Kula startował w barwach SN PTT Zakopane i był przyjacielem Stanisława Marusarza. Jan Kula, skaczący w barwach klubu SN PTT Zakopane, ukończył wtedy 17
lat i był najmłodszym skoczkiem zawodów i swego rodzaju rewelacją. Pisano o nim jako o „cudownym dziecku polskich skoków narciarskich” i „objawieniu sezonu”. W czwartkowym treningu przed oficjalnymi zawodami narciarskimi ten młodziutki skoczek osiągnął fenomenalną odległość aż
85, 5 metrów (co było nowym, chociaż nieoficjalnym, rekordem Wielkiej Krokwi- W.S) i skakało mu się, jak wspominał, świetnie. Niestety ta szczęśliwa passa skończyła się następnego dnia, kiedy to po skoku na 79 metrów wywrócił się nagle na zeskoku i połamał swoje skokówki. Drugich nart skokowych nie było. Wtedy pospieszył mu z pomocą wspaniały
producent nart „zubków” i przyjaciel narciarstwa – Stanisław Zubek i na sobotę „wyrychtowoł” Kuli nowe skokówki. Kula otrzymał je jednak dopiero w sobotę wieczorem i nie zdążył, niestety, należycie na nich potrenować i „oswoić” się z nowymi nartami.
Jan Kula wspomina:
„Dostałem znakomite norweskie hickorowe narty. Co prawda trochę za długie i ciężkie, bo o odpowiednich do mojej wagi i wzrostu trudno było wówczas myśleć,
gdy chodzi o sprzęt najwyższej klasy. Ale skakało mi się na nich naprawdę świetnie. Niemal za każdą próbą biłem życiowe rekordy. Dziennikarze piali z zachwytu – „a to sensacja, a to numer, kto wie, może właśnie on... W piątek jak grom z jasnego nieba spada na mnie nieszczęście – w ostatnim treningowym skoku w piątek, na dwa dni przed niedzielnym konkursem,
łamię obie deski. Jestem niepocieszony – rezerwowego sprzętu brak. Chyba z mojego debiutu nic już nie wyjdzie ! Ale nie, niespożyty Stanisław Zubek w ostatniej chwili na dwie godziny przed startem przywozi mi nowiutkie skokówki ze swojej wytwórni. Nie ma nawet czasu ich wypróbować, trzeba natychmiast iść na rozbieg. Zdenerwowanie daje niestety o sobie znać. Skoki nie
wychodzą mi tak jak na treningach – Staszkowi Marusarzowi też się zresztą nie wiedzie, zajmuje dopiero piąte miejsce – plasuję się na dalszej pozycji”.
Zdarzały się podczas konkursu sytuacje naprawdę komiczne. I tak Niemiec Aschenwald upadł w czasie skoku na 71 m. Do leżącego na zeskoku narciarza
podbiegli członkowie Pogotowia, odpowiedzialni za bezpieczeństwo podczas zawodów. Prawie nieprzytomnego zawodnika wsadzono do toboganu, ale nagle Niemiec zerwał się i biegiem uciekł z zeskoku skoczni, co wywołało uciechę i salwy śmiechu wśród widowni.
Skakała czołówka światowych
skoczków z braćmi Birgerem i Asbjornem Ruudami, którzy byli zdecydowanymi faworytami konkursu, Norweg Kongsgaard, doskonały Josef Bradl, Austriak z Bischofshofen, startujący obecnie w barwach Niemiec, rekordzista świata z Planicy (1936 r.) i wiele sław światowego narciarstwa. Konkurs skoków zgromadził tysiące ludzi:
od wczesnego ranka pociągami, samochodami i autobusami poczęły do Zakopanego zjeżdżać nie notowane dotychczas tłumy publiczności, która długimi korowodami spieszyła w stronę stadionu narciarskiego.
Skocznia została wspaniale udekorowana. O pechu w pierwszej serii mógł mówić mistrz olimpijski z Garmisch-Partenkirchen (1936) Birger Ruud,, skaczący z numerem 5 na odległość
72 m, co okazało się za mało. Norweg Kongsgaard „wyciąga” na Krokwi 76, 5 m. Niemiec Bradl skacze jeszcze dalej, bowiem
na 80 m, co jest nowym, oficjalnym rekordem Krokwi. W drugiej serii jeszcze o 1,5 metra dalej poleciał mistrz Birger Ruud, co po zsumowaniu wyników dało mu wysoką 2 pozycję. Stanisław Marusarz był zdecydowanym polskim faworytem tego konkursu, tym bardziej, że przecież skakał u siebie, na ukochanej Krokwi. Stało się jednak inaczej i Marusarz po skokach (74 i 76, 5
m) zajął 5 pozycję.
|