(06.05.2008)
Wojciech Szatkowski:
"Wiosna
sprzyja realizowaniu pewnych, jeszcze starych, z lekka zadawnionych i
niezrealizowanych narciarskich planów. Jeden z nich uda³o siê nam
zrealizowaæ z Adamem Brzoz± minionej niedzieli. Na czerwonowierchowym
firnie zostawili¶my ³adne ¶lady nart (ja) i snowboardu (to Adam), a dwa
zjazdy, które zrealizowali¶my tego piêknego dnia, da³y nam sporo
satysfakcji i du¿o, du¿o… pozytywnej energii.
Na wieczornej, sobotniej imprezie na fantastycznym „Maliniaku”, czyli XI.
Zawodach im. Piotra Malinowskiego w ski-alpinizmie by³o naprawdê
wspaniale. Zawody siê uda³y. Masa fajnych ludzi, wspomnienia, toasty,
zawi±zywanie przyja¼ni polsko-czesko-s³owackiej, tañce i Bóg jeden wie co
jeszcze. Mnie jednak nie by³o dane w pe³ni za¿yæ tych szaleñstw, tylko
trochê. Umówiony z Adamem na niedzielê na wycieczkê w masyw Czerwonych
Wierchów musia³em (mimo woli) wieczorem wracaæ do domu w stanie lekkiego
spo¿ycia:), w sen zapad³em wiêc wyj±tkowo szybko. Rano budzi mnie komórka,
wstajemy Panie Wojtku. Pakowanie plecaka, foki (¿eby nie zapomnieæ) itd. O
godzinie 8 ruszamy w góry, nad nami niebieskie, prawie bezchmurne niebo,
lekki i momentami zimny wiatr. Podchodzimy Dolin± Ma³ej £±ki, a na
po³udniowym krañcu Polany zak³adamy narty i rozpoczynamy podej¶cie na
fokach. Wychodzimy na Kopê Kondrack± – pierwszy w masywie Czerwonych
Wierchów, dopinamy narty i ruszamy w dó³ wprost na widoczn± st±d doskonale
tzw. „Wargê Murzyna”, jak kiedy¶, chyba z 10 lat temu, nazwa³em wielki
¶nie¿ny nawis wisz±cy prawie zawsze zim± i wiosn± na Ma³o³±ckiej Prze³êczy
na stronê Doliny Ma³ej £±ki (takie miejsce o takiej nazwie, lekko
zmienione: tzn. G³owa Murzyna, jest te¿ na 8-tysiêcznym szczycie Nanga
Parbat - przyp. W.S). Tutaj chwila zastanowienia: którêdy jechaæ, wokó³
widaæ bowiem ¶lady ca³kiem sporych lawin gruntowych, i po chwili namys³u,
fajnym zboczem, a potem ¿lebem ruszamy w dó³ krótkimi i d³ugimi skrêtami.
¦nieg tryska weso³o spod nart, jeszcze jeden skrêt i jeszcze jeden. I tak
na sam dó³ zbocza. Jeste¶my na dnie Doliny, nazwijmy j± Y, fajna, wciêta w
Czerwone Wierchy, z wapiennymi turniczkami ograniczaj±cymi j± od po³udnia.
Przy kosówce jakie¶ ca³kiem spore ¶lady zwierzêcia – czy¿by „On” mia³ tu
swoj± siedzibê? Pijemy, focimy, znowu pijemy i tak pó³ godziny luzu.
Obserwujemy te¿ uwa¿nie okoliczne ¶ciany w poszukiwaniu nowych linii.
Wokó³ jest bowiem widoczne kilka naprawdê ciekawych zjazdów, wg moich
obliczeñ przynajmniej cztery. Zw³aszcza ten prawy ¿leb z Ma³o³±czniaka, o
d³ugo¶ci ponad 1000 m, wci¶niêty lekko miêdzy dwie grzêdy i ska³y
prezentuje siê ciekawie. Nie jest to ¿adna ekstrema, mo¿e 1 plus, czy 2,
ale wygl±da naprawdê wyj±tkowo ciekawie. Ma kilka stromszych progów,
zwê¿eñ – jest wed³ug mnie piêkny…Mo¿e wiêc tu jeszcze wrócimy? Kto to wie.
Na pewno warto…
Pozostaje nam powrót na grañ. Jest ok. 13 i s³oñce pra¿y niemi³osiernie.
Ale mus, to mus, wiêc idziemy. Zmieniamy siê na prowadzeniu, pot ciurkiem
kapie z bufa, trochê zalewa oczy. Mo¿e wiêc Martyna Jakubowicz nie mia³a
racji ¶piewaj±c onegdaj ¿e wolno¶æ ma zapach…benzyny. Mo¿e ma jednak
zapach potu? Wszak to jego wystêpowanie, nieraz jak¿e obfite w tych
górach, jest ¶wiadectwem, ¿e jeszcze nie gnu¶niejemy, ¿e jeszcze mamy
plany, ¿e podobaj± siê nam dziewczyny, ¿e co¶ jeszcze zdzia³amy? ¯e
staramy siê ¿yæ pe³n± gêb±…
Po godzinie podej¶cia znowu jeste¶my na Kopie. Spotykamy tutaj ratowników
GOPR, kilku turystów. Zje¿d¿amy z Kopy na tzw. Karby, a wiêc w prawo a
potem ¿lebem w dó³, znowu firn, Adam na pe³nej prêdko¶ci szaleje, moje „Traby”
nie gorzej. Na dole wielkie, kilkuset metrowe lawinisko. Gruntówka i
ca³kiem niez³a. W schronisku urocza Iwonka, ga¼dzina schroniska na
Kondratowej, czêstuje piwem i pysznym bigosem. I jak tu nie kochaæ takich
miejsc jak Kondratowa? Tego dnia mia³ miejsce Memoria³ Stanis³awa Skupnia,
zawody organizowane przez PTTK oddzia³ Zakopane. I jeszcze jedno. Zygmunt,
mój znajomy z Forum Skiturowego, zaproponowa³ mi kiedy¶, by nadawaæ nazwy
zjazdom narciarskim, których dokonali¶my w Tatrach. Pomys³ ten spodoba³ mi
siê i to bardzo. A wiêc po namy¶le ten zjazd nazwa³em „Kochamy dziewczyny,
gdy¿ maj± wypuk³o¶ci i rozpadliny”, po pierwsze, by jako¶ dopie¶ciæ nasze
¿ony, znajome itd. którym przez nasze górskie pasje mo¿e nie po¶wiêcamy
tyle czasu, co one by chcia³y i my by¶my chcieli… No có¿, takie ¿ycie. "
Foto-relacja (zdjêcia Wojciech Szatkowski,
Adam Brzoza):
|