wykorzystał. Jedno ze wspomnień
szczególnie mocno tkwi w jego pamięci: „Było to na jakichś zawodach w
Austrii, chyba w Kitzbühel. Zająłem w jednej konkurencji 10-te miejsce.
System nagradzania zawodników wyglądał w ten sposób, że wszystkie nagrody
leżały na ogromnym stole. Zawodnicy byli wywoływani do stołu według
kolejności zajętych miejsc i każdy wybierał co chciał. Na stole stało
kilka par przepięknych wyczynowych butów zjazdowych, o jakich marzyłem od
paru lat, ale niestety byliśmy wtedy zbyt biedni, aby można sobie było
pozwolić na kupno takich cudów. Pamiętam, że jedne z nich leżały na stole
jeszcze wtedy, gdy wywołano do stołu zjazdowca, który zajął miejsce tuż
przede mną. Byłem bardzo zdenerwowany i tylko wzdychałem, aby ten nie
wybrał butów. Niestety wybrał właśnie te buty mimo, że na stole było
jeszcze wiele innych atrakcyjnych nagród. Myślałem, że mnie wtedy rozerwie
ze złości[2]”.
Czekolada to jest to!!!…
Wspomina: „Olimpiada w Oslo (1952). Jeden z kierowników ekipy miał dla nas
zawodników 50 kg czekolady, którą mieliśmy otrzymywać podczas igrzysk.
Niestety ów działacz ubzdurał sobie, że będzie obdzielał czekoladą
zawodników tylko wtedy, gdy będą szli na start, a więc wtedy, gdy to było
najmniej potrzebne. Co tu mówić, człowiek był młody i wiecznie głodny. Na
samą myśl, że czekolada leży u pana kierownika i się „marnuje” diabli nas
brali. Już nie pamiętam dokładnie jak to było, ale jakoś dobraliśmy się do
tej nieszczęsnej czekolady. Była z tego ogromna awantura, działacz groził
nam nawet dożywotnią dyskwalifikacją. Na szczęście byli jeszcze w ekipie
mądrzy ludzie, którzy polecili całą tę idiotyczną historię puścić w
niepamięć[3]”.
Spotkanie z Aleksandrem Bobkowskim…
Podczas jednego z wyjazdów do Szwajcarii doszło do spotkania naszych
narciarzy z Aleksandrem Bobkowskim. Przypomnijmy, że „Bob”, jak Go
nazywano w środowisku narciarzy w okresie międzywojennym, był współtwórcą
idei budowy kolejki na Kasprowy Wierch (1936) i Gubałówkę (1938). Był
działaczem Międzynarodowej Federacji Narciarskiej FIS i jej wiceprezesem w
latach trzydziestych oraz Prezesem Polskiego Związku Narciarskiego w
latach 1920-1939 i inicjatorem przeprowadzenia zawodów FIS w 1929 i 1939 w
Zakopanem. Był wielkim przyjacielem narciarstwa. Po wybuchu II wojny
światowej znalazł się w Rumunii, a potem w Szwajcarii. Tam też podczas
jednych z zawodów spotkał się z polskimi zjazdowcami.„Było to podczas
zawodów narciarskich w Szwajcarii. Któregoś wieczoru przyszedł do nas do
hotelu jakiś starszy pan, siwiuteńki jak gołąbek. Ktoś ze starszych od
razu powiedział do nas, że to międzywojenny prezes PZN, inicjator budowy
kolejki na Kasprowy Wierch – minister Bobkowski. Pan podszedł do nas i
zapytał czy wiemy kim on jest – minister Bobkowski – odpowiedzieliśmy
niemal chórem. Starszy pan widząc na naszych sweterkach orzełki,
rozrzewnił się. Ktoś podarował mu nasz góralski kapelusz, był niebywale
wzruszony, a my również”[4].
