(17.04.2008)
Wojciech Szatkowski:
"Gdy
koledzy nie dali rady i¶æ w góry i wszystkie fajne plany zawiod³y,
pozosta³o mi tylko jedno: prze³kn±æ gorzk± pigu³kê samotnej wycieczki,
zapi±æ foki do nart, spakowaæ walkmana i i¶æ w góry w pojedynkê.
Gdzie? W masyw
Czerwonych Wierchów.
Samotny narciarz, hmm... pobrzmiewa w tym nieco smutek, ¿al, lekka
nostalgia, wszak w góry lepiej i¶æ w towarzystwie Maæka i Adama. Góry bez
przyjació³ smakuj± trochê s³abiej. No có¿. Nie by³o nam jednak to pisane.
Ale m±drzy mawiaj±, ¿e to co Ciê nie zabije, to Ciê wzmocni, wiêc
perspektywa samotnej wyprawy narciarskiej nie zak³óci³a mojego dobrego
humoru. Pierwszym celem mojej wycieczki by³a Kondratowa - „najmniejsze ze
schronisk tatrzañskich”, na któr± wbieg³em wyj±tkowo szybko (¿yciowy
rekord, jak na 42 lata ca³kiem, ca³kiem). Narty po¿yczone w „Yurtski” u
Przemka Sobczyka to by³o TO. Chodzenie na „Trabach”, z lekkimi wi±zaniami
pomys³u „Dynafita”, jest jednak wspania³ym doznaniem, idzie siê lekko, bez
wysi³ku, d³ugim krokiem, po prostu super. Przemek dziêki te¿ za super
zni¿kê w cenie wypo¿yczenia. W schronisku pusto, mi³a obs³uga, lekka
przek±ska, herbata, spotykam znajomego z Forum Skiturowego. Pogadali¶my
nieco. Po odpoczynku wymarsz w stronê Kopy, tam pojawia siê obok mnie
Piotrek, ratownik Grupy Podhalañskiej GOPR, którego pozna³em kiedy¶ w MT.
Na czole „Wieliczka”, popijam Powerade, idzie siê ¶wietnie, chocia¿ pot
obficie sp³ywa z czo³a, robi siê bardzo ciep³o. Razem z Piotrkiem
wychodzimy szybko na Kopê Kondrack± – tam nasze drogi narciarskie
rozchodz± siê w przeciwne strony: ja ruszam w stronê Ma³o³±czniaka, a on w
kierunku Suchych Czubów, zdjêcia, mocny u¶cisk d³oni, „cze¶æ”. Na zje¼dzie
kolejny znajomy; Andrzej ¦wiat³owski, który samotnie przeszed³ grañ
Czerwonych Wierchów od Ciemniaka a¿ tutaj. Andrzej, super go¶æ, szybko
chodz±cy, jak zwykle rwie pod górê i nie ma czasu na d³u¿sze rozmowy, mówi
po chwili „no to Ciê ¿egnam” i zasuwa szybkim krokiem na Kopê, a ja
d³ugimi skrêtami w dó³.
Na szczycie 2096 m spotykam samotnego turystê. Rozmowa nawet klei siê jak
na osoby, które zupe³nie siê nie znaj± i wymieniamy siê zdjêciami, tzn. ja
fotografujê jego, on mnie. Widok na Tatry, jak to mówi teraz m³odzie¿
zajefajny, byczo jest, fotografowanie, spokój, sielanka, herbata smakuje,
byczenie siê, znowu herbata, znowu byczenie siê i tak z pó³ godziny. Potem
my¶l o super je¼dzie przyspiesza decyzjê o ruszeniu pewnej niechwalebnej z
nazwy czê¶ci cia³a z rozgrzanych ska³. Zrywam siê wiêc (niezbyt
gwa³townie, uwaga krêgos³up): ch³opie do roboty!!! Dopinam narty i w dó³.
