(25.06.2009) Wojciech Szatkowski: "Sezon ski-turowy
2008/2009 zakończyliśmy bardzo udaną wycieczką w rejon Morskiego Oka i
Rysów. Osiągnęliśmy wierzchołek o wysokości 2430 m, z którego
widoki zapierały dech w piersiach, co pewnie spowodowało, że powyżej
podpisany miał kłopoty z utrzymaniem równowagi... (a może to rum
spowodował, do dziś naprawdę nie wiadomo).
Rano docieramy w czwórkę do Morskiego Oka: Joasia, Beti, Maciek i ja.
Pogoda nijaka: szare mgły wiszą nad Rysami, Mięguszowieckimi i resztą tego
skalnego towarzystwa, ale ruszamy dziarsko w górę. Pod Czarnym Stawem pod
Rysami pierwszy kontakt ze śniegiem. Przy stawie zaczynamy podejście: ja z
buta, a pozostała trójka na fokach. Dochodzimy do piargu przykrytego
śniegiem i cały czas pniemy się w górę (teraz już w rakach). Na śniegu
leży trochę skał, różnych rozmiarów, potem skręcamy w lewo, w stronę Buli
pod Rysami. Pogoda poprawia się, jest coraz piękniej. Widać „szóstkowe”
zjazdy z Mięgusza i Zachodem Grońskiego... brrr. szaleństwo. Maciek raźno,
jak to on, rwie do góry, a my za nim. Jeszcze tylko stromy żleb, idący
skośnie w lewo, przy skałach zostawiamy sprzęt i wchodzimy na wierzchołek
szczytu 2430. Na nim spotykamy Iwonę z Rabki ze znajomym. Pogaduchy, mnie
łapie skurcz i upadam. Beti częstuje herbatą z rumem (wyśmienita) i
opowiada dowcipy. Potem zakładamy kaski i zjeżdżamy. Zjazd bardzo piękny,
firn, skręty, objeżdżanie skał, potem długi szus na staw. Wycieczka
marzenie.
Potem czynność przebierania butów itd. Wesoło nam jest. Szerokie uśmiechy,
pijemy herbatę. Ale i w sercu (przynajmniej moim) jest i smutna nutka.
Dlatego, przez chwilę myślę przy Czarnym Stawie o dwóch z nas, którzy
odeszli tej wiosny: o Piotrze Morawskim - himalaiście, którego miałem
przyjemność spotkać na Spotkaniach z Filmem Górskim w Zakopanem (2004), i
który zginął w Himalajach pod Dhaulagiri i o Andrzeju Wojtychu, który
zmarł nagle na serce w Kotle Goryczkowym. Odeszło dwóch ludzi gór wielkiej
klasy: Andrzej - którego zawsze ciepły, nazwałbym to radiowy głos, tak
zawsze lubiłem, tak jak i jego szeroki uśmiech - pracował w obserwatorium
na Kasprowym Wierchu. Andrzej świetnie jeździł na nartach, był po prostu
fajnym facetem, kochał góry, rodzinę i to co robił. Tydzień przed jego
odejściem rozmawialiśmy przez telefon, i nagle trach... wiadomość, że nie
żyje. No i Piotr Morawski – himalaista wielkiej klasy, któremu w styczniu
br. w mailu przed wyjazdem w góry najwyższe napisałem „życzę zawsze
szczęśliwych powrotów z Gór”.. - tym razem Ci na Górze, którzy decydują
przecież o naszym losie, podjęli decyzję, że zabierają ich obu, tam, na
najwyższą Grań. Tak nie miało być, bo chcielibyśmy przecież, by byli obaj
tu – na dole - z nami, ale tak się stało. Moje myśli pomknęły znad
Czarnego Stawu ku Nim, pomyślałem krótko: - żegnajcie. Nasza czwórka
szczęśliwie wraca w Dolinę, ku Morskiemu Oku. My jeszcze wracamy, nie
wiemy co prawda, ile nam jeszcze zjazdów jest pisane, ile podbiegów,
wycieczek, uśmiechów, ile razy obetrzemy pot na czole, zachwycimy się
górskim widokiem, ile razy wrócimy do domu, do rodzin, do tych, których
kochamy. Nie wiemy tego. Dlatego trzeba cieszyć się każdą chwilą, żyć tak
prawdziwie, jak się tylko da i stale odkrywać i kochać ludzi wokół nas, bo
kto wie, kiedy Ci z Góry wezwą ich i nas na najwyższą z grani, tę
niebieską. W takim nastroju schodzę w dół. Telefonuję jeszcze pod drodze
do Dr Wysokińskiego. – Tomek, to dzięki Tobie zjechałem z tej góry,
jeszcze raz dzięki!!! To wszystko prawda, gdyby nie operacja kręgosłupa w
2007 r., która tak dobrze przebiegła, to nie byłbym tu gdzie jestem. Moje
myśli pomknęły ku szpitalowi w Jastrzębiu, ku ludziom, którzy wyciągnęli
mnie z tej opresji, Tomkowi. Jeszcze raz dziękuję. Dobrze jest w gronie
przyjaciół kończyć sezon takim zjazdem. Przechodząc obok kapliczki Matki
Boskiej od Szczęśliwych Powrotów w myślach z całych sił mówię: dziękuję Ci
za każdy zjazd, za każdy skręt, a zwłaszcza za to, że kolejny raz wszyscy
wracamy cało..."
Foto-relacja
(zdjęcia Beata Stasik):
Foto-relacja
(zdjęcia Maciej Bielawski):
Foto-relacja
(zdjęcia
Wojciech Szatkowski):
|