Wojciech Fortuna
Skocznia Okurayama w Japonii. To kolejne z wielu miejsc, rozrzuconych po całym świecie, związanych z historią polskiego sportu. W dodatku okazało się jednym z najszczęśliwszych. Zwłaszcza dla 19-letniego zakopiańczyka – Wojciech Fortuny. Jego skok na Okurayamie stał się symbolem oszałamiającego sukcesu, który do dzisiaj rozpala emocje wśród kibiców sportowych w kraju i za granicą.
W roku 1972 Okurayama była skocznią olimpijską, gdyż Japonia – Kraj Kwitnącej Wiśni, gościł sportowców kolejnych Zimowych Igrzysk olimpijskich. Na tejże skoczni zakopiańczyk Wojciech Fortuna zdobył to, o czym marzyli jego wielcy poprzednicy: Czech, Marusarz, Hryniewiecki i Przybyła – olimpijskie złoto. Skoczył 111 m i, tak jak dzisiaj Małysz, po prostu zdeklasował rywali. Miałem pewnie sto metrów za sobą, kiedy poczułem opór pod nogami. Instynkt kazał mi się jeszcze wychylić. Lecimy! Na spotkanie z grubą czerwoną krechą. Nie słyszałem uderzenia nart o śnieg. Tylko ciałem wstrząsnął dreszcz. Wtedy ręce same wyskoczyły nad głowę. Biłem brawo. Nie sobie. Tym siłom, które mnie nie zawiodły. Gąsiorowskiemu, który mnie nauczył skakania, Forteckiemu, który mi zawierzył, Marusarzowi i Groniowi, którzy byli dla mnie wzorem. Tym wszystkim, którzy sprawili, że mogłem skakać tu, na Okurayamie[1].
* * *
Długą drogę przeszedł Wojciech Fortuna do złotego medalu olimpijskiego na ZIO w Sapporo (1972). Urodził się 6 marca 1952 r. w Zakopanem. Zaczął skakać jako kilkuletni chłopiec na Antałówce, gdzie z kolegami usypywał sobie skocznię ze śniegu. Był na kolejnych zawodach „Łaciakiem”, „Walą”, ale najczęściej marzył o tym, by być „Marusarzem”. Na ich karierach i wynikach sportowych budował marzenia o skokach i startach w reprezentacji Polski. Te marzenia w jego przypadku się spełniły. Został zawodnikiem „Wisły-Gwardii” Zakopane. Tak wspomina początki swojej kariery:
Moja kariera zaczęła się zaraz po zakopiańskim „fisie” (Narciarskich Mistrzostwach Świata) w 1962 roku. Przyszedłem na skocznię wraz z ojcem. Bardzo spodobały mi się skoki. Po mistrzostwach świata zapisałem się do klubu „Wisła - Gwardia" w Zakopanem. Jako młody chłopak dostałem narty, buty i zacząłem trenować na Maleńkiej Krokwi. Było wtedy w klubie ponad 100 skoczków, między nimi mój wzór - Stanisław Gąsienica – Daniel, brązowy medalista ze Szczyrbskiego Jeziora, który miał wiele tytułów mistrza Polski w kategorii juniorów i seniorów. Potem skakałem na małej i średniej Krokwi, a następnie na Wielkiej. Po raz pierwszy w wieku 13 lat. Byłem jak na skoczka mały i słaby, ale trener widział, że się nie boję. Startowałem razem z juniorami i nie miałem wielkich wyników, ale zawsze w piątce się mieściłem. Gdy miałem 14 – 15 lat pojechałem do Gosau w Austrii, , na mistrzostwa Europy juniorów. Startowało tam około setki zawodników. Ja byłem 16, z tym, że skoki mi wtedy nie wyszły. Ale od tej pory zaczęły się poważniejsze starty w kadrze wyjeżdżającej za granicę: do Czechosłowacji, NRD i innych krajów.
Cały czas trenowałem, jak to się mówi, „przy kadrze”. Jej trenerem był w tym czasie był Janusz Fortecki. To był przyjaciel mojego trenera Jana Gąsiorowskiego. Gąsiorowski widział, że mam efekty i dołączył mnie do kadry. Wtedy skakali w niej: Józef Przybyła, Józef Kocjan, Staszek Daniel, Adam Krzysztofiak, Tadeusz Pawlusiak. Do nich dołączyłem i ja[2].
Fortuna był zawsze skoczkiem odważnym i przebojowym, dlatego przeważnie skakał dalej niż jego rywale. Posiadał jedną wadę – zawsze lądował na dwie nogi, zamiast klasycznym „telemarkiem” i dlatego jego skoki były niżej oceniane przez sędziów. Nadszedł pamiętny rok 1972. Problemem był wyjazd do Sapporo, gdyż Fortuna skakał w konkursie Czterech Skoczni słabo i jego wyjazd olimpijski stał pod dużych znakiem zapytania. W eliminacjach krajowych Fortuna też nie wypadł najlepiej, ale trenerzy Gąsiorowski i Fortecki wiedzieli, że jego forma rośnie. Dlatego tuż przed wyjazdem do Japonii zorganizowali w Zakopanem, na Krokwi, kolejne eliminacje ... i Fortuna je wygrał. Tak opisuje gorącą atmosferę tamtych dni:
Był taki człowiek w Zakopanem, który powiedział, że ja nie mam rutyny i nie ma sensu, żebym jechał na Olimpiadę, bo się spalę. Ale po zwycięskich eliminacjach w Zakopanem, ówczesny minister sportu Włodzimierz Reczek powiedział: - Co wy robicie ? Ten chłopak wygrał konkursy, on musi jechać! Także trenerzy Fortecki oraz Gąsiorowski walczyli o mój wyjazd.
Gąsiorowski wspomina, że miał w klubie w 1972 r. dwóch dobrych skoczków: Stanisława Gąsienicę -Daniela i Wojtka Fortunę. Ale w Warszawie zadecydowano, że ma jechać jeden z nich, a ponieważ Gąsienica-Daniel miał większe doświadczenie i za sobą udany start w „fisie” w Szczyrbskim Jeziorze (brązowy medal) wybrano jego.
W poniedziałek był wyjazd, a w niedzielę mnie zatwierdzono do reprezentacji Polski. No i pojechałem na olimpiadę do Sapporo. Przyjechaliśmy tam i rozpoczęły się treningi na średniej skoczni. Już od pierwszego dnia ta skocznia bardzo mi się spodobała. Pod względem długości skoków byłem w czołówce: 85 m i 83 metry – to były skoki w granicach rekordu tej skoczni. Ale i koledzy, Staszek Gąsienica i inni, skakali w granicach 82 – 83 metrów.
Trener Janusz Fortecki liczył na mój dobry wynik, ale nie mógł mi wcześniej powiedzieć, bo by mnie spalił. Tak samo trener Gąsiorowski. Przecież w Sapporo miałem dopiero niecałe 20 lat. Liczyli też na innych, naszych zawodników, bo Pawlusiak był w doskonałej formie, tak samo Staszek Gąsienica i Adam Krzysztofiak. Uważali, że my wszyscy osiągniemy wynik, bo być w pierwszej „dziesiątce” to już przecież świetny wynik. Zaczęło się od konkursu na średniej skoczni. Przede mną Japończyk, skoczył 80 m. Skaczę ja – 82 metry. Wychodzę na prowadzenie na średniej skoczni. Przeskoczyłem wielu świetnych zawodników, zostali na górze tylko Kasaya, Aochi i Konno. Kasaya w pięknym stylu skoczył 84 metry, czyli przeskoczył mnie tylko o dwa metry! I to na swoim obiekcie. Wszystkie trzy medale na średniej skoczni olimpijskiej zdobyli więc Japończycy.
Na skoczni średniej klasą dla samych siebie byli Japończycy: wygrał Yukio Kassaya, przed Akitsugu Konno i Seiji Aochi, a Fortuna był szósty (miał skoki 82 i 76,5 m). Dało to Polsce jeden punkt olimpijski.
Wyniki konkursu skoków na skoczni średniej – ZIO w Sapporo (1972)
Miejsce, imię i nazwisko skoczka |
Pochodzenie - kraj |
Skoki - nota łączna |
1. Yukio Kassaya |
Japonia |
84, 79 m (244, 2 pkt) |
2. Akitsugu Konno |
Japonia |
82,5, 79 m (234,8 pkt) |
3. Seiji Aochi |
Japonia |
83,5 , 77,5 m (229,5pkt) |
4. Ingolf Mork |
Norwegia |
78, 78 m (225,5 pkt) |
5. Jiri Raszka |
Czechosłowacja |
78,5, 78 m (224,8 pkt) |
6. Wojciech Fortuna |
POLSKA |
82, 76,5 m (222 pkt) |
24. Adam Krzysztofiak |
Polska |
75,5 i 73,5 m (207,3 pkt |
32. Tadeusz Pawlusiak |
Polska |
73,5 i 71,5 m (197,9 pkt) |
39. Stanisław Gąsienica-Daniel |
Polska |
73,5 i 72,5 m (194,0 pkt) |
Złoty skok Wojciecha Fortuny - FILM (42 sekundy) w formatach:
Nadszedł dzień 11 lutego 1972 r., jak się miało okazać jeden z najszczęśliwszych w historii polskiego narciarstwa. Dzień, który już na zawsze zmienił życie Wojciecha Fortuny. Japończycy liczyli na medal Yukio Kassayi, złotego medalisty ze skoczni średniej. Kassaya za zwycięstwo miał otrzymać samochód i być przyjętym na audiencji przez cesarza Japonii - Hirohito. Ponad 50 tysięcy japońskich kibiców na stadionie i miliony przed ekranami telewizyjnymi czekały na jego sukces i drugi złoty medal na tych Igrzyskach. Ale w konkursie brało udział także wielu utytuowanych rywali: Napalkow, Raszka, Norweg Mork, Kaykho, Wolf, Steiner – wszyscy oni należeli do światowej czołówki. Przenieśmy się jeszcze raz pod Okurayamę, by prześledzić olimpijski konkurs. Wojciech Fortuna wspomina:
Okurayama. To typowo nowoczesna skocznia – piękny obiekt. Pooglądałem ją, poszedłem na górę i w próbnym skoku osiągnąłem 100 metrów. Jeszcze wtedy nie było wyciągu, chodziliśmy więc na rozbieg tej skoczni na nogach po metalowych schodkach. Ta skocznia „leżała” mi od pierwszego skoku. Ona tak samo jak średnia skocznia miała próg o nachyleniu 11 stopni – to była naprawdę nowoczesna skocznia, jak na tamte czasy. Zresztą ja wtedy potrafiłem skoczyć na każdej skoczni. Kasaya także daleko, zresztą on na luzie, bo już wcześniej zapowiedział, że jego zwycięstwo to tylko formalność. Przygotowano dla niego samochód, jako główną nagrodę. Miał go wziąć ten, kto wygra. Mówiono, że Kasaya wygra, więc samochód był przygotowany dla niego. Losowanie. Prosiłem trenera by wylosował mnie w trzeciej grupie. Ponieważ zdawałem sobie sprawę z tego, że jeżeli będę w drugiej grupie, to przy moim długim skoku obniżą rozbieg. Trener Fortecki powiedział: – Losuję cię w trzeciej grupie ! i wylosował dla mnie numer 29. Przede mną skakał Japończyk Konno, srebrny medalista ze średniej skoczni. Skoczkowie oddawali ładne skoki w granicach 86 m, a Konno – skoczył 92 metry. Myślę: – Dobry skok ! Trzeba dalej skoczyć.
Gdy Fortuna ruszył ze startu i wybił się z progu, poczuł, że jest to skok jego życia. Miał idealne wybicie z progu i ten lekki, ale noszący wiaterek od przodu. Leciał, leciał, jakby nie chciał wylądować... i skoczył aż 111 m. Trzeba powiedzieć, że tak długi skok był bardzo ryzykowny na skoczni o punkcie K 90 metrów. Fortuna przeskoczył Okurayamę. Polak skoczył jakby wbrew prawom fizyki. Jeżeli w historii sportu nadal będą notowane zdarzenia nieprawdopodobne, wymykające się statystykom, to jednym z nich będzie z pewnością olimpijski skok Wojciecha Fortuny. To był szok i w pewnym sensie nokaut dla pozostałych konkurentów. Sędziowie po skoku Fortuny przerwali na krótko konkurs (Polak skoczył na czerwoną linię, oznaczającą punkt krytyczny skoczni). Ponieważ skoczkowie niemieccy i czechosłowaccy skakali słabo, dlatego ich sędziowie chcieli powtarzania serii. Lecz pozostali sprzeciwili się i konkursu nie przerwano. Po pierwszej serii Polak był pierwszy. Tak wspomina jedne z najważniejszych chwil w swym życiu:
Skoncentrowałem się na swoim skoku. Na górze w pomieszczeniu oglądaliśmy każdego zawodnika w takim monitorku TV, było tam cieplutko, kaloryfer. Wyszedłem na rozbieg i jadę. Wiedziałem, że muszę skoczyć daleko. Jak szedłem do góry, to trener Fortecki zapytał: - Wojtek, skoczysz 100 metrów? Odpowiedziałem: - Powinienem. Zresztą liczył na mnie także trener Gąsiorowski. Jadę i w momencie odbicia poczułem, że wyszedłem z progu pół metra wyżej niż w każdym życiowym skoku. To było idealne, perfekcyjne wyjście z progu. No i lecę, nie mogę się wycofać, aż spadłem na czerwoną linię oznaczającą punkt krytyczny skoczni. Nie ruszyło mnie przy lądowaniu. Ręce uniosłem do góry, bo wiadomo, bardzo się ucieszyłem.
Biłem sobie brawo, co widać na filmie. Cisza na stadionie. Słyszałem za to tysiące fleszy aparatów fotograficznych strzelających w moim kierunku. Patrzę na tablicę wyników: 111 metrów i 130,4 punktu – takiej noty nie pamiętam, nie widziałem nigdy w życiu. Patrzę, a ktoś biegnie do mnie. To był trener Fortecki. Gratuluje mi, rzucił mi się na szyję, uściskaliśmy się, cieszył się bardzo z mojego wyniku. Ale wiadomo było, że jeszcze dobrzy zawodnicy stoją na górze. Gdyby Kasaya skoczył 107 metrów, w dobrym stylu, to byłby przede mną, ale on skoczył 106 m. Brakło mu punktów i zajął drugie miejsce za mną po pierwszej serii.
Rozpoczęła się druga seria skoków na Okurayamie. Fortuna prowadził, ale doświadczeni rywale, mistrzowie świata i medaliści olimpijscy nie dawali za wygraną. Chcieli przeskoczyć Polaka. Fortuna skacze zaledwie 87,5 m, prawie o 25 m mniej niż w pierwszej. Ale i rywale mylą się i mają słabsze skoki. Mimo to końcówka turnieju była bardzo nerwowa, gdyż Szwajcar Stainer skoczył aż 103 m i stracił do Fortuny zaledwie 0,1 punktu, a trzeci Schmidt 0,6 punktu. Gdyby Steiner skoczył o niecały metr dalej byłoby po medalu...
Niektórzy mówili, że na dużej skoczni pomógł mu wiatr. Zapytany o to Fortuna odpowiada:
W Sapporo, gdy na skoczni wiał wiatr silniejszy niż 3 m/s to wstrzymywano zawodnika, bo skok był w takich warunkach niebezpieczny i groził upadkiem. Tak, że wtedy wiatr mi trochę pomógł, ale głównie idealnie trafione wybicie. Można tysiąc razy skoczyć i nic z tego nie wyjdzie. Bo w Sapporo byli zawodnicy, którzy skakali pięć sezonów, a mnie nie przeskoczyli i medalu nie zdobyli.
Mieliśmy więc pierwszy, i jak dotąd jedyny, złoty medal olimpijski w konkurencjach zimowych. I w dodatku zdobyty przez zawodnika, którego przecież nie chciano wysłać do Japonii. Był to także sukces jego trenerów: Forteckiego podrzucano do góry w Sapporo, a w Zakopanem gratulacje odebrał trener Gąsiorowski.
Zacytujmy wypowiedzi trenerów: Jana Gąsiorowskiego i Janusza Forteckiego o pierwszym skoku Fortuny. Jan Gąsiorowski: - najdoskonalszy element pierwszego skoku. Było nim doskonałe, nic dodać, nic ująć - wybicie. Rasowy skoczek, skoczek odważny, po takim wybiciu ma wszystkie szanse. Wojtek ich nie zmarnował. To był w ogóle skok do książki o skokach. Janusz Fortecki: - Doskonałe były dwa elementy. Pierwsza faza lotu zaraz po wyjściu z progu i moment tuż przed lądowaniem. To już były szczyty. Czegoś takiego chyba przedtem nigdy nie widziałem. Reszta też była na medal, ale te dwa elementy to czysta poezja. Z kolei Stanisław Marusarz tak opisał skok Fortuny:
Przede wszystkim - skok „sakramencko" dynamiczny. Pokazały to... dzioby nart, bardzo wysoko uniesione do góry... Wojtek idzie twarzą do przodu... Przenosi cały ciężar ciała na palce... Z palców wyszło też odbicie z progu.. Po wyjściu z progu - następuje natychmiastowy podmuch powietrza – czołowe uderzenie wiatru... Dla takiego jak Wojtek „;koliberka” nie można by sobie lepiej wymarzyć, jak to czołowe uderzenie ! Wojtek jest niesiony - wiatr idealnie idzie pod deski. Niesie jak złoto !... Chłopak wytrzymuje to uderzenie znakomicie, chociaż mu ono minimalnie rozwarło nogi...
Po wylądowaniu widać było silną "prasę" – przydusiło go, ale ustał... Inny chyba by się wyłożył, a Wojtuś siadł po prostu na udach... Tak się po prostu przyzwyczaił... Niech potwierdzi to trener Gąsiorowski, co chłopca podpatrzył na „dzikiej” skoczni na Ciągłowce i zaraz przejął nad nim pieczę..." [3].
Wyniki konkursu na skoczni dużej Okrurayama – ZIO Sapporo (1972)
Miejsce, imię i nazwisko skoczka |
Pochodzenie - kraj |
Skoki - nota łączna |
1. Wojciech Fortuna |
POLSKA |
111, 87,5 m (219,9 pkt) |
2. Walter Steiner |
Szwajcaria |
94, 103 m (219, 8 pkt) |
3. Reiner Schmidt |
DDR |
98,5 i 101 m (219, 3 pkt) |
4. Tauno Kaykho |
Finlandia |
95 i 100, 5 m, nota: 219, 2 pkt |
5. Manfred Wolf |
DDR |
107 i 89, 5 m, nota: 215, 1 pkt. |
6. Gari Napalkow |
ZSRR |
99,5 i 92 m (210,1 pkt) |
18. Tadeusz Pawlusiak |
Polska |
87 i 90 m (183,3 pkt) |
29. Adam Krzysztofiak |
Polska |
84 i 85 m (173,1 pkt) |
31. Stanisław Gąsienica-Daniel |
Polska |
83 i 86 m (171,1 pkt) |
Potem był tryumfalny powrót do Zakopanego, gdzie Fortunę witało przed budynkiem Urzędu Gminy Tatrzańskiej aż 25 tysięcy ludzi. Chyba żaden z tych, którzy go entuzjastycznie witali w rodzinnym mieście, nie spodziewał się, że kariera mistrza olimpijskiego w skokach narciarskich będzie taka krótka. Fortuna stał się narodowym bohaterem. I to go trochę przerosło. Za dużo było odtąd w jego życiu bankietów, a za mało treningów i startów. Mimo nawoływań i apeli trenerów, by Wojtkowi dać spokój, by nadal trenował i skakał, nie udało się już uratować Fortuny w sensie sportowym.
Skok Wojciecha Fortuny na Zimowej Olimpiadzie w Sapporo udowodnił jeszcze raz, że w takim sporcie jak narciarskie skoki wszystko jest możliwe. Nie ma stuprocentowych faworytów, a szanse są równe. Nokautujący skok Fortuny pokazał, że nawet najwięksi faworyci konkursu: Yukio Kassaya, Gari Napalkow, Manfred Wolf i inni nie mogli być do końca pewni zwycięstwa, które nagle i to zupełnie niespodziewanie wymknęło się z ich rąk. Do dzisiaj skok Fortuny jest pokazywany w polskiej telewizji jako symbol ogromnego a zarazem niespodziewanego sukcesu. Ostatnio przyćmił go nieco sukces Adama Małysza.
Japończycy oglądali w swojej telewizji złoty skok Wojciecha Fortuny aż 85 razy, pokazywano go także wielokrotnie w telewizjach całego świata. Niektórzy, mówili, że jest to najpiękniejszy skok w historii Igrzysk Zimowych, a ekipa polska w Sapporo fetowała zwycięstwo Fortuny. W Zakopanem strzelały butelki szampana, a ludzie zachowywali się tak jakbyśmy wojnę światową wygrali, wspomina Janusz Fortecki. Fortuna wziął udział w konkursie na Wielkiej Krokwi o mistrzostwo Polski. Fortuna wytrzymał ogromne napięcie, musiał przecież i chciał pokazać, że jest najlepszy. Zwyciężyć skoczków polskich, którzy z kolei chcieli pokazać, że są lepsi od mistrza olimpijskiego. Odpowiedzią były jego skoki o długości: 109,5 m i 108,5 m i tytuł mistrza Polski, chociaż według niektórych, w tym i samego zainteresowanego, odległości „ponaciągano” i zwycięzcą nie został Gąsienica-Daniel, mimo, że miał najdłuższe skoki.
Skoczek jednego skoku?
To co wydarzyło się potem przypominało trochę typowy czeski, trochę przydługi i nudny film. Po Zimowych Igrzyskach w Sapporo Wojciech Fortuna startował jeszcze przez kilka sezonów, ale nigdy później nie osiągnął tak wysokiej formy sportowej, jak w Japonii. Dlatego dzienikarze pisali o nim coraz częściej jako o skoczku jednego skoku. Czy jednak tak było naprawdę? Czy Fortuna potrafił skoczyć tylko raz, a po Sapporo stał się nagle skoczkiem-patałachem? Na pewno nie. W Turnieju Czterech Skoczni był jeszcze w 15 – ce, w Grenoble, na olimpijskiej skoczni zajął drugie miejsce. Na skoczniach Czechosłowacji zajmował przeważnie czołowe miejsca. W olimpijskim roku 1972 był jeszcze zwycięzcą Mistrzostw Polski na skoczni K 90 i uczestnikiem I mistrzostw świata w lotach narciarskich na jugosłowiańskiej Planicy, gdzie zajął 20 miejsce. Skoczył ok. 130 metrów. Na kolejnych Mistrzostwach Polski był trzeci w 1973 r. Rok później wywalczył brąz na skoczni średniej, za Adamem Krzysztofiakiem i Tadeuszem Pawlusiakiem. W 1975 r. był szósty na skoczni dużej. Potem już coraz, coraz dalej.