Z Ma³o³±czniaka ruszam prosto na Prze³êcz Ma³o³±ck± (chocia¿ nêci³ przez
chwilê mnie zjazd do Doliny Rozpad³ej, ale nie ufa³em zbytnio pêkniêciom w
zboczu tego ¿lebu, trzeba wiêc to od³o¿yæ!)), a potem jest to typowy
kombinowany zjazd wiosenny tzn. z elementami kluczenia po nawisie z jego
prawej i lewej strony, z dwoma skokami (na Ma³ysza bez V w granicach 0,5 -
2 m) i na koniec z d³ugim szusem w dó³. Jestem jakie¶ 100 m pod Kop±
Kondrack± (w pionie), ju¿ nie zak³adam fok, tylko na butach, z nartami w
rêku, wchodzê po raz drugi tej niedzieli na Kopê Kondrack±. Patrzê sobie,
a tu dziewczê samotne na turach, niejaka Agata z Warszawy, sposobi siê do
zjazdu. Wymieniamy szybkie: „cze¶æ”, „cze¶æ”, „fajnie jest”, no!!!” i ona
rusza w prawo, a ja dopinam Dynafity i w lewo do ¯lebu. Moim ¿lebem nikt
jeszcze nie jecha³ tego dnia, jest mój, tylko mój, na dole skiturowcy
patrz±, zatrzymali siê - no to panie Wojtku - bez upadku, ale z u³añsk±
fantazj±... Pierwszy skrêt wychodzi, a potem i reszta. Na dole rzut oka za
siebie, ¶lad równy, fajny, szkoda tylko, ¿e nie ma Maæka i Adama, ¿eby i
oni popróbowali tej radochy – mo¿e innym razem.
Zjazd z Kopy Kondrackiej (rozpoczêty ok. 14.) na tzw. Kochy, centralnym
¿lebem, by³ jedn± wielk± przyjemno¶ci±. ¦nieg pu¶ci³ na 4 cm, powsta³ wiêc
wspania³y firn, wyj±tkowo ³atwo poddaj±cy siê moim (czytaj: przemkowym)
nartom. Pierwsze 20 szybkich skrêtów, potem trawers w lewo znowu z 50
skrêtów, potem w prawo i tak a¿ do Kamienia. Za ka¿dym skrêtem spadaj± w
dó³ ¶nie¿ne „talarki” wyciête przez „Traby” ze zbocza. Przy Kamieniu widzê
narciarza i dla parady, a co tam, jeszcze trzy szybkie skrêty na pe³nym
gazie! I w dó³, tu mo¿na poszaleæ d³u¿szym skrêtem. W schronisku urocza
obs³uga drugi raz tego dnia z u¶miechem od ucha do ucha podaje mi wodê z
sokiem malinowym (pycha), piwko (super-pycha) i tym razem bigos z chlebem
(bez komentarza, ustawa antyreklamowa). Znowu spotykam znajomych i
przysiadam siê do Maæka Pa³ahickiego (zakopiañska stacja radia RMF FM),
który ze swoj± ekip± dotar³ do schroniska. Znakomity ¶nieg nadal kusi³
perspektyw± zjazdów, st±d decyzja, by wracaæ do domu przez Kondrack±
Prze³êcz, decyzja by³a dobra. W s³oneczku wchodzê szybko na Prze³êcz i
zje¿d¿am G³azistym ¯lebem w dó³ na Wy¿nie. Tu widaæ du¿± lawinê, która
musia³a zej¶æ tego dnia ze ¯lebu Zagonnego. Czo³o ma jakie¶ 2-3 m.
Zdjêcia. Na Polanie pierwsze krokusy, cicho, s³oñce delikatnie li¿e twarz,
góry w pomarañczowej po¶wiacie, bajka. A¿ wracaæ siê nie chce, siadam na
skale, herbata, zdjêcia, herbata, czekolada, staram siê ogarn±æ my¶li,
trochê je pouk³adaæ, tak jak pouk³adany i fajny by³ ten dzieñ. Czê¶ciowo
udaje siê. ¦mieszna sytuacja: wyszed³em w Góry sam i spotka³em tylu
znajomych! Nawet przez chwilê samotno¶æ mi nie przeszkodzi³a, a nawet
pomaga³a w silniejszym prze¿ywaniu tych gór, a niespodziewane spotkania
znajomych doda³y kolorytu tej wycieczce. Prze¿y³em wiêc fajny dzieñ, w
którym wiele siê dzia³o dobrego. Gwoli statystyki Trasa mia³a ok. 22 km i
ok. 1700 metrów przewy¿szenia. Wracam na Krzeptówki o 18.30, szybki
prysznic i do ko¶cio³a. Zd±¿y³em. ¯eby podziêkowaæ tym na Górze za ten
wspania³y dzieñ i za to, ¿e mnie dobrze strzegli podczas samotnego
³azikowania na nartach po grani Czerwonych Wierchów... "
Foto-relacja (zdjêcia Wojciech Szatkowski):
|