STRONA GŁÓWNA

PUCHAR ŚWIATA W SKOKACH NARCIARSKICH 2004 - NEWS

 

 

 

INFORMACJE BIEŻĄCE

Planickie fanfary dla Norwegów!

2004-02-29

119 skoków powyżej 200 metrów, 11 powyżej 220 m i rozdanych 15 medali to sportowy plon 18. Mistrzostw Świata w lotach narciarskich w słoweńskiej Planicy, które rozegrano od 19 do 22 lutego br. Niekwestionowanym bohaterem tej imprezy jest team Norwegii prowadzony przez Mikę Kojonkoskiego, a zwłaszcza Roar Ljoekelsoey, który przywiózł do Norwegii aż dwa złote medale. Zawody oglądnęło 65 tysięcy kibiców, w tym wielu Polaków, którzy bardