(20.05.2005)
Wojciech Szatkowski: "Przy wejściu do Kuźnic
spotykamy całkiem sporego jelenia, ale to wcale nie koniec naszych przygód
ze zwierzętami. Jest 5.20. Dolina Jaworzynki w Tatrach. Idziemy z
nartami na ramieniu w głąb doliny, budzi się nowy dzień, pada deszcz.
Nagle „skała”, która znajdowała się przed nami, tuż obok szlaku, ożyła. To
nie wanta lecz niedźwiedź! Z brunatnych kudłów trysnęła w górę fontanna
wody i „On”, jak pisał Sabała, elegancko zszedł nam z drogi. My też
uszanowaliśmy jego ostre pazury i gigantyczną siłę i nie zbliżaliśmy się.
Wykonaliśmy tylko kilka zdjęć i rozstaliśmy się z „naszym niedźwiedziem””.
Był od nas oddalony o jakieś 30 m. Ciekawe, że po ok. 400 m podejścia
zauważyliśmy stado saren, które chyba nic o niedźwiedziu nie wiedziały,
gdyż wyglądały jakby wcale nie były jego obecnością przestraszone.
Dochodzimy na Halę Gąsienicową, zaczyna mocniej lać, a momentami, jak to
się mówi „prać żabami”. Zakładamy foki i lawirując po lewej i prawej
stronie ścieżki dochodzimy do Czarnego Stawu Gąsienicowego, gdzie moje
foki mówią stanowczo „dość” i odklejają się, a nie wziąłem drugich. No,
cóż dalszą część drogi pokonuję pieszo, a przy progu dołącza do mnie
Maciek i razem z nartami przy plecakach pokonujemy próg prowadzący do
Zmarzłego Stawu. Dalej podchodzimy wprost Starym Zawratem, czyli żlebem na
Przełęcz Zawrat (2158 m), gdzie wita nas bardzo ładna, choć niemniej
wietrzna pogoda. Wykonujemy zdjęcia i szykujemy się do zjazdu na
południową stronę Zawratu. Jest firn, więc kręci się bosko. Przy jednym ze
skrętów Maciek wylatuje jak z katapulty i przelatuje przez skalną grzędę.
Na chwilę robi się nieprzyjemnie, bo nie wiem, czy coś mu się nie stało.
Ale okazuje się, że twardy Maciek jest tylko mocno obolały. Nie daję mu
zbyt długo odpoczywać, gdyż po krótkim podejściu osiągamy Przełęcz Schodki
(2065 m). Znowu przypinamy narty i ruszamy: zjazd wyceniony na „dwójkę”, z
początku dosyć stromo z nawisu, potem ładnym terenem skrętami do Doliny
Pustej. Tutaj czeka nas fantastyczna jazda, długimi bądź krótkimi skrętami
aż do tzw. Tablicy Bronikowskiego. Znowu sporo filmujemy i fotografujemy.
Zjeżdżamy w stronę Wielkiego Stawu i jego brzegiem, z jednym przebijaniem
się przez kosówki, docieramy do kładki nad Siklawą. Tu ściągamy narty,
przechodzimy na drugą stronę i ponownie idąc na nartach osiągamy
schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Wstępujemy do schroniska na
krótko: na herbatę z cytryną. Mamy tu przecież jeszcze coś do zrobienia –
czeka nas zjazd Litworowym Żlebem do Doliny Roztoki, wyceniony w
przewodniku Życzkowskiego i Wali na „dwójkę” (najstromsze miejsce 40
stopni). Warunki jeszcze lepsze niż na Schodkach – firn, ale jakby
twardszy, mniej puszczony. Ponownie festiwal długich i krótkich skrętów i
jeszcze jakieś 800 metrów jazdy i postanawiamy ściągnąć narty. Spotykamy
Jacka Janię i z nim wracamy autem. A jednak spełnił się sen Maćka, że
spotkamy niedźwiedzia. Piękna zima w Pięciu Stawach Polskich powoduje
natomiast, że snujemy nowe plany wycieczki narciarskiej w ten rejon...".
Foto-relacja
(zdjęcia Wojciech Szatkowski):
Foto-relacja
(zdjęcia Maciej Bielawski):
|