(10.09.2007) Wojciech Szatkowski:
"Bohaterką spotkania „U Wnuka” była Barbara
Grocholska-Kurkowiak. Urodziła się 24 sierpnia 1927 r. w Falentach
pod Warszawą. Walczyła w powstaniu 1944 r., startowała na dwóch zimowych
olimpiadach i była jedną z najlepszych alpejek w historii PZN. Po
zakończeniu kariery trenerka dzieci i poetka - to skrót sportowego i nie
tylko życiorysu Barbary Grocholskiej-Kurkowiak, bohaterki spotkania w
restauracji „U Wnuka”.
Niedługo po upadku powstania warszawskiego znalazła się w Zakopanem. Po
walkach w Warszawie „Kuczerawa”, jak ją nazywano z powodu kręconych
włosów, nosi pamiątkę -niewielką bliznę koło oka. Jest to ślad po kuli
karabinowej, która otarła się o nią na powstańczej barykadzie. Zobaczyła
Tatry i pozostała pod ogromnym wrażeniem ich potęgi i piękna. Tak jest do
dzisiaj. - Góry strasznie mnie porwały. Z początku nawet nie bardzo
wiedziałam co bardziej lubię, narty czy wspinaczkę. Jednak wybrałam narty
– mówi z uśmiechem. Rozpoczęła naukę w Liceum Gospodarczym w Kuźnicach, a
stamtąd, wiadomo, miała blisko na narty i na Kasprowy. Potem pracowała
jako kelnerka w restauracji na Kasprowym Wierchu i w każdej wolnej od
pracy chwili jeździła na nartach. Z początku nie myślała nawet o zapisaniu
się do jakiegoś klubu, ale z czasem... Mimo, że dosyć późno zaczęła
jeździć na nartach to czyniła szybkie postępy. Zaczęła karierę narciarską
w klubie SN PTT. Kiedyś instruktor Pęksa zauważył jej elegancki styl jazdy
na Kasprowym Wierchu i powiedział: - Basiu, ty musisz się zapisać do
klubu! I niedługo potem przyniósł mi deklarację członkowską na Kasprowy.
No i zapisałam się. Potem startowałam też w barwach CWKS i WKN Warszawa -
wspomina. W 1948 r. podczas Pucharu Kolejek Linowych na Kasprowym Wierchu
zajęła 3 miejsce, co zachęciło ją do dalszej pracy. Kolejne wyniki, które
zwróciły na nią uwagę zanotowała w 1950 r. Było to wicemistrzostwo Polski
w zjeździe za Anną Bujakówną, brąz w kombinacji alpejskiej i 4 miejsce w
slalomie. Początek jej kariery sportowej został więc uczyniony – znalazła
się w kadrze. Rok później zdobyła pierwszy swój złoty medal Mistrzostw
Polski – zdobyła go w zjeździe. Zaczęła startować, dla siebie i dla
Polski, o którą wcześniej walczyła w 1944 r. Teraz walczyła na nartach.
Startowała na dwóch zimowych olimpiadach: w 1952 r. w Oslo była 13 w
zjeździe, swojej ulubionej konkurencji. Lubiła prędkość i nie bała się.
Była też 14 w slalomie specjalnym. Na kolejne Igrzyska do Cortiny d'
Ampezzo (1956) jechała już jako w pełni dojrzała w sensie sportowym i
psychicznym zawodniczka. Liczyła na dobry wynik. Przedolimpijskie starty
zdawały się potwierdzać świetne przygotowanie polskich alpejek. Niestety
kontuzja nadgarstka stanęła na drodze do liczącej się lokaty. Mimo bólu
ręki lekarz dał zastrzyk jako blokadę, a trener Stefan Dziedzic bandażami
i gumami przymocował kijek do ręki swojej zawodniczki, która wzięła udział
w zawodach i zajęła 17. miejsce! Taka była – zawsze wykazywała i wykazuje
charakter i upór w tym co robi. Żałuje, że nie pojechała na swoje trzecie
Zimowe Igrzyska do Squaw Valley w 1960 r. Niestety, nie wysłano wówczas
reprezentacji polskich alpejek, a była w naprawdę dobrej formie i nie
trapiły jej kontuzje. Nad jej talentem pracowali wybitni szkoleniowcy: Jan
Lipowski, Tomasz Gluziński i Stefan Dziedzic. Dzięki ich sportowemu
„warsztatowi” i doświadczeniu osiągała coraz wyższe stopnie wtajemniczenia
w narciarstwie. Oprócz olimpiad startowała z powodzeniem na akademickich
mistrzostwach świata, na których zdobyła 4. medale (2. złote, 1. srebrny i
1. brązowy). Startowała też na Mistrzostwach Świata FIS w 1958 r. w Bad
Gastein. Często wchodziła do grona 10 najlepszych zawodniczek świata np. w
Grindelwaldzie (Szwajcaria) w bardzo silnej obsadzie zajęła 4 miejsce w
slalomie gigancie i specjalnym, była w czołówce na zawodach w Kitzbühel,
Chamonix, Ga-Pa, Val Gardena i innych Jej zdjęcie znalazło się wówczas na
okładce „Die Woche”. Swój ostatni 24. tytuł mistrzyni Polski zdobyła w
1968 r., pokonując zawodniczki młodsze od niej o 20 lat.
Po latach w jednym z wywiadów powiedziała: - Zastanawiając się nad okresem
startów, myślę, że moje wejście – takie całkowite – w narciarstwo miało
podłoże w „zaczarowaniu górami” i w pewnym temperamencie sportowym, z
którym przyszłam na świat. W góry uciekała także od szarej rzeczywistości
Polski z lat 50., gdzie sport był integralną częścią komunistycznej,
mrocznej rzeczywistości, a zawodnicy byli oczywiście poddani kontroli
odpowiednich służb wewnętrznych PRL. W kraju mówiono o szykanowaniu i
ciągłych aresztowaniach. Przed wyjazdem do Oslo, podczas obozu na
Kalatówkach, „smutni panowie” odwiedzili przygotowujących się wyjazdu
polskich narciarzy. Każdego brali na indywidualne rozmowy i zachęcali
wprost do donoszenia na siebie. Oczywiście nie zgodziła się. – Od tej
ponurej rzeczywistości uciekaliśmy w góry na narty – tłumaczy. Jej
ulubioną konkurencją był bieg zjazdowy. Czasami jadąc po trasie powtarzała
w myślach: - szybciej, szybciej... Świetne wyniki zanotowała też w
slalomie specjalnym i slalomie gigancie.
W kadrze alpejek przyjęła się znakomicie ze względu na niepospolite cechy
charakteru: zawsze pogodna, uśmiechnięta, jednocześnie bardzo „bojowa” na
stoku i otwarta na kontakty z innymi ludźmi. Mimo, że była spoza
Zakopanego, koleżanki przyjęły ją w kadrze i zaprzyjaźniła się z nimi. Te
przyjaźnie przetrwały zresztą do dziś: z Marią Kowalską, Marią Szatkowską
i innymi. - Bardzo lubiłam też nieżyjącego już Włodka Czarniaka –
wspomina. Jej koledzy i koleżanki trochę porozjeżdżali się po całym
świecie, ale czasami spotykają się i wspominają „tamte”, kadrowe czasy.
W sporcie osiągnęła mistrzostwo: 24. (lub 25. wg dra Tuszyńskiego) złote
medale na Mistrzostwach Polski, dwie olimpiady, starty w Mistrzostwach
Świata, tytuły akademickiej mistrzyni świata – uprawniają do tego, by
powiedzieć, że Barbara Grocholska-Kurkowiak spełniła swoje sportowe
ambicje i marzenia. Spełniła je mimo choroby – astmy, która z pewnością
ograniczała jej wrodzoną sprawność fizyczną. Jednak osiągnęła w życiu coś
znacznie więcej – mistrzostwo w człowieczeństwie – spełnienie się w życiu
jako osoba wrażliwa na otaczający ją świat, a zwłaszcza ludzi. To coś
więcej niż tylko mistrzostwo sportowe, które przemija i gdy kończy się
karierę, czasami pozostaje pustka... A właśnie wtedy, gdy wyczyn sportowy
skończył się w jej życiu, z wrodzoną sobie energią zajęła się pracą
trenerską, rodziną, zaczęła pisać wiersze i odnalazła swoje „ja” w różnych
dziedzinach życia. Jako trenerka miała znakomite podejście do dzieci,
które chętnie brały udział w treningach z „panią Basią”.
Próbą dla niej była śmierć córki Ani. Mimo tego, że bardzo ciężko przeżyła
to tragiczne doświadczenie ze strony losu, to jednak potrafiła, jak to się
mówi, „stanąć na nogach”. Nadal jeździ na nartach, jest osobą bardzo
pogodną i pełną werwy, jak za czasów narciarskich startów. W górach ciągle
szuka swoich dawnych śladów nart, przyjaźni i wolności, którą odkryła na
nowo w świecie śniegu i nart. O tych chwilach mówią także jej wiersze,
wydane w dwóch tomikach. Autorka przelała bowiem na papier swoje uczucia z
lat startów, związane z przebywaniem w górach oraz refleksje na temat
życia. Spotkanie pokazało jakim człowiekiem jest Pani Basia – otwartym na
drugiego człowieka i znajduje się w znakomitej formie, o czym świadczyły
jej opowieści o swoim życiu okraszone wierszami. Sto lat Pani Basiu -
życzy Ci Zakopane, zakopiańczycy i polscy sportowcy".
Specjalne podziękowania dla:
organizatorki
spotkania Małgorzaty Wnuk, za wspaniały tort urodzinowy dla p. Marii
Rzankowskiej "Samanta", dla Stanisława Brzęka - za sprzęt multimedialny,
dla p. Zosi z Restauracji U Wnuka - za wspaniały poczęstunek dla gości
oraz dla mediów: Podhalańskiego Serwisu Informacyjnego Watra, "Dziennika
Polskiego" (Bożena Gąsienica) i "Tygodnika Podhalańskiego" (Jolanta Flach)
oraz dla muzyki Stanisława Pietrasa z Bukowiny Tatrzańskiej.
Foto-relacja (zdjęcia Piotr Kyc):
Foto-relacja (zdjęcia Wojciech Szatkowski):
Foto-relacja (zdjęcia archiwalne z archiwum
zawodników, ze zbiorów Wojciecha Szatkowskiego i Mieczysława
Króla-Łęgowskiego, Zofii Gluzińskiej, Muzeum Powstania Warszawskiego):
Foto-relacja (zdjęcia Maciej Stasiński):
|