|
INFORMACJE BIEŻĄCE
|
|
|
Planickie fanfary
dla Norwegów! |
2004-02-29 |
119
skoków powyżej 200 metrów, 11 powyżej 220 m i rozdanych 15
medali to sportowy plon 18. Mistrzostw Świata w lotach
narciarskich w słoweńskiej Planicy, które rozegrano od 19 do 22
lutego br. Niekwestionowanym bohaterem tej imprezy jest team
Norwegii prowadzony przez Mikę Kojonkoskiego, a zwłaszcza Roar
Ljoekelsoey, który przywiózł do Norwegii aż dwa złote medale.
Zawody oglądnęło 65 tysięcy kibiców, w tym wielu Polaków, którzy
bardzo dobrze bawili się w Dolinie Tamar.
„Velikanka” rokrocznie zaskakuje nas czymś nowym. Tak było i tym
razem. Gdy wyruszyliśmy z Zakopanego do Słowenii, bardzo dobra
dotąd pogoda gwałtownie popsuła się i w ciągu trzech dni zawodów
nie rozpieszczała kibiców, sportowców i organizatorów. Padał
śnieg, a w niedzielę, podczas konkursu drużynowego, nawet
deszcz.
Zdobycie złotego medalu w lotach nie jest łatwe, do klasyfikacji
liczone są cztery skoki. Jak się okazało trzeba było skakać
powyżej 220 m, by być na podium. Walka o medal pierwszego dnia
zakończyła się zwycięstwem niemieckiego skoczka „Schorschiego”,
czyli Georga Spaetha, po skokach na 203,5 i 225 m. Niemiec
prowadził z przewagą 14,5 punktu nad Finem Tamim Kiuru (skoki
197,5 i 218,5 m), a trzeci był lider klasyfikacji pucharu świata
Fin Janne Ahonen (190 i 225 m). Dla mnie bohaterem tych zawodów
był „Tiger” Tommy Ingebrigtsen, który prowadził po 1 serii,
jednak w drugiej upadł, gdyż jak powiedział mi trener Kojonkoski,
miał zły balans i ciężar ciała przesunął zbytnio do przodu i
przez to upadł, a gdyby nie upadek jak obliczyłem miałby podium
w garści.
Po pierwszym dniu dobre 6 miejsce zajmował „Batman z Wisły”, jak
zapowiadał go spiker Bojan, czyli polski skoczek Adam Małysz (po
skokach na 187,5 i 215,5 m). Zwłaszcza ten drugi skok był bardzo
dobry, a sam Małysz powiedział, że powróciła mu po nim radość
skakania. Gospodarze także mieli powody do radości gdyż siódmy
był pierwszego dnia Robi Robert Kranjec (skoki 186,5 i 214 m).
Gdy leciał w powietrzu na stadionie było słychać kołatki, brawa
i okrzyki tysięcy słoweńskich kibiców. A propos kibiców to
ubrani oni byli bardzo ciekawie: widzieliśmy Norwegów w hełmach
Wikingów, odzianych w narodowe flagi, z napisami ku czci swoich
idoli: „Roar”, „Bjoern” i „Sigurd”, młode Słowenki z napisem „Benko”,
które kibicowały Rokovi Benkoviciovi, Finów, którzy do Planicy
przyjechali w kombinezonach narciarskich skoczków, no i
oczywiście Polaków, w różnego rodzaju hełmach w biało-czerwonych
barwach. Atmosfera była bardzo dobra, chociaż na zawody
przyjechało dużo mniej widzów niż w zeszłym roku. Najwięcej
kibiców oglądało konkurs sobotni.
21 lutego miał być dniem, który pokaże nowego mistrza świata w
lotach narciarskich. Dzień ten okazał się szczęśliwy dla
Norwegów. Zawody wygrał Ljoekelsoey po skokach na 222 i 210,5 m,
przed Ahonenem (216,5 i 201,5 m) i Kiuru (220 i 191,5 m). Po
ogłoszeniu wyników Norwegowie długo cieszyli się z wyniku, a
jeden z nich zdjął mimo mrozu i padającego śniegu koszulę i w
krótkich spodenkach wzbudzał nie mniejszą sensację niż najlepsi
skoczkowie świata. Wpadką ze strony organizatorów była mylna
piosenka szwedzka, zagrana Roarowi miast hymnu narodowego
Norwegii. Była to spora kompromitacja, którą opisały także
słoweńskie gazety, a tłumaczył się z niej Branko Dolhar, członek
Komitetu Organizacyjnego zawodów. Ale powróćmy do wyników.
Pierwszy w klasyfikacji Spaeth spadł ostatecznie na czwarte
miejsce. Konkurs zasługuje na komentarz. Zawodnicy spisali się
dobrze, mimo trudnych warunków w drugiej serii, dwukrotnie przez
jury przerywanej (podnoszono belkę, by zwiększyć prędkość na
progu). Zwłaszcza postawa Kiuru, który otrzymał za skok na 220 m
aż trzy noty po 20,0 punktów! Tak wysokich ocen nie otrzymał w
konkursie żaden skoczek. Małysz zakończył zawody na 11 miejscu,
na pocieszenie warto powiedzieć, że jest to najlepsze miejsce
pana Adama w MŚ w lotach. 28 był Mateusz Rutkowski. Postawa
Mateusza, który przypomnijmy, po raz pierwszy skakał na skoczni
„mamuciej” budzi duże uznanie. Tym bardziej, że wokół tego
zawodnika gazeta „Fakt” tworzy jakąś złą i niszczącą tego
skoczka atmosferę. „Fakt” opublikował fotoreportaż pokazujący
matkę Mateusza dojącą krowy, ale w tonie zdecydowanie
prześmiewania się ze skoczka ze Skrzypnego. „Wara od
Mateusza!!!” pismakom i tego typu „dziennikarzom”, którzy w
pogoni za sensacją i sprzedaniem swojego materiału za wszelką
cenę przekraczają granicę przyzwoitości i łamią kanony zawodu.
Mam tylko nadzieję, że Rutkowski będzie na to „odporny” i po
prostu nie da się. Gospodarze też nie byli zadowoleni do końca,
gdyż „Robi” Kranjec zakończył rywalizację na 12 miejscu. Mimo to
wszyscy dobrze się bawili. My pojechaliśmy do Kranjskiej Gory by
przeglądnąć wyniki i dać relację. W Biurze Prasowym doszło tego
dnia do dość poważnej przepychanki pomiędzy fotoreporterem z
„Faktu” a Kurtem Hennauerem z FIS. Chodziło o akredytacje, a
polski dziennikarz skarżył się Hennauerowi, że nie może się
dostać do niektórych sektorów na skoczni. Gdy okazało się, że
dorobił sobie na akredytacji „kropkę”, Hennauer zerwał mu
akredytację. W odruchu złości Polak zerwał ją także Hennauerowi
i panowie złapali się za bary. Sytuacja była nieprzyjemna, źle
zachował się polski dziennikarz, ale i Kurt Hennauer nie
powinien szukać rozwiązania w taki sposób. Koniec końców sprawę
rozwiązała policja, która oddała akredytację Polakowi.
W
niedzielę 22 lutego patrząc o 6.00 za okno skrzywiłem się z
niesmakiem. Deszcz. Po raz kolejny prognoza pogody, którą
mieliśmy okazję oglądać w słoweńskiej telewizji, mimo środka
zimy wypełniła się co do joty. No, ale trudno, skoro już
jesteśmy to jedziemy pod „Velikankę”. I okazało się, że właśnie
niedzielny konkurs okazał się najlepszy, a skoczkowie latali
najdalej. Zresztą deszcz wcale nie okazał się tak uciążliwy i
wkrótce po 9 przestał dokuczać. Oglądaliśmy na „letalnici brati
Goriškov” aż 42 skoki powyżej 200 metrów, w tym 5 powyżej 220 m.
Dodatkowego uroku zawodom drużynowym dodawały mgły, które
„chodziły” po szczytach i w Dolinie Tamar. W pewnym momencie
zaległy one pod progiem skoczni i zawodnicy wylatywali z mgły!
Czegoś takiego nigdy wcześniej nie widziałem i pewnie niedługo
zobaczę, a były to wrażenia dodatkowe - powiedzmy estetyczne.
Skoki dla nas rozpoczęły się naprawdę wspaniale, skaczący w 1
grupie zawodników, mistrz świata juniorów ze Strynu, Mateusz
Rutkowski, po pięknym technicznie skoku osiągnął 201,5 m
(życiowy rekord) i otrzymał dobre noty za styl (od 18.0 do 18.5
punktu) i po pierwszych skokach wyprzedzaliśmy nawet Słowenię.
Potem było już dużo, dużo gorzej, zwłaszcza po krótkim, 153,5 m
skoku Roberta Mateji. Bezkonkurencyjni okazali się natomiast
Norwegowie (skakali w składzie: Tommy Ingebrigtsen, Roar
Ljoekelsoey, Bjoern Einar Romoeren i Sigurd Pettersen). Niech
ciekawostką będzie fakt, że w zespole Wikingów najkrótszy skok
to było aż 208,5 metra!!! Jak się ma taką drużynę to można
walczyć o złoto na każdej imprezie. Norwegowie osiągnęli łączną
długość skoków 1739 m, Finowie ze srebrnym medalem – 1720,5 m, a
brązowi Austriacy – 1649 m. Polacy mieli łączną długość skoków
1484 m, a więc do Norwegów stracili 255 metrów. Wśród Norwegów
chyba najbardziej cieszył się Romoeren, który osiągnął 227 m, co
było najdłuższym skokiem 18. MŚ w lotach narciarskich i 3 co do
długości w historii lotów. Romoeren przeszedł do kibiców,
uśmiechał się, rozradowany biegał unosząc kciuk w geście
zwycięstwa. Potem w boksie, z nartami opartymi o poręcz czekał
na skok ostatniego w kolejce z Norwegów, Roara Ljoekelsoeya. Ten
nie zawiódł, osiągnął 225 m. Teraz już tylko jeden zawodnik mógł
zmienić losy konkursu. Był nim Fin Janne Ahonen. Znowu leciał we
mgle, ale widać było, że pociągnie bardzo daleko – za krótko
jednak. Ahonen miał 217,5 m i bezradnie rozłożył ręce po
lądowaniu, bo wiedział doskonale, że to nie wystarczy na złoto.
I rzeczywiście, złoto osiągnęli Norwegowie. Koledzy Roara
wbiegli na zeskok „Velikanki” i aż miło było patrzeć jak
Norwegowie cieszą się ze swojego złota. Zaraz po skokach odbyła
się uroczysta ceremonia wręczenia medali. Tym razem nie było
wpadki przy hymnach i Norwegom zagrano wreszcie ich własny,
wszyscy śpiewali, wyraźnie wzruszeni. I pomyślałem sobie, stojąc
od nich trzy metry jedno: przecież trzy lata temu byli to
zawodnicy, którzy zamykali stawkę, a na MŚ w lotach w
Harrachowie (2002) Ljoekelsoey był poza „30”, a teraz są
najlepszym teamem na świecie! Ile pracy włożył w tych chłopców
Mika Kojonkoski, zbudował zespół, wsparł go naukowcami, a przede
wszystkim znakomitą atmosferą, o której już teraz krążą legendy.
A więc Heya Norge! Norwegowie wyjeżdżają z Planicy z 2 złotymi
medalami, Finowie nieco smutni, gdyż prowadzili do skoku
Romoerena, z trzema: dwoma srebrnymi i brązowym, Austriacy z
jednym. Bez medalu Niemcy, Słoweńcy, a Polacy daleko na 8
miejscu. Cieszą nas za to udane skoki Mateusza Rutkowskiego i
Adama Małysza, gorąco dopingowanego, jak zwykle, na „Velikance”.
My zawsze kibicujmy naszemu mistrzowi, wiedząc, że nasz „Tiger”
jeszcze nieraz się przebudzi i pokaże jak wielkiego formatu
skoczkiem był i jest nadal. Z tak bogatymi wrażeniami
powróciliśmy do Polski. Droga do kraju była fatalna, zwłaszcza
na terenie Słowacji, gdzie w rejonie Martina musieliśmy
pokierować ruchem by rozładować korek, spowodowany przez TIR-a,
który zupełnie zablokował przejazd. Udało się to i ok. 21
dotarliśmy do Zakopanego, a za rok znowu odwiedzimy „Velikankę”,
gdzie pojedziemy po kolejne sportowe emocje.
Serdeczne podziękowania za pomoc w organizacji wyjazdu dla:
Marka Siderka – Szefa Wyszkolenia w PZN
Firmom: „Rehau” i „Secret Service”
Foto-relacja.
(więcej...)
|
Wojciech
Szatkowski |
|
|
planica 2004 -
podsumowanie!!! |
2004-02-28 |
W
rocznicę 70-lecia skoków w Słowenii XVIII mistrzostwa świata w
lotach narciarskich zawitały w tym roku do Planicy. To tutaj
rozegrano pierwsze mistrzostwa świata w lotach w 1972 roku,
ponieważ to właśnie, wówczas Jugosłowianie, zabiegali o
wprowadzenie tej dyscypliny do kalendarza na stałe podczas
przełomowego Kongresu FIS w Optji w 1971 roku. Jednak niewiele
brakowało aby Słoweńcy, którzy skoki narciarskie kochają tak
samo jak Brazylijczycy piłkę nożną, oglądali zmagania
najlepszych skoczków świata w telewizji. Na dwa miesiące przed
imprezą okazało się, że „Velikanka” nie posiada ważnej
homologacji! Dopiero 13.02.2004 roku, czyli na 6 dni przed
rozpoczęciem największej imprezy sezonu, Międzynarodowa
Federacja Narciarska FIS przyznała certyfikat dla skoczni pod „Poncami”.
Ta decyzja została poprzedzona wizytą wysokich funkcjonariuszy
FIS-u w połowie stycznia br., o czym podczas zakopiańskiego
Pucharu Świata informował nas Oto Giacomelli. Zatem niemal w
ostatniej chwili uratowano imprezę dla 2 milionowego narodu,
rozkochanego w skokach. Wielką ochotę na organizację tak
prestiżowej imprezy wyrażał niemiecki Oberstdorf, dla którego
byłaby to, po pierwsze wielka promocja przed przyszłorocznymi
mistrzostwami świata w narciarstwie klasycznym, a po drugie
doskonała próba w zakresie całej logistyki. Oberstdorf przysłał
zresztą liczną ekipę do Planicy, która w swoim namiocie
rozdawała ulotki informacyjne już z programem poszczególnych
konkurencji oraz sprzedawała gadżety reklamowe – np. czapeczki z
napisem FIS Nordische Ski-WM Oberstdorf po 16 EUR (nie kupiłem)
oraz piny i naszywki do kurtek po 8 EUR za komplet (zakupiłem).
Niestety całą akcję promocyjno-informacyjną musieli zakończyć
przedwcześnie ponieważ w nocy z soboty na niedzielę ktoś
„życzliwy”, jak powiedziała mi przedstawicielka ekipy z
Oberstdorfu Stefanie Kohler, pogiął cały namiot a wszystkie
materiały powrzucał do pobliskiego kosza. W czwartek, gdy
dotarliśmy do Planicy zastała nas bardzo nieciekawa pogoda.
Zimno, duża wilgotność i padający deszcz na przemian ze
śniegiem. Nasz gospodarz z Podkorenu, Vojko Balon, u którego
zatrzymaliśmy się już po raz drugi powiedział nam, że jest
kompletnie załamany. „Przez 45 dni była piękna, zimna, ale
zarazem słoneczna pogoda. Dopiero dzisiaj zaczęło się chmurzyć i
padać z nieba”. No to pięknie, pomyślałem, przywieźliśmy niezłą
aurę! Z tego powodu nie dokończono w czwartek serii oficjalnego
treningu. Na piątek, jak również na pozostałe dni weekendu
zapowiadano podobną pogodę. Z niecierpliwieniem oczekiwałem na
to co rozegra się w piątek podczas pierwszego dnia zawodów.
Zapowiedziano, że bezpośrednio po serii próbnej rozpocznie się
konkurs. W piątek rano w kierunku Doliny Tamar pod „Poncami”
gdzie znajduje się „Velikanka”ciągnęły tłumy kibiców. Jedni na
piechotę z flagami Słowenii, Finlandii, Polski, Niemiec i
Norwegii przemierzali odkrytymi polami w mokrym śniegu ponad
kostki po 3 kilometry, inni, tak jak i my, zmotoryzowani jechali
w 6 kilometrowym korku 30 minut na miejsce. Być wcześnie to
znaczy zająć dobre miejsca! A niektórzy dojeżdżali codziennie po
40 km.
Pod
stadionem mnóstwo straganów z gadżetami i drobną gastronomią
kusi kolorytem i zapachami unoszącymi się z grilli i rożen.
Niestety jest drogo! Za czapeczkę z podpisami ekipy słoweńskiej
trzeba zapłacić 15 EUR, za hot – doga już nieco taniej – 4 EUR z
herbatą, bez prądu. Życzliwa obsługa skoczni daje ten towar za
darmo, w imię przyjaźni słoweńsko-polskiej zostaliśmy
poczęstowani przez ekipę opiekującą się strefą dla
fotoreporterów i Zoną „A” przepyszną śliwowicą. Norwegowie i
Niemcy byli zaopatrzeni w piwo i Jaegermeistera, dlatego po
godzinie w ich sektorach zrobiło się niesamowicie głośno i
radośnie, a jeszcze radośniej po zakończeniu pierwszego dnia
zmagań. Sam piątkowy konkurs można ocenić w dwóch słowach:
fatalny i fenomenalny. Pierwsza seria rozgrywana przy ciągle
padającym śniegu sprawiła Jurorom niesamowicie duże problemy.
Przez prawie pół godziny próbowali określić optymalną belkę
startową zmieniając ją aż trzykrotnie. W końcu stanęło na 12-ce!
Jakże pechowa była to decyzja stanowić może fakt, że oglądaliśmy
zaledwie dwa skoki powyżej 200 metrów na imprezie rangi
mistrzowskiej! Bohaterami pierwszej serii było dwóch skoczków:
Tommy „Tiger” Ingebrigtsen – 204,5 m oraz Georg „Schorschi”
Spaeth – 203,5 m. Norweg prowadził po pierwszej serii o zaledwie
1,2 pkt. Nasz Adam Małysz lądował na 187,5 m co dało mu 6
pozycję. Wielką radość sprawił wszystkim polskim kibicom mistrz
świata juniorów z norweskiego Strynu, Mateusz Rutkowski, który
po skoku na 151,5 m zakwalifikował się do finałowej 30-ki
zawodników. Było zatem jasne, że w sobotę zobaczymy dwóch
„Naszych”. Broniący tytułu mistrza świata z Harrachowa (2002)
Niemiec Sven Hannawald nie był w tak dobrej formie by nawiązać
walkę z najlepszymi. Po pierwszej serii zajmował dopiero 17
miejsce. Obecny pod „Velikanką”, były trener reprezentacji
Niemiec Reinhard Hess, przeżywał każdy skok Hanniego podczas
tych mistrzostw. „Czuję się jakbym nadal go prowadził....Do
zobaczenia w przyszłym roku w Zakopanem. Tam publiczność i
atmosfera jest niesamowita”, rzucił na koniec. W przerwie
organizatorzy przygotowali oficjalną ceremonię otwarcia
mistrzostw świata. Z pod progu „Velikanki” zjeżdżali na nartach
karwingowych narciarze, każdy z nich trzymał w rękach flagę
narodową jednego z 17 państw uczestniczących w imprezie. Spiker
oddzielnie witał każdego narciarza w języku tego państwa,
którego trzymał flagę. Odegrano oficjalny hymn zawodów, wszystko
trwało ok. 10 minut. W międzyczasie obsługa techniczna
poprawiała zeskok skoczni w oczekiwaniu na skoki 30 najlepszych
zawodników. Taka jest bowiem formuła mistrzostw świata. Po
pierwszej serii pozostaje najlepsza 30-ka, która rywalizuje w
kolejnych 3 seriach. Suma zdobytych punktów za poszczególne
skoki decyduje o lokacie każdego z zawodników. To co wydarzyło
się w 2 serii piątkowego konkursu przeszło najśmielsze
oczekiwania wszystkich. 17 000 widzów zgromadzonych w pierwszym
dniu konkursu oglądało niesamowity finisz. Kiedy na belce
startowej pojawił się Adam Małysz, spiker zawodów, Bojan – ten
sam, którego w zeszłym roku uczyliśmy kilku zapowiedzi po
polsku, ponownie dał sygnał polskim kibicom, którzy swoim
dopingiem „ponieśli” zawodnika z Wisły aż na 215,5 m. To był
skok do jakiego Adam Małysz przyzwyczaił nas przez ostatnie
sezony, zakończony charakterystycznym skinieniem wskazujących
palców. To znaczyło: „Było bardzo dobrze”. Tuż po Adamie skakał
Janne Ahonen, który uzyskał 225 m poprawiając tym samym swój
rekord w długości skoku. W geście radości Fin uniósł rękę do
góry z wysuniętym wskazującym palcem, a trener Tommy Nikunen
podskakiwał z radości na wieży trenerskiej. Następny Roar
Ljokelsoy nie wyprzedził Ahonena, ale ponownie 15 000 kibiców
ryknęło z radości – 221,5 m. Roar przegrał z Finem o zaledwie
0,4 pkt. Ahonen już w tej chwili wiedział, że po pierwszym dniu
zawodów będzie w najgorszym wypadku na 3 miejscu. I tak też się
stało! Tami Kiuru, kolega klubowy Ahonena z Lahden Hiihtoseura,
skoczył 218,5 m z przepięknie zaznaczonym telemarkiem i objął
prowadzenie. Na górze pozostało już tylko dwóch zawodników.
Georg
Spaeth po fantastycznym skoku wylądował na 225 m ciesząc się jak
dzieciak. Steiert, obecny trener Spaetha i Hess, były trener
Niemca także dali upust swojej radości. Nawet Michael Uhrmann
przeleciał ponad 200 m aby pogratulować koledze sukcesu.
Zanosiło się na to, że przy niedyspozycji Hannawalda inny z
zawodników niemieckich ma szanse na medal. Ostatni skok oddał
Tommy Ingebrigtsen, który prowadził po pierwszej serii. Norweg
wybił się jak z procy, leciał długo, wyraźnie walcząc o jak
najdłuższą odległość. Trochę przesadził, bowiem lądując na 225 m
(trzeci skok w jednej serii na 225 m!!!) nie utrzymał równowagi
i upadł zaraz po zetknięciu nart z podłożem. Tommy jednak
błyskawicznie podniósł się ze śniegu, uniósł ręce do góry w
geście radości i przy oszołamiającym aplauzie słoweńskiej
publiczności podszedł do bandy gdzie koledzy z reprezentacji,
Roar Ljokelsoy i Bjorn-Einar Romoren, przeciągnęli go na drugą
stronę. „Tu już nie upadniesz” zażartował ściskający kolegę
Romoren. Ostatecznie „Tiger” zajmował po pierwszym dniu zawodów
5 miejsce tracąc do Georga Spaetha 27,8 pkt. (ok. 23 m). Adam
Małysz był szósty, tracąc 32,6 pkt. (ok. 27 m), a Mateusz
Rutkowski zajmował 30 miejsce. Po cichu liczyliśmy, że w sobotę
Nasze „Orły” będą na nieco lepszych pozycjach. Adam Małysz do
pierwszego Spaetha być może nie miał szans, ale do zajmującego
trzecią pozycję Janne Ahonena tracił zaledwie 13,4 pkt. (ok. 11
m) co na mamuciej skoczni nie jest stratą nie do odrobienia
mając w zanadrzu jeszcze dwa skoki. Po konkursie najbardziej
zajętymi byli dziennikarze z Niemieckiej stacji RTL. Dieter
Thoma wraz ze swoim redakcyjnym kolegom jeszcze przez następną
godzinę przeprowadzali wywiady z „Schorschim” Spaethem, trenerem
Wolfgangiem Steiertem i gościem w Planicy, ale ubranym w
oficjalny strój niemieckiej kadry trenerskiej na obecny sezon
Reinhardem Hessem. Można powiedzieć, że chociaż przez tą godzinę
młody niemiecki skoczek poczuł brzemię odpowiedzialności za
sukces. Jak się później okazało bycie gwiazdą chociaż na moment
kosztuje bardzo wiele.
W
sobotę od samego rana wszyscy obstawiali nowego mistrza świata w
lotach narciarskich. Nieważne, czy szli, czy jechali samochodem
lub autokarem, czy wychodzili właśnie z hotelu czy kwatery
prywatnej obstawiali przy piwie lub przy mocniejszym trunku:
„Kiuru, Ljokelsoy, Spaeth, nieprawda, Ahonen!” Jedno było pewne,
że Sven Hannawald po 4 latach zostanie zdetronizowany. Niemcy
nie robili jednak z tego żadnej tragedii. Cały czas kamery
prywatnej stacji RTL były skierowane na jednego zawodnika –
Georga Spaetha. Przyznam się szczerze, że też liczyłem na tego
zawodnika. Trenerzy niemieccy skrzętnie próbowali ukryć swój
„brylancik” przed kamerami telewizji, która zaglądała nawet do
miasteczka zawodników zorganizowanego w odległości ok. 100 m od
skoczni. Trzeba przyznać, że pod tym kątem Słoweńcy przebili
organizatorów w Zakopanem. Przepiękne drewniane domki ze
spadzistymi dachami, dobrze podgrzewane stanowiły przytulny azyl
dla zawodników przed w przerwie i po konkursach. Pośrodku
specjalna chatka, w której każdy z nich mógł w biegu napić się
gorącej herbaty ziołowej, kawy, przegryźć banana lub połknąć
przygotowaną tartinkę. Te z salami, żółtym serkiem i dodatkiem
aromatycznej musztardy były najlepsze. Martin Schmitt w
przerwach kosztował jednak ciasteczko z kokosami w czekoladzie
wzmacniając kawałkiem banana. Z kolei trenerzy np. Mika
Kojonkoski jest na pewno zwolennikiem małej czarnej. W tym
miejscu przed rokiem stał namiot w którym „kotłowali się”
posiadacze akredytacji z napisem VIP. W tym roku namiot został
przeniesiony nieco niżej. Również zmieniono koncepcję namiotu
dla potrzeb konferencji prasowych. Niewielki, strzeżony przez
kilku ochroniarzy, dla ok. 100 dziennikarzy stał przy drodze
prowadzącej ze skoczni do miasteczka zawodników. Warto przy tej
okazji dodać, że do Planicy w tym roku przyjechało 118
słoweńskich dziennikarzy, 108 z zagranicy i 147 fotoreporterów z
15 krajów. Na rozbieg „Velikanki” można się dostać tylko na dwa
sposoby. Pieszo pokonując ponad 250 stopni wzdłuż zeskoku lub
przy pomocy wyciągu krzesełkowego, który znajduje się w
okolicach „Bloudkovej Velikanki” o punkcie K-120, która jednak
od zeszłego roku stoi bezużytecznie. Słoweńcy twierdzą, że ktoś
celowo nasypał na rozbieg zbyt dużo śniegu, w wyniku czego nie
wytrzymała drewniana konstrukcja, a teraz ta sama osoba wygrała
przetarg na modernizację. Jak widać pomiędzy Polską a Słowenią
różnica wynosi zaledwie 800 km. Każdy z zawodników przynajmniej
przez 1,5 minuty jest sam ze sobą, w pełni skupiony przed
czekającym go skokiem. Seria próbna była doskonałą zapowiedzią
tego co czekało nas w trzeciej serii konkursu. O godzinie 10:16
rozpoczęto ostateczną walkę o tytuł mistrza świata. Widzowie
ponownie dopisali w dolinie pod „Poncami”. Przyszło aż 35 000 „ljubiteli
poletov” czyli miłośników lotów narciarskich. Oglądali, podobnie
zresztą jak podczas piątkowej 2 serii aż 16 skoków powyżej 200
metrów! Na czoło po 3 serii wysunął się niespodziewanie Fin Tami
Kiuru. Za swój skok na odległość 220 m, z przepięknie
zaznaczonym telemarkiem otrzymał od trzech sędziów po 20,0 pkt!
Również nasz sędzia międzynarodowy, Ryszard Guńka, przyznał
zawodnikowi Lahden Hiihtoseura „dwudziestkę” – notę marzeń.
Później, kiedy rozmawialiśmy w Hotelu „Spik” niedaleko
Kranjskiej Gory powiedział: „Popatrzyliśmy na siebie i wszystko
było jasne...” (Ernst Egloff, SUI, Ryszard Guńka,POL i Wolfgang
Patzina,GER – przyp. Rafał Gucia). Dwa metry dalej skoczył
Norweg Roar Ljokelsoy, co pozwoliło mu awansować z czwartego na
drugie miejsce. Lider po pierwszym dniu zawodów, Niemiec Georg
Spaeth rozczarował wszystkich. Uzyskał zaledwie 202,5 m.
Oznaczało to, że spadł w generalnej klasyfikacji na trzecie
miejsce (w pierwszej sobotniej serii był to 13 wynik – przyp.
Rafał Gucia). Nasz Adam Małysz skoczył na 203,5 m i było
wiadomo, że nie poprawi dobrej 6 pozycji. Wyprzedził go po
trzeciej serii Słoweniec Robert Kranjec, który lądował na 216,0
m. Przed serią finałową skok przedskoczka z Finlandii, a w roli
tej wystąpił Akseli Kokkonen, na 213,5 m trochę zdezorientował
Jury zawodów. Postanowiono nieco obniżyć rozbieg, co niestety
nie okazało się dobrą decyzją. Śnieg padał coraz mocniej, był
bardziej mokry, blokował tory na rozbiegu co było przyczyną
zdecydowanie krótszych skoków. Dwukrotnie przerywano serię, aż w
końcu postanowiono, że zawodnicy będą skakali z belki nr 12 (o
jedną belkę wyżej aniżeli w pierwszej serii). Wielki zawód
sprawił gospodarzom „Robi” Kranjec, który w decydującym skoku
uzyskał zaledwie 182,0 m i spadł z dobrego 6 miejsca na 12. Adam
Małysz zajął ostatecznie 11 pozycję (196,5 m), co i tak w
historii jego skoków na mistrzostwach świata w lotach jest
najlepszym osiągnięciem. Wielką szansę zaprzepaścił lider
pierwszego dnia w Planicy, Georg Spaeth. Niesiony dopingiem
licznie zgromadzonych kibiców z Oberstdorfu poszybował najbliżej
z wszystkich 4 serii – tylko 195,5 m. Janne Ahonen pokonał
Niemca o 6 m i podobnie jak dzień wcześniej mógł być pewny
medalu. Główna walka o mistrzowski tytuł rozstrzygnęła się
pomiędzy Finem a Norwegiem. Tami Kiuru nie powtórzył tak dobrego
skoku jaki zanotował w 3 serii. Tylko 191,5 m oznaczało
ostatecznie 3 miejsce, a na górze pozostał już tylko Roar
Ljokelsoy. Wystarczyło by skoczył 200,0 m, ponieważ miał dość
znaczną przewagę nad Janne Ahonenem, który oczekiwał na dole na
ostatni skok Norwega. 26-letni skoczek z Trondheim skoczył
jednak bardzo daleko, pokazując, że nie jest minimalistą – 210,5
m nie pozostawiało żadnych wątpliwości. Sympatyczny Norweg
osiągnął największy sukces w swojej karierze. 16 lat po ostatnim
tytule mistrza świata w lotach, który zdobył w Oberstdorfie w
1988 roku Ole Gunnar Fidjestol Norwegia ma nowego bohatera.
„Jestem przeszczęśliwy, jeszcze teran nie mogę w to uwierzyć, że
zostałem mistrzem świata. Ze skoku na skok czułem się pewniej i
lepiej. Chciałem w tym miejscu serdecznie podziękować swojemu
trenerowi, Mice Kojonkoskiemu, który jest ojcem odradzających
się w Norwegii skoków”, powiedział zaraz po skoku norweskiej
telewizji nowy mistrz świata. Jeden z kibiców norweskich był tak
szczęśliwy przebiegiem wydarzeń, że po ostatnim skoku Roara
przez ponad 5 minut prawie nagi, miał tylko przewiązaną w pasie
halkę, wymachiwał flagą swojego kraju.
„Norwegowie
mają nowego Birgera Ruuda”, „Harald Schumacher skoków
narciarskich”, pisały następnego dnia słoweńskie gazety. Ale
pisały nie tylko o tym. Podczas sobotniej dekoracji, po
wręczeniu medali odegrano hymn. Problem polegał jednak na tym,
że nie był to ani hymn norweski, ani szwedzki, co sprostował
zaraz trener tej reprezentacji, Słowenjec Ludvik Zajc, tylko
jedna z ludowych przyśpiewek norweskich. Najwyższy członek
komitetu organizacyjnego, Branko Dolhar, tłumaczył dziennikarzom
na specjalnej konferencji prasowej, że organizatorzy zakupili
płytkę CD z ponad 20 hymnami, i że pod nr 12 miał znajdować się
hymn Norweski. Dlaczego, zamiast hymnu, znajdował się inny
utwór? Tego niestety Branko Dolhar nie potrafił wytłumaczyć.
Kurt Hennauer, jeden z oficjeli FIS-u zażartował, że następnego
dnia Norwegom lub Finom zagrają pewnie szwajcarski hymn
narodowy. Kurt Hennauer w Biurze Prasowym, które mieściło się w
Hotelu „Kompas” w Kranjskiej Gorze powiedział mi o Zakopanem;
„Tu można zastosować tylko jedno określenie, to co się dzieje w
Zakopanem jest fenomenalne. Przyjeżdżam bardzo chętnie do
Zakopanego. Jest tam zawsze bardzo zaangażowana i żywo reagująca
publiczność, której nie ma nigdzie na świecie. Nie można tego
porównać z żadną inną skocznią, nawet z Planicą, gdzie uważam,
że publiczność też decyduje o temperaturze zawodów. Zakopane
jest jednak poza wszelką konkurencją”. Jego przyjaciel, Walter
Hofer, a w zasadzie rodzina, ponieważ Dyrektor Pucharu Świata
jest ojcem chrzestnym najmłodszego syna Kurta Hennauera -
Ande-Matti, powiedział o zawodach w Zakopanem: „...Jestem bardzo
zadowolony z tego co zdarzyło się w Zakopanem. W pewnych
obszarach jesteście po prostu perfekcjonistami. Jeśli jednak
miałbym znaleźć pewne detale, które w moim przekonaniu nie idą
najlepiej to będzie to wioska dla zawodników z infrastrukturą
towarzyszącą, ale jak słyszałem, jest w planach. Ponadto nie
widzę takiego punktu, który można by rozwinąć w formie
krytyki...”. Po tych ciepłych słowach w sobotnie popołudnie
spokojnie przygotowywaliśmy się do ostatniego aktu
najpoważniejszej imprezy roku. Po raz pierwszy w Planicy
rozegrane zostały zawody drużynowe podczas mistrzostw świata w
lotach. Od samego początku było pewne, że o złoty medal mogą i
będą rywalizować ze sobą dwie ekipy: Finlandia i Norwegia. Zanim
jednak przystąpiono do rywalizacji pożegnano przed serią próbną
legendę niemieckich skoków narciarskich – Christofa „Duffi”
Duffnera. „Zdecydowałem się zakończyć karierę w Planicy i
poświęcić kolejnemu wyzwaniu. Chciałbym zostać dobrym trenerem
skoczków”, powiedział 33-latek z Schoenwaldu, który z pewnością
będzie miło wspominał Planicę. Tutaj w roku 1993 zajął 3 miejsce
podczas zawodów Pucharu Świata na dużej skoczni, w 1999 roku na
„Velikance” zajął również 3 miejsce, a nieco wcześniej w roku
1994 podczas mistrzostw świata był 4. W swoim ostatnim skoku w
karierze wylądował na 189 m. Brawo Duffi!
Finowie i Norwegowie stoczyli pasjonujący pojedynek o złoty
medal. Lepiej zaczęli „Suomi”. Tami Kiuru za perfekcyjny skok na
215,5 m otrzymał od sędziów aż cztery 20,0!!! Potem dobrze
skoczyli Lindstroem (209 m), rekordzista świata w długości skoku
Matti Hautamaeki (217 m) odpierając ataki Bjorna-Einara Romorena
(210,5 m), Sigurda Pettersena (211,5 m) oraz Tommy’ego
Ingebrigtsena (216,5 m). Przed ostatnią kolejką skoków Finowie
byli na prowadzeniu. Norwegowie po raz pierwszy wyszli na
prowadzenie dzięki fenomenalnemu w niedzielę Roarowi
Ljokelsoyowi, który skoczył 223,5 m, Janne Ahonen skoczył
zdecydowanie krócej - tylko 211,5 m.
Kiedy
w decydującej serii Bjorn-Einar Romoren ustanowił nowy rekord
Norwegii w długości skoku uzyskując aż 227 m, a Sigurd Pettersen
dołożył 216,5 m i powiększył przewagę nad Finami wydawało się,
że losy złotego medalu zostały już rozstrzygnięte. Kiedy swój
drugi skok oddał Matti Hautamaeki (213,5 m), zawodnicy z „Krainy
Tysiąca Jezior” ponownie objęli prowadzenie. Losy złotego medalu
były teraz w rękach, a właściwie w nartach, dwóch najlepszych
zawodników tegorocznej edycji Pucharu Świata. Janne Ahonen
skakał pierwszy uzyskując 217, 5 m, lądując wzruszył tylko
ramionami w geście dezaprobaty – z całą pewnością liczył na skok
o ok. 5 m dłuższy. Roar Ljokelsoy był jednak tego dnia w
wyśmienitej, mistrzowskiej formie. Skoczył 225 m co pozwoliło „Vikingom”
wyprzedzić Finów o zaledwie 7,7 pkt!!! O trzecie miejsce bój
toczyli Niemcy i Austriacy, którzy na końcu okazali się lepsi od
podopiecznych Wolfganga Steierta o 14,4 pkt. Niemcy ponieśli na
tych mistrzostwach dotkliwą porażkę, dwukrotnie zajmując czwarte
miejsca (Georg Spaeth indywidualnie i drużynowo). Nasza
reprezentacja zajęła dopiero 8 miejsce, ostatnie wśród ekip,
które zakwalifikowały się do finału. Polacy przegrali z ekipą
Norwegii o ponad 250 m. Jednak z każdego występu należy
wyciągnąć pozytywne wnioski, a do takich należy życiowy rekord w
długości skoku Mateusza Rutkowskiego, który w pierwszej serii
uzyskał 201,5 m. W półtora roku Mika Kojonkoski stworzył z
zawodników bardzo przeciętnie skaczących niesamowicie groźną
ekipę, która zaczęła podbijać skocznie świata. Niewielu z nas
jeszcze pamięta czasy, kiedy dwukrotny złoty medalista z Planicy
podczas zawodów na skoczni w Titisee-Neustadt był 34. Zaczęli od
słoweńskiej Planicy, gdzie zdobyli najcenniejsze laury. Kto wie
czy teraz „nowy Ruud” nie będzie chciał za wszelką cenę odebrać
na skoczni w Holmenkollen „Kryształowej Kuli” dla najlepszego
skoczka sezonu. W Planicy dwukrotnie pokonał Janne Ahonena,
jeszcze lidera Pucharu Świata. Co potem? Za rok mistrzostwa
świata w Oberstdorfie, gdzie na pewno Norwegowie wystartują w
roli faworyta, zarówno indywidualnie jak i drużynowo. Mika
Kojonkoski zapisał na swoim telefonie komórkowym powitanie
następującej treści: „TORINO 2006 – GOLD MEDAL!”
Serdeczne podziękowania za pomoc w organizacji wyjazdu dla:
Marka Siderka – Szefa Wyszkolenia w PZN
Firmom: „Rehau” i „Secret Service”
Foto-relacja.
(więcej...)
|
Rafał Gucia |
|
|
planica 2004!!! |
2004-02-19 |
Wojciech
Szatkowski, Rafał Gucia a także Krzysztof Głąbowicz pojechali na
mistrzostwa świata w lotach narciarskich, które odbywają się w
Planicy. Tuż po przyjeździe na miejsce przesłali pierwszą
relację... "Droga upłynęła nam dobrze, chociaż padał śnieg,
przejechaliśmy dzielnie Podkorenske Sedlo i jesteśmy obecnie w
Hotelu Kompass w Kranjskiej Gorze. W czwartek miały być
kwalifikacje, ale z powodu warunków (zła pogoda) zostały
odwołane. W piątek 20 lutego, o godzinie 9.00 odbędzie się seria
treningowa, ale tylko jedna. Potem o 10.15 rozpocznie się
pierwsza seria konkursowa (nie ma kwalifikacji). Ma startować
tylko po 4 skoczków z każdego państwa, za wyjątkiem Niemiec,
które mają mistrza świata w lotach i w związku z tym mogą
wystawić 5 zawodników. Prognoza pogody jest właściwie nie do
końca jasna, przewiduje według jednej wersji słonce i lekki
wiatr, a w drugiej opady śniegu, ale bezwietrznie. Spotkaliśmy
już trenera Apoloniusza Tajnera w Hotelu Spik w Kranjskiej Gorze,
gdzie przebywają ekipy".
|
Pozdrawiamy.
Wojtek, Rafał i Krzysiek |
|
|
zwyciężył
schwarzenberger. |
2004-02-08 |
Austriak
Reinhard Schwarzenberger zwyciężył w niedzielnym konkursie
Pucharu Kontynentalnego w skokach narciarskich rozegranym na
Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Za skoki na odległość 121 i 128,5 m
Reinhard Schwarzenberger otrzymał notę 247,1 pkt.
„Reini”
Schwarzenberger był pierwszy po pierwszej i trzeci w drugiej
kolejce skoków.
Drugie miejsce zajął, drugi w obydwu kolejkach, Austriak
Christian Nagiller (w konkursie startował również jego brat
Michael), który za skoki na odległość 120 i 130 m zebrał 244,5
pkt. Jako trzeci sklasyfikowany został Słoweniec Jernej Damjan,
po oddaniu skoków o długości 116,5 i 129 m, za które otrzymał
łączną notę 240,4 pkt. Słoweniec był trzeci w pierwszej kolejce
i pierwszy w drugiej.
Najwyżej
punktowany Polak, Wojciech Skupień z WKS Zakopane, zajął szóstą
lokatę po oddaniu skoków na odległość 118 i 122 m, za które
otrzymał 223,5 pkt.
W konkursie
wystartowało 77 zawodników, w tym 13 Polaków. Również w
niedzielę organizatorom zawodów dał się we znaki silny wiatr.
Według lokalnej stacji meteorologicznej, w Zakopanem podczas
niedzielnego konkursu wiatr wiał z prędkością około 5 m/sek., a
w porywach był dwa razy silniejszy. Mimo to niedzielny konkurs
udało się rozegrać i to w dwóch kolejkach, podczas gdy sobotni
konkurs z powodu wiatru przerwano w połowie pierwszej tury
skoków. Z takiej decyzji Jury nie byli do końca zadowoleni
trenerzy, a szczególnie Szwajcar
Arnaud Bousset,
który zwrócił podczas sobotniej odprawy uwagę, że takie decyzje
delegat techniczny powinien skonsultować z trenerami!
W tak trudnych
warunkach przeprowadzić obie serie to „wielka sprawa”. To w
niedzielę udało się perfekcyjnie. Duża w tym zasługa kierownika
zawodów, którym był Pan Władysław Gąsienica Roj. Starał się, w
miarę możliwości, stworzyć wszystkim zawodnikom równe warunki do
skakania.
Galeria zdjęć z zawodów.
(więcej...)
Wyniki
zawodów PDF.
(więcej...) |
informacja własna
Rafał Gucia |
|
|
sobota dla
ljoekelsoeya. |
2004-02-07 |
Fantastyczny
lot po nowy rekord skoczni „Heini Klopfera” – 223 metry!!!
Niedziela dla śniegu i wiatru!
Pogoda storpedowała zawody!
Niedzielne
zawody na mamuciej skoczni w Oberstdorfie storpedowała pogoda.
Silne opady śniegu, ale przede wszystkim silne podmuchy wiatru
dochodzące momentami do 5 m/s były przyczyną odwołania konkursu.
Organizatorzy próbowali kilkakrotnie rozpoczynać zawody.
O godzinie 15:45 obficie padający śnieg i silny,
zmienny wiatr praktycznie uniemożliwiał rozegranie konkursu.
Dlatego tez zdecydowano się przesunąć rozpoczęcie zawodów o 25
minut. O 16:10 obfite opady śniegu ustały. Nie zmieniła się
natomiast siła wiatru. Po skokach kilku przedskoczków z konkursu
wycofali się Holendrzy i Koreańczycy. Jako pierwszy skoczył więc
Robert Mateja i... po jego skoku postanowiono wznowić zawody i
obniżyć belkę startową z 39. na 35. Chwilę potem upadek
„zaliczył” Białorusin Maxim Anisimow. To spowodowało kolejną
przerwę i naradę trenerów z organizatorami. Ponownie
postanowiono zmniejszyć rozbieg (na 32. belkę).
Po tym fakcie
Dyrektor Pucharu Świata po naradzie z Jury i trenerami
poszczególnych ekip podjął o godzinie 16:40 decyzję o odwołaniu
konkursu.
Loty w
Oberstdorfie miały być generalną próbą przed imprezą sezonu, tak
określają bowiem wszyscy mistrzostwa świata w Planicy na „Velikance”,
które rozegrane zostaną pomiędzy 19 a 22 lutego br. Gdyby
próbować wysnuć wnioski po zawodach rozegranych w sobotę,
należałoby wskazać jako faworyta Norwega Roar Ljoekelsoeya,
który triumfował w dniu wczorajszym ustanawiając przy tym
fantastyczny rekord skoczni „Heini Klopfera” na 223 metrze.
Poprawił go o aż 7 metrów! Frunął w powietrzu tak, że wydawało
się, iż zatrzyma się dopiero na płaskim już odjeździe!
Dla Ljoekelsoeya było to trzecie zwycięstwo z
rzędu i piąte w obecnym sezonie.
W bardzo
dobrej dyspozycji znajduje się Fin Janne Ahonen, któremu trudno
będzie zagrodzić drogę do zwycięstwa w generalnej klasyfikacji
Pucharu Świata. W pierwszej serii 213,5 m, w drugiej nieco
gorzej bo tylko 198,0 m. Trzecie miejsce zajął Japończyk Noriaki
Kasai. W pierwszej serii po przepięknym locie i lądowaniu na
210,5 m otrzymał od dwóch sędziów notę marzeń 2x20 pkt!! Po
sukcesie olimpijskim w Salt Lake City, Szwajcar Simon Amman
jakby gdzieś „schował” swoją wysoką formę, jednak wczoraj
ponownie pokazał wielką klasę zajmując 6 miejsce. W
pierwszej serii poszybował na 207, 5 m co było trzecią długością
serii.
W klasyfikacji generalnej Pucharu Świata prowadzi Janne Ahonen,
który zgromadził w 17 konkursach 1020 punktów. Roar Ljoekelsoey
ma na koncie 836 punktów i zapowiada szaleńczy pościg za
liderem, a Siggurd Pettersen 718 punktów. Adam Małysz spadł na
siódme miejsce i ma na koncie 513 punktów.
Adam Małysz zajął wczoraj 22
miejsce i może być zadowolony tylko z drugiego skoku (194 m, w
pierwszej serii tylko 179,5 m). Ale prawdę powiedziawszy to
chyba bardzo dobrze, że ten sezon będzie nieco ulgowy w karierze
naszego mistrza, chociaż czy wypada tak mówić o zawodniku, który
w dalszym ciągu jest w pierwszej 10 najlepszych skoczków świata?
Adam Małysz uwielbia loty, szczególnie na „Velikance” w Planicy,
która kojarzy mu się jednoznacznie z pojęciem czegoś
nieosiągalnego dla wielu innych skoczków narciarskich z całego
świata. Tutaj bowiem trzykrotnie z rzędu odbierał „kryształową
kulę” dla najlepszego zawodnika Pucharu Świata. Dlatego bądźmy
dobrej myśli o to co będzie się tam działo za niespełna dwa
tygodnie.
Wyniki zawodów.
(więcej...)
Klasyfikacja generalna.
(więcej...)
|
informacja własna
Rafał Gucia |
|
|
Wiatr pokrzyżował
organizatorom szyki! |
2004-02-07 |
Niestety
nie udało się rozegrać konkursu skoków w ramach Pucharu
Kontynentalnego Zakopane 2004. Zbyt porwisty wiat
uniemożliwił dokończenie zawodów. Kilkunastu skoczków pojawiło
się na rozbiegu. Wśród nich nieźle zaprezentował się Wojciech
Skupień. Później jednak wydarzył się upadek przedskoczka, który
wylądował na plecach. Na szczęście nic poważnego mu się nie
stało. Zawody przerwano. Prognozy niedzielne są również
niekorzystne. Wiatr w porywach może osiągać 15 m/s. Mimo
wszystko w niedzielne popołudnie zapraszamy do naszej galerii na
foto-relację z Zakopanego.
|
informacja własna
M. S. |
|
|
czy uda się
rozegrać zawody? |
2004-02-07 |
Niestety
w Zakopanem nadal wieje silny wiatr. W piątek odwołano
oficjalne treningi Pucharu Kontynentalnego. Czy uda się rozegrać
sobotni wieczorny konkurs? Wszyscy mamy nadzieję, że wiatr
przynajmniej na ten czas uspokoi się. Natomiast prognoza pogody
na niedzielę również nie jest optymistyczna. Według synoptyków
wiatr czasami nawet będzie porwisty.
Lista startowa zakopiańskiej
edycji PK.
(więcej...) |
informacja własna
M. S. |
|
|
Brawo juniorzy -
czyli srebro w Strynie! |
2004-02-06 |
Czwartek
5 lutego 2004 r. okazał się jednym ze szczęśliwszych dni w
historii polskiego narciarstwa. O godzinie 18 rozpoczął się
drużynowy konkurs skoków na Mistrzostwach Świata Juniorów w
Stryn w Norwegii. Obiektem na którym toczyły się zmagania
skoczków była 90-metrowa skocznia Bjoernkelibakken w
Stryn. Wielki sukces odniosła na niej nasza reprezentacja
juniorów "B" (Kamil Stoch, Dawid Kowal, Stefan Hula i Mateusz
Rutkowski). Polacy zdobyli srebrny medal w tym konkursie. Jest
to pierwszy srebrny medal w skokach narciarskich, który na
mistrzostwach świata zdobyli nasi juniorzy. Warto przypomnieć,
ze wcześniej, bo w 1969 r. w Bollnaes w Szwecji brąz wyskakał
Adam Krzysztofiak.
Wcześniejsze relacje z treningów
nie napawały zbytnim optymizmem, skocznia była słabo
przygotowana do zawodów, słabo oświetlona, a nasi zawodnicy,
włącznie z Mateuszem Rutkowskim, skakali słabiej niż
oczekiwano. Ale treningi to nie to samo co konkurs, w którym
dodatkowe emocje, motywacja i chęć walki poniosły
biało-czerwonych do walki o medale. Po pierwszej serii, ze
stratą około 10,5 punktu Polacy byli na czwartej pozycji za
Austriakami, Finami i Niemcami.
Najdalej
w pierwszej próbie poleciał znany już z zawodów PŚ, piąty w
klasyfikacji generalnej, Austriak Thomas Morgenstern, który miał
97 metrów, natomiast tylko o metr bliżej lądował "Rudi", czyli
Mateusz Rutkowski. Pozostali nasi reprezentanci skakali w
pierwszej serii około 85 metrów - Kamil Stoch miał 87 m., Dawid
Kowal - 86 m. i Stefan Hula - 83 m. Po pierwszej serii
prowadzili Austriacy przed Finami. Ale w drugiej serii
konkursowej nasi skoczkowie zaprezentowali się wyśmienicie: już
na początek Kamil Stoch osiągnął 92,5 m., Kowal miał 87,5 m, a
Hula - 91 m. Teraz już wszystko zależało od Rutkowksiego. On nie
zawiódł i poleciał na sam dół skoczni. Trener Kuttin powiedział
dziennikarzowi "Tempa", że aż złapał się za głowę, gdy Mateusz
przekroczył 95 m., okazało się osiągnął aż 97 m. i Polacy
wskoczyli dzięki jego skokowi na drugą lokatę. Okazało się
potem, ze 97 m. skok Rutkowskiego był drugim co do długości w
konkursie! - Po pierwszej serii, w której chłopcy oddali
stosunkowo krótsze skoki, byli na czwartym miejscu. W drugiej
serii rozpoczęła się pogoń za medalem, którą zapoczątkował Kamil
Stoch swoim dobrym skokiem, a ukoronował Mateusz Rutkowski.
Uważam, że srebrny medal naszej reprezentacji juniorów to duży
sukces polskiego narciarstwa - powiedział asystent trenera
Kuttina Łukasz Kruczek. Najdłuższy skok dnia miał natomiast
Thomas Morgenstern - 99,5 m., co dało złoto zespołowi Austrii.
Niemcy
przegrali srebro z Polakami zaledwie o 4 punkty! Bardzo
zadowolony był trener Kuttin.
Po zaledwie 8 miesiącach pracy
stworzył dobry zespół, który zdobył medal mistrzostw świata!!!
To znakomity prognostyk na przyszłość. I trzeba przyklasnąć jego
pracy. Nasza redakcja składa szkoleniowcom i zawodnikom
najlepsze życzenia i podziękowania za zdobyty w Strynie medal. W
sobotę Polaków czeka konkurs indywidualny.
Na podstawie: art. Mamy
drużynowy medal! Nieprawdopodobny Rutkowski, Srebrna przyszłość,
"Tempo" z piątku 6 lutego 2004 r. oraz relacji TVP Program 1, z
godz. 19.55 w dniu 6 lutego br., rozmowa z trenerem Łukaszem
Kruczkiem.
Oficjalne wyniki zawodów.
(więcej...) |
informacja własna W
Sz. i R. G. |
|
|
Kwalifikacje w
Oberstdorfie. |
2004-02-05 |
Matti
Hautamaeki - rekordzista świata w długości skoku wygrał
kwalifikacje! Drugi Pettersen, trzeci, powracający do
wysokiej formy Simon Amman. Adam Małysz na 10 pozycji. Po
prawie dwutygodniowej przerwie najlepsi skoczkowie świata
ponownie rywalizują o punkty Pucharu Świata. Już za 14 dni
wszyscy zjadą do Planicy by rywalizować o tytuł mistrza
świata w lotach narciarskich na słynnej „Velikance”,
dlatego zmagania na skoczni „Heini Klopfer” w Oberstdorfie
wszyscy potraktują jako generalną próbę przed największą
imprezą sezonu. Jutro 50 najlepszych zawodników
wyłonionych po dzisiejszych kwalifikacjach przystąpi do
konkursu. Adam Małysz będzie reprezentował Polskę
podczas sobotniego dnia zawodów. Zakopiańczyk Robert
Mateja po skoku na odległość 168,5 m zajął 46 miejsce,
natomiast Adam Małysz po dobrym skoku na odległość 194,5 m
zajął 10 pozycję. Do konkursu sobotniego nie
zakwalifikował się również niestety Marcin „Diabełek”
Bachleda. Z wynikiem 87 m / 42,2 pkt!!! zajął ostatnie
miejsce. W kwalifikacjach startowało 64 zawodników.
Bezapelacyjne zwycięstwo zapewnił sobie rekordzista świata
w długości skoku z Planicy (231 m.) Fin Matti Hautamaeki.
Oddał fantastyczny, najdłuższy skok na odległość 212 m!
Drugie miejsce zajął Siggurd Pettersen z Norwegii skacząc
208 m. 4 metry krócej od Norwega skoczył podwójny mistrz
olimpijski z Salt Lake City, Szwajcar Simon Amman – 204 m.
Wyraźnie wraca do olimpijskiej formy i należy spodziewać
się, że będzie jednym z faworytów nadchodzących mistrzostw
świata w lotach. Lider Pucharu Świata, Fin Janne Ahonen,
zajął wspólnie z Robertem Kranjecem 4 miejsce. Fin skoczył
dalej (203 m/192,6 pkt.), ale skok Słoweńca lepiej ocenili
sędziowie (198 m/192,6 pkt.).
Wśród sędziów,
którzy jutro będą oceniać skoki zawodników, Polskę będzie
reprezentował Pan Marek Siderek, Szef Wyszkolenia w PZN.
Życzymy powodzenia! |
informacja własna
Rafał Gucia |
|
|
prognozy mało
optymistyczne. |
2004-02-05 |
W
Zakopanem odwilż, temperatura dniem sięga 10 st. C. i wieje
silny wiatr. Czy w tych warunkach będzie można rozegrać
Puchar Kontynentalny zaplanowany na najbliższy weekend? Głównie
chodzi o wiatr, śnieg powinien się utrzymać - powiedziano nam w
Tatrzańskim Związku Narciarskim. Wieczorem na skoczni ma pojawić
się delegat techniczny FIS i wówczas zapadną decyzje. Według
planów w piątek oficjalne treningi. Pierwszy o godz. 11, drugi o
16. W sobotę seria próbna o godzinie 15. O 17 - konkurs. W
niedzielę skoki próbne mają rozpocząć się o 10.30. Na godzinę 12
zaplanowano konkurs. Prognozy jednak nie są zbyt optymistyczne.
W piątek według synoptyków wiatr może osiągać prędkość nawet do
18 m/s.
|
informacja własna
M. S. |
|
|
Ważna informacja
dla dziennikarzy! |
2004-02-02 |
Akredytacje
prasowe na Puchar Kontynentalny w skokach narciarskich
07-08.02.2004 rozpatrywane będą do 05.02.2004., prosimy o
przesyłanie podań na papierach firmowych do Tatrzańskiego
Związku Narciarskiego. Kontakt z TZN'em: tel. (18) 20 153-08,
e-mail: tzn@tatrynet.pl
Zobacz, jak wyglądał Puchar Kontynentalny w Zakopanem przed
rokiem.
(więcej...)
|
informacja własna
M. S. |
|
|
|