Kolejną ważną imprezą, w której wziął udział, były MŚ w 1974 r. w Falun, ale tam Fortuna nie odniósł żadnych sukcesów: był 29 na skoczni o punkcie K, 70 m i 37 na skoczni 90 m.. Uważam jednak, że mocno krzywdzące wobec niego jest to, że wielu dziennikarzy pisze o nim jako o zawodniku tylko jednego skoku, któremu udało się, wykorzystał wiatr, noszenie itd. Jest to tylko po części prawda. Dodatkowo wszelkie próby stworzenia jednowymiarowego wizerunku Fortuny nie bardzo się udają, chociaż też nie można pisać o nim wybujałych laurek. Dlatego przeanalizujmy jeszcze raz jego karierę sportową.
Po pierwsze udaje się tylko najlepszym. Słaby skoczek nie skoczyłby na Okurayamie 111 m i na „czerwoną krechę” punktu krytycznego skoczni. Po drugie Fortuna nie był skoczkiem jednego skoku. Prawdziwsze jest określenie - skoczek jednej olimpiady. Przecież na średniej skoczni olimpijskiej był szósty i zdobył dla Polski jeden punkt olimpijski. Był w związku z tymi wynikami najlepszym skoczkiem Zimowych Igrzysk w Sapporo. Dzięki talentowi zajął drugie miejsce w skokach podczas Memoriału im. Bronisława Czecha, rozegranych w 1975 r., za uzdolnionym skoczkiem z NRD – Henrym Glassem. Potem atmosfera wokół Foretuny zaczęła się coraz bardziej psuć. W 1976 r. na obozie w Czechosłowacji powiedziano mu wprost, że albo skoczy 80 metrów albo się pożegna ze skokówkami i z klubem, który nie będzie wydawał ciężkich pieniędzy na słabego zawodnika. Fortuna 80 m skoczył, ale konflikty pozostały. Wtedy trener Janusz Fortecki namówił go do zakończenia kariery, bo skoro źle skacze, to należy skończyć ze sportem, zanim się złoty medal całkowicie nie zdewaluuje. I Fortuna skończył ze sportem. Za swoje zasługi otrzymał kilka odznaczeń: Został taksówkarzem., ale po trzech sezonach wrócił do skoków i był w 1979 r. 18 w Memoriale im. Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny. Nie był ani zachwycony, ani zmartwiony tym wynikiem. Mimo przeciwności i negatywnych ocen powrócił do skakania. Po prostu lubił skoki i miał chęć jeszcze raz w swoim życiu popatrzeć na tłum ludzi zgromadzonych pod skocznią[4].
Trzeba wreszcie powiedzieć, że wielu pisze, że Adam Małysz jest pierwszym polskim mistrzem świata w skokach, gdy tymczasem Fortuna za zwycięstwo olimpijskie oprócz złotego medalu olimpijskiego otrzymał także złoty krążek FIS, za mistrzostwo świata w skokach. A więc on był pierwszym polskim mistrzem świata w skokach narciarskich. To tyle gwoli tzw. prawdy historycznej. Może to wyjaśnienie przyczyni się chociaż trochę do tego, że skończy się w kraju bardzo płytkie wyobrażenie Fortuny jako zawodnika jednego skoku.
„Nie jestem niebieskim ptakiem”
Nadal interesuje się sportem narciarskim. Zapytany o to co dało mu narciarstwo, mistrz olimpijski odpowiada:
Sport to zdrowie. Każdy coś lubi, ja lubiłem narty. Nasze miasto jest położone w górach, tak że jak ktoś raz przypnie narty to już będzie przypinał do końca życia. Ja sam zawsze mam czas, żeby choć raz w roku stanąć na nartach, wyjechać na Kasprowy Wierch, czy na Gubałówkę. Ja narciarstwo po prostu kocham.
Sportowym wzorem był dla niego kolega z reprezentacji – Stanisław Gąsienica – Daniel.
Ja się wzorowałem na Staszku Gąsienicy – Danielu, bo to był doskonały skoczek. Bardzo pracowity. Kiedyś przychodzę do Staszka do domu i pytam: – Jest Staszek. A ojciec: Nie ma go, jest na treningu. Ja mówię: Na jakim treningu ? On na to : Na indywidualnym. I ja zacząłem robić to samo co Staszek, żeby nie tracić formy. On jak widział, że mu coś jeszcze brakuje, to robił trening szybkościowy, skoki i biegi. Ja sobie taką samą ścieżkę treningową ustawiłem na Ciągłówce. Staszek był moim wzorem.