Pierwsza olimpiada zimowa – St. Moritz (1948)…
Na zimowe Igrzyska w Szwajcarii, do St. Moritz pojechali tylko dwaj polscy
alpejczycy: Józef Marusarz i Jan Gąsienica-Ciaptak, Wyniki naszej dwójki
były następujące: w kombinacji alpejskiej 27. był Józef Marusarz, 31. Jan
Ciaptak, a zwyciężył Francuz Henri Oreiller. Slalomu Jan Gąsienica Ciaptak
nie ukończył, Józef Marusarz był 31. Polacy startowali na starym sprzęcie
i oceniali trasy olimpijskie jako bardzo trudne. Nie tylko dla nich. Już
podczas treningu połamało się tutaj wielu dobrych zawodników, między
innymi: Szwajcarzy Rudolf Rominger (startował w Zakopanem podczas FIS-u w
1939 r.) i Paulo Valar oraz Francuz – Jean Blanc, który leżąc ze złamaną
nogą w śniegu płakał z bezsilności, że nie będzie mógł startować w swej
ulubionej konkurencji. Trasa zjazdu liczyła aż 3300 m długości i miała 890
metrów różnicy wysokości. Startowało na niej 125. zjazdowców (niektórzy
podają, że było ich 102.) w dwóch grupach. W biegu zjazdowym Józef
Marusarz był 35., a Jan Gąsienica-Ciaptak 37. z czasem 3:21.3 min.
Zwyciężył 22-letni Francuz Henri Oreiller, a odpadli między innymi Zeno
Colo, który złamał nartę i faworyt - Lecadelli. Na tych igrzyskach Ciaptak
wystąpił też w otwartym konkursie skoków[5].
Należy do wąskiego grona sportowców, którzy na jednych igrzyskach
startowali w konkurencjach alpejskich i klasycznych, w tym wypadku
konkretnie w slalomie, slalomie gigancie i skokach narciarskich. W
krajowych MP Ciaptak zajął 5. miejsce w otwartym konkursie skoków w
Karpaczu, stąd jego miejsce w kadrze[6].
Wspomina: - Otwarcie olimpiady odbyło się na lodowisku. Ubranie, czyli
strój olimpijczyka, otrzymałem dopiero na to otwarcie. Spodnie były za
długie, a marynarka za to za krótka, ale orzełek zobowiązywał nas bardzo.
Mieliśmy narty produkcji krajowej z wytwórni Stanisława Zubka w Zakopanem
i „Kosche” – narty chyba austriackie, drewniane, kupione w sklepie. Inne
ekipy miały już narty nowoczesne plastikowe „Atofleksy”, dużo lepsze niż
nasze. Narty mi nie jechały, ale udało mi się pożyczyć parafinę i było
nieźle. Trasa była trudna: szus – ściana – równe i potem stromą ścianą w
dół. Natomiast konkurs skoków odbywał się w kurniawie. Naprawdę dobrze
prezentowałem się na skoczni olimpijskiej w St. Moritz. Skakałem w
granicach 60 m. Miałem bardzo dobre wybicie, nazywali mnie „orzeł”, i
nigdy nie bałem się na skoczni. Na treningu w Pontresinie miałem niestety
dwa upadki, potem już skakałem dużo bardziej ostrożnie. Zacząłem się gubić
na progu skoczni. Poldek Tajner w Pontresinie też miał ciężki upadek i
spadł na „bulę”. Został przewieziony do szpitala. W konkursie skoków
zająłem 36 miejsce[7].
W Ojczyźnie narciarstwa - ZIO w Oslo – 1952…
W dniach 14-24 lutego 1952 r. w stolicy światowego narciarstwa-Norwegii,
rozegrano VI. Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Na olimpiadę pojechali
następujący polscy alpejczycy: Stefan Dziedzic, Andrzej Gąsienica-Roj,
Andrzej Czarniak, Jan Płonka, Józef Marusarz i Jan Gąsienica-Ciaptak oraz
po raz pierwszy także polskie alpejki. W biegu zjazdowym zwyciężył na
trudnej trasie Norweg Stein Eriksen. Jan Gąsienica-Ciaptak nie startował
już w skokach, zajął się tylko konkurencjami alpejskimi, niestety nie
ukończył slalomu, swojej koronnej konkurencji. W 1954 r. Jan
Gąsienica-Ciaptak oraz inni reprezentanci Polski uczestniczyli w
Narciarskich Mistrzostwach Świata FIS w ?re (27.02 - 7. 03.) w
konkurencjach alpejskich. Ciaptak był 15. w slalomie (zwyciężył Stein
Eriksen), 23. w slalomie gigancie i 8. w trójkombinacji alpejskiej. To był
duży sukces zakopiańczyka. Zjazd odbywał się w przepięknej górskiej
scenerii, przy dobrej pogodzie, a zwycięzca osiągnął średnią prędkość 96
km/h. Przypomnijmy – jeżdżono wtedy bez kasków – resztę zrozumiecie
Państwo sami…
W stronę Cortiny…
„Jechaliśmy do Cortina d'Ampezzo. Staliśmy na stacji granicznej, a
wszystkie pociągi przejeżdżały i żaden nie chciał nas zabrać, gdyż były
przepełnione. Ogarniała nas rozpacz nas rozpacz, byliśmy głodni i
zmęczeni. Gdy nadszedł jeden z następnych byliśmy już tak zdesperowani, że
postanowiliśmy jakoś na siłę wejść do pociągu, ale daremnie, gdyż
kontroler włoski zagradzał nam wejście. Gdy tak trwały targi, nagle z
pociągu wyskoczyło kilkunastu zawodników w swetrach narciarskich, porwali
nasze plecaki i narty i przez okna ładowali je do wagonów. Była to ekipa
RFN (Republiki Federalnej Niemiec), która przygarnęła nas do siebie. Mieli
akurat tyle miejsca co dla siebie, było diabelnie ciasno, ale przyjemnie i
serdecznie, ich dziewczęta ustąpiły nam miejsca i siedziały nam na
kolanach” Tak wyglądały wyjazdy naszych narciarzy na zawody w latach
pięćdziesiątych. Brakowało nieraz pieniędzy na pociąg, na hotel i
wyżywienie, ale nigdy nie brakowało woli do walki na narciarskim stoku.
Atmosfera w kadrze była doskonała. Jan Ciaptak należał do kadry polskich
zjazdowców. Oprócz niego wchodzili do niej: Andrzej Gąsienica Roj, Józef
Marusarz, Stefan Dziedzic, Andrzej i Włodzimierz Czarniakowie, Jan Płonka,
Marian Penkala, Jan Zarycki i wielu innych. Trenerem polskiej kadry
olimpijskiej był doskonały przedwojenny zjazdowiec Jan Lipowski z
Zakopanego. Narciarze razem trenowali, smarowali narty, jeździli na
zgrupowania przed ważniejszymi zawodami. To była narciarska brać.
Zgrupowania odbywały się w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, gdzie spano w
schronisku Andrzeja i Marysi Krzeptowskich lub u Stanisława Skupnia na
Kondratowej, gdzie trenowali na tzw. „pierwszym śniegu”, bo wtedy nie było
pieniędzy na wyjazdy na lodowce do Austrii. Narciarstwo też było inne niż
dzisiaj, bowiem powszechna była wszechstronność zawodników, organizowano
przecież słynne czwórmecze, w których startował także Jan
Gąsienica-Ciaptak. W ramach czwórmeczu rozgrywano: skoki, bieg na 18 km,
zbieg zjazdowy i slalom specjalny. Tylko najlepszy w tych czterech
konkurencjach wygrywał, co nie było wcale łatwe. Na starcie memoriałowych
konkursów stawało nieraz ponad 70 zawodników. Ciaptak słynął tez z tego,
ze jesienią jeździł po „pierwszym śniegu” na Czerwonych Wierchach: -
Trzeba było podchodzić z nartami ok. 4 godzin, by trochę pokręcić, ale
często chodziliśmy tam, bo to był wartościowy trening – opowiada Maria
Szatkowska, olimpijka z 1956 i 1964 r.
Trzecia olimpiada - Cortina d'Ampezzo (1956) w
sercu Dolomitów…
W Cortinie Jan Ciaptak osiągnął najlepsze sukcesy - był 16. w slalomie. W
konkurencjach alpejskich zwyciężył niepokonany na tej olimpiadzie Toni
Sailer - zwany „czarną błyskawicą z Kitzb(hel”. Jan Gąsienica-Ciaptak
startował na najtrudniejszych trasach jakie stworzyła natura w górach,
takich jak słynna „Ściana Czarownic”, trasa zjazdowa w Kitzb(hel, Wengen.
„Pewnego razu, a było to podczas styczniowych zawodów w Wengen, Ciaptak
musiał stanąć na trasie biegu zjazdowego, nie przejechawszy tej zimy ani
razu jakiejkolwiek trasy zjazdowej. Startowała wtedy cała rozszerzona
czołówka światowa, gdyż po 10. Austriaków, Francuzów, Niemców (z RFN),
Włochów, 15. Szwajcarów i 5. Amerykanów oraz reprezentanci innych państw.
Jasiek stanął na starcie, przeżegnał się, powiedział raz kozie śmierć i
pomknął po tej piekielnie trudnej trasie. Zdobył 16. miejsce i z tego
powodu dziennikarze szwajcarscy przeprowadzili z nim wywiad. Byli
zdumieni, że wyprzedził między innymi wszystkich Szwajcarów, a gdy
dowiedzieli się, że jeszcze w tym roku nie przejechał ani jednego biegu
zjazdowego nawet na treningu, napisali później w gazetach, że radzą swoim
zawodnikom, aby lepiej spalili swe narty i przestali bawić się w sport
skoro dostają baty od Polaka, który nie miał żadnych możliwości
treningowych, a ono trasę w Wengen znają na pamięć[8]”
.
Jan Gąsienica-Ciaptak był prawdziwym „królem” polskich tras zjazdowych”,
zdobywając w konkurencjach alpejskich aż 28 tytułów mistrza Polski.
Dziewięciokrotnie zwyciężał podczas Memoriałów Bronisława Czecha i Heleny
Marusarzównej. Był niewątpliwie mistrzem slalomu, a do historii polskiego
narciarstwa przeszły pojedynki na nartach Ciaptaka ze słynnym narciarzem
Karlem Schranzem (1957) i Walterem Schusterem. W obydwu przypadkach Polak
zajął pierwsze miejsce ex aequo z zawodnikami austriackimi. Na nartach
startował do roku 1966. Mimo, że miał 44 lata, był wtedy trzeci w biegu
zjazdowym, drugi w kombinacji alpejskiej - odszedł ze sportu w pełni sił,
tak jak kiedyś słynny skoczek Stanisław Marusarz. Warto jednak
przypomnieć, że nazwisko „Gąsienica-Ciaptak” nie zniknęło z alpejskich
tras, bowiem w ślady ojca poszedł jego syn – Maciej, który okazał się
wielkim talentem.
Maciej i Jan Gąsienica-Ciaptak…ponad 50 tytułów
mistrzów Polski…
Urodził się 8 października 1954 r., reprezentował barwy klubu AZS
Zakopane. Już w 1972 r. Maciej w kategorii juniorów wywalczył tytuł
mistrza Polski w slalomie specjalnym. Maciej specjalizował się tak jak
ojciec w slalomie i sukcesy przyszły szybko: w 1974 r. na Mistrzostwach
Świata w St. Moritz zajął 6. miejsce w trójkombinacji alpejskiej i 8. w
slalomie gigancie, w 1978 r. na mistrzostwach Świata w
Garmisch-Partenkirchen był szósty w kombinacji, 17. w slalomie gigancie,
27. w slalomie i 48. w zjeździe. W tym samym roku na Uniwersjadzie w
Szpindlerowym Młynie zdobył złoty medal w slalomie i srebrny w
trójkombinacji. W 1981 r. na Uniwersjadzie w Jaca (Hiszpania) był
dwukrotnie czwarty. Mimo tak spektakularnych wyników nigdy nie znalazł się
w reprezentacji Polski na Zimowych Igrzyskach olimpijskich. Karierę
zawodniczą zakończył w roku 1984. Zdobył 25 tytułów mistrza Polski w
konkurencjach alpejskich: w zjeździe (1975,1977, 1985), slalomie (1972,
1975, 1978-80, 1982-84), slalomie gigancie (1975, 1976, 1979, 1980, 1983,
1984) i kombinacji alpejskiej (1976, 1978-84)[9].
Tak kończy się saga o narciarskich sukcesach Gąsieniców-Ciaptaków, którzy,
przypomnijmy, zdobyli w sumie 53. tytuły mistrza Polski w narciarstwie.
Rzecz to w polskim narciarstwie bez precedensu. Obecnie Maciej Ciaptak z
powodzeniem startuje w zawodach motocyklowych.
Wyniki sportowe Jana Gąsienicy-Ciaptaka: był uczestnikiem trzech Olimpiad
Zimowych: 1948 – St. Moritz, skoki: 36 miejsce, zjazd 37. miejsce na 102.
startujących, z czasem 3 : 21, 3 min., slalom specjalny: nie ukończył na
skutek upadku, kombinacja alpejska: 31. miejsce z notą 31. 12. 1952 –
Oslo: slalom specjalny, zdyskwalifikowany w drugim przejedzie za ominięcie
bramki. 1956 – Cortina d’ Ampezzo: slalom specjalny: 16. miejsce na 90
startujących z czasem 3 : 40, 0. Jan Gąsienica-Ciaptak był 28-krotnym
mistrzem Polski: w zjeździe (1948, 1949, 1952, 1954, 1955), slalomie (
1952, 1954, 1955, 1958, 1959, 1963), slalomie gigancie (1953– 1957, 1959,
1963) i kombinacji alpejskiej (1948, 1949, 1951, 1954, 1955, 1956, 1959).
Wielokrotny wicemistrz kraju[10].
Teraz na Krzeptówkach nowe pokolenia sportowców zimowych walczą z
orzełkiem na ramieniu. Jest wśród nich Aga Gąsienica-Daniel (18 lat),
świetna alpejka, należąca do kadry „Turyn 2006”, złota medalistka
Mistrzostw Polski 2006, zwyciężczyni Memoriału z tego roku, uczestniczka
PŚ w Soelden (patrz zdjęcie: Aga na tle „ścianki w Soelden”),
Szpindlerowym Młynie itd., jej siostra Maryna, z sukcesami startująca w
zawodach Ligi, Hania Gładczan, jak pisały gazety sportowe „szybka Hanna”,
gdyż w tym roku mknęła na trasie w Białce Tatrzańskiej z prędkością ponad
120 km/h!, uczestniczka zawodów w Pinzolo (nieoficjalne MŚ dzieci) i
Marysia Szatkowska (8 lat), najlepsza zawodniczka szkolnego Memoriału 2006
r. (3. złote i 1. srebrny medal), medalistka Ligi Szkolnej, uczestniczka
zawodów w ski-alpinizmie. Czasami i skromny autor niniejszego tekstu
przypina numer startowy i narty, startując w zawodach w ski-alpinizmie i
ciągle szuka na tatrzańskich stokach nowych śladów i coraz trudniejszych
zjazdów (ski alpinizm, exemplum zjazd na stoku o nachyleniu ok. 50 stopni
z Żółtej Ławki do Doliny Pięciu Stawów Spiskich, Żlebem Motyki, Miedziane,
Szpiglasowa Przełęcz, Kozi Wierch, Gładki Wierch itd.). Mamy na
Krzeptówkach zasłużonych trenerów jak Janusz Fortecki – szkoleniowiec
złotego medalisty z Sapporo Wojciecha Fortuny, Piotr Szybkowski, Ela i
Janusz Bielowie, mamy ratowników TOPR i ludzi pracujących na zakopiańskich
skoczniach. Nie ma więc pustki na Krzeptówkach, przyszli następcy Ciaptaka,
Danielki, Bukowskiego i Kwapienia. Oby było ich jak najwięcej!
WOJCIECH SZATKOWSKI
MUZEUM TATRZAŃSKIE
GĄSIENICA CIAPTAK JAN, trener, narciarz,
alpejczyk klubów zakopiańskich, wielokrotny mistrz Polski, olimpijczyk z
St. Moritz (1948), Oslo (1952) i Cortiny d' Ampezzo (1956). Urodzony 17
grudnia 1922 w Zakopanem, absolwent zasadniczej szkoły zawodowej (monter).
Narciarz, alpejczyk klubów zakopiańskich: SNPTT (1937-1949) i WKS
(1950-1966). Karierę sportową zaczynał przed wojną (1937) wygrywając w
Suchym Żlebie (1939) podczas międzynarodowych zawodów juniorów slalom i
zajmując 4 m. w slalomie specjalnym (zawody z udziałem Austriaków i
Niemców). Samouk. Jeździł brawurowo. Gazdowie opowiadają, że nigdy nie
hamował (nawet przed bramkami nie wytracał szybkości), stąd liczne
kontuzje. Zdobywał doświadczenie metodą "prób i błędów". I może dlatego
jego starty były zawsze atrakcją zawodów. Umiał też walczyć z najlepszymi
na świecie (Walter Schuster, Karl Schranz w Cortinie). Zakończył karierę
mając lat 44. 28-krotny mistrz Polski: w biegu zjazdowym (1948, 1949,
1952, 1954, 1955), slalomie (1949, 1951, 1952, 1954, 1955,1958, 1959,
1963), slalomie gigancie (1953-1957 1959,1960), komb. alp. (1948, 1949,
1951, 1954 -1956, 1959) oraz w sztafecie 4 x 10 km (1958). 7-krotny
wicemistrz kraju w zjeździe (1947, 1953, 1956), slalomie gigancie (1952),
slalomie (1953) i kombinacji alpejskiej (1947, 1958). Uczestnik MŚ 1954
Are, SWE: 8 m. (komb. alp.), 18 m. (zjazd), 23 m. (slalom
gigant). 9-krotny zwycięzca Memoriału B. Czecha i H. Marusarzówny (1949 -
1960). Zasłużony Mistrz Sportu, taksówkarz, trener, wdowiec, ojciec
Macieja (mistrza Polski i akademickiego mistrza świata). Mieszka w
Zakopanem.
Bibl.: Głuszek, Leksykon 1999, s. 194; Pawlak, Olimpijczycy, s. 77; MES,
t. 1, s. 172; Zdebska, Mistrzowie nart, s. 30; Porada, s. 830, 833, 842; Fischer,
Kronika, s. 183-187; Zieleśkiewicz, Encyklopedia, s. 63-64, 360, 364, 391;
Szatkowski, 50 lat WKS Zakopane, s.234-239.* 1948 St. Moritz: skoki - 36
m. na 46 start., skoki 53 m i 61 m z notą 180.8 (zw. Norweg P. Hugsted -
skoki 65 m i 70 m z notą 228.1); zjazd - 37 m. na 102 start. z czasem
3.21,3 (zw. Francuz H. Oreiller - 2.55,0); slalom spec. - nie ukończył konk.
na skutek upadków; komb. alp. - 31 m. na 67 start. z notą 31.12 (zw.
Francuz H. Oreiller - 3.27).*1952 Oslo: slalom spec. w
pierwszym przejeździe osiągnął czas 1.05,2, w drugim zdyskw. za ominięcie
bramki.* 1956 Cortina D'Ampezzo: slalom spec. - 16 m. na 90 start. z
czasem 3.40,0 (zw. Austriak T. Sailer - 3.14,7)[11].
Skrót opr. Bogdan Tuszyński, Polscy olimpijczycy.
1 Krzysztof Blauth, Krzeptówki – przysiółek wielki!,
„Przegląd Sportowy” nr 250/251 (9792/93) z 22-26 grudnia 1988 r.
2 L. Fischer, M. Matzenauer, J. Kapeniak, Kronika
śnieżnych tras, Warszawa 1977, s. 183-184.
3 Kronika śnieżnych tras... s. 184.
4 Kronika śnieżnych tras, j.w.
5 W konkursie skoków 7 lutego 1948 r. Ciaptak zajął 36.
miejsce z notą 180,8 pkt, ze skokami 53 i 61 m, za: E. Theiner, J. Jahn,
Skispringens Encyklopedie, 2004, s. 84.
6 Klasyfikacja MP w skokach narciarskich w 1948 r. w
Karpaczu: 1. Stanisław Marusarz (SN PTT), 2. Jan Kula (SN PTT), 3.
Mieczysław Gąsienica-Samek (Wisła Zakopane), 4. Kazimierz Hoły (Wisła
Zakopane), 5. Jan Gąsienica-Ciaptak (SN PTT), 6. Jerzy Szuber (Wisła
Zakopane), za: Józef „Nozka” Zubek, Wyniki Mistrzostw Polski za lata
1920-1992, w zbiorach autora. W tym samym roku Cipatak wygrał w zjeździe i
kombinacji alpejskiej.
7 Wspomnienia Jana Gąsienicy-Ciaptaka z wywiadu ze
stycznia 2006 r. Wysłuchał i spisał Wojciech Szatkowski.
8 Kronika śnieżnych tras..., s. 186.
9 Wyniki sportowe Macieja Gąsienicy-Ciaptaka za: W.
Zieleśkiewicz, Encyklopedia sportu, Warszawa 1992, s.36.
10 Dane za: Z. Głuszek, Polscy olimpijczycy Leksykon,
Warszawa 1971, W. Zieleśkiewicz, Encyklopedia sportu, Warszawa 1992, s.
36. i B. Tuszyński, Polscy olimpijczycy.
11 Dane za: Bogdan Tuszyński, Polscy olimpijczycy, z
portalu www.olimpijski.pl
Stefan Dziedzic w
skręcie
Polscy skoczkowie
i biegacze pod Krokwią, lata 50.
Polscy skoczkowie
pod Krokwią, lata 50.
Barbara
Grocholska-Kurkowiak w skręcie
Alpejczycy na
Kasprowym Wierchu
Dawni
alpejczycy trenowali w Tatrach... na fot. Kończysty Wierch
W górach narciarze szukali wolności...
Aga
Daniel w Soelden
living
on the edge - Autor tekstu na Kozim Wierchu
Marysia
Szatkowska - alpejka z Krzeptówek, 2005
|