„ABSOLUTNY” ZAKAZ ZATRZYMYWANIA SIĘ |
---|
Dwa lub trzy razy do roku na jednej z ulic Zakopanego pod znakiem: „zakaz zatrzymywania się”
(B-36) pojawia się zwykle na trzy, cztery dni tabliczka W okresach takich miasto w okolicach skoczni zamyka dla ruchu kołowego część ulic, by tysiące pieszych idących na skoki do Wielkiej Krokwi było bezpiecznych. A wtedy właśnie wielu kierowców poszukuje miejsc dla zaparkowania swoich samochodów jak najbliżej miejsca zawodów. Trudno więc dziwić się miastu, iż zabezpiecza się przed zakorkowaniem ulic przez parkujące samochody. Nasuwa się jednak pytanie dlaczego to tabliczka „wskazująca, że pozostawiony pojazd zostanie usunięty na koszt właściciela” (T-24) towarzyszy znakowi „zakaz zatrzymywania się” (B-36), a nie znakowi „zakaz postoju” (B-35). Jest to bez wątpienia nonsens i to zarówno z punktu widzenia języka wizualnego, jak i także prawnego. Bowiem wedle zastosowanego oznakowania nie można - chcąc być w zgodzie z prawem - zatrzymać się nawet kilkanaście sekund, by wysadzić pasażera, co na zakopiańskich ulicach nie zakłóci drogowego ruchu, ani nie stworzy zagrożenia. (Przypomnijmy jeszcze, iż wedle prawa zatrzymaniem jest: „unieruchomienie pojazdu... trwające nie dłużej niż 1 minutę...”) Karykaturalność oznakowania uwidacznia się przy wyobrażeniu sobie, iż kierowca który zatrzyma się by kogoś wysadzić, będzie natychmiast oblężony przez służby drogowe ładujące w mgnieniu oka jego samochód (z wciąż uruchomionym silnikiem, z nim samym za kierownicą), na lawetę i odjedzie... chyba w siną dal. I będzie to kara za wysadzenie pasażera, które trwało np. 15, albo 20 sekund. Tyle wizja rzetelnego zastosowania prawa, a w praktyce kierowcy i tak się będą zatrzymywać, chociaż nie zaparkują. Natomiast omawiane oznakowanie potraktują z przymrużeniem oka. Oczywiście mogą się znaleźć i kierowcy dowcipni, którzy zaparkują i będą policjantowi wmawiać, iż tabliczka mówiąca o usuwaniu samochodu dotyczy wyłącznie zatrzymywania się. Że kiedyś był to „zakaz zatrzymywania się i postoju”, a dzis jest tylko „zakazem zatrzymywania się”. Więc policjant nie ma racji, bo oni się nie zatrzymali, tylko zaparkowali - a to nie to samo... |
Inne miasta (na zdjęciach przykłady z Krakowa i Łodzi) również sięgają chętnie po „zakaz zatrzymywania się” w towarzystwie wspomnianej tabliczki (T-24). Oczywiście można, a nawet należy się zgodzić, iż w niektórych miejscach przelotowych tras każde zatrzymanie się samochodu (nie uzasadnione warunkami ruchu - Art.49.4 Prawa o Ruchu Drogowym) będzie powodować spiętrzenie w ruchu pojazdów i może stwarzać sytuacje bardzo niebezpieczne. W takich to miejscach omawiane oznakowanie mogłoby być nie tyle uzasadnione, co tolerowane (choć nie do końca logiczne). Ale z pewnością na wielu ulicach, a nawet na ulicach o dużym natężeniu ruchu wystarczyłby znak „zakaz postoju” z tabliczką „wskazującą, że pozostawiony pojazd zostanie usunięty na koszt właściciela” (T-24). Zwłaszcza, że coraz więcej kierowców jest świadomych, iż w intensywnym ruchu drogowym nawet nie wypada myśleć o chęci zatrzymania się i to bez względu na przyczynę. Oczywiście z wyjątkiem sytuacji naprawdę awaryjnych... Zobacz także temat „Zakaz ruchu i bezruchu” [wrzesień 2006] |
© Copyright 2004 - 2008, Z peryskopu projektanta - www.znakidrogowe.eu |