Jakie uczucia ogarniają skoczka na rozbiegu? Strach, euforia, czy może chęć wygrania z samym sobą i rywalami? Czy mistrz olimpijski czuł strach. Wojciech Fortuna odpowiada, że nie:
Jak masz stracha to musisz zostać w domu – tak mawiał Stanisław Marusarz. Miałem wielu kolegów, których skoki kończyły się na Średniej Krokwi, na dużą już nie poszli. Jadąc na próg skoczni 100 – metrowej muszę w każdej sekundzie decydować o wszystkim, bo muszę przeżyć, by nic się nie stało. A wypadki zdarzają sie przecież najlepszym, chociażby tragiczny wypadek „Dzidka" Hryniewieckiego. Nie ma kalkulacji, wykluczone, jeśli się ma stracha, to już koniec. Tak było przecież w Sapporo. Niejeden zawodnik mógł się przestraszyć odległości, lądowania i tego co się działo, a ja podczas swojego skoku wyłożyłem się na deski w końcowej fazie skoku.[5]!
Na tym kończy się opowieść złotego medalisty z Sapporo o jedynym, na razie, polskim złotym medalu na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich. A także opowieść o Fortunie – człowieku, którego życie chciano zaszufladkować i ustawić wyłącznie z perspektywy Sapporo. A to jest znaczne uproszczenie... Wojciechowi Fortunie pozostała sława mistrza olimpijskiego. Kiedy pojawia się na Wielkiej Krokwi spiker zapowiada, że wśród widzów jest złoty medalista z Sapporo – Wojciech Fortuna. Wtedy rozlegają się długo nie milknące brawa. Jeszcze jedno: Wojciech Fortuna miał na swoim busie, którym jeździł po Zakopanem i za granicę ma napisany tekst: Sapporo 72, Poland, Gold Medal. Po zakończeniu kariery wiodło mu się różnie. Miał i problemy z samym sobą. Ale, tak naprawdę, któż jest od nich wolny? Po zakończeniu kariery chciał pracować w klubie „Wisła-Gwardia” Zakopane, lecz... otrzymał zeń wypowiedzenie. W 1994 r. był z polską ekipą w Lillehammer, gdzie komentował konkursy skoków. Obecnie przebywa w Stanach Zjednoczonych i prowadzi firmę „Fortuna Service Inc.” Za oceanem ukazały się jego wspomnienia. Książka „Szczęście w powietrzu” ukazała się w 2000 roku. Opowiada w niej prawdę o sobie samym, swoim zamiłowaniu do skoków, ale jest też wobec siebie krytyczny: - Niestety wiele osób zawiodłem. Nie jestem alkoholikiem, cwaniakiem i przemytnikiem, żadnym niebieskim ptakiem. Ciągle żyję i nic mi nie trzeba. Chciałby wrócić do kraju i pracować dla ukochanej „Wisły”. Przypadek Wojciecha Fortuny jest także potwierdzeniem tego, jak ważną rolę w życiu człowieka odgrywa szczęście, które na Okurayamie odmieniło całkowicie jego życie.
Wojciech Szatkowski
[1] W. Fortuna, Szczęście w powietrzu, Chicago 2000.
[2] Wszystkie wypowiedzi Wojciecha Fortuny pochodzą z wywiadu z 27.11. 1996 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski.
[3] R. Dryja, Wyprawa po setny medal. Sapporo 1972, Warszawa 1972.
[4] Jerzy Iwaszkiewicz, Wojciech Fortuna, „Sportowiec’ nr 51(1518) z 18 grudnia 1979 r.
[5] Wywiad z Wojciechem Fortuną przeprowadził Wojciech Szatkowski w dniu 27.11.1996 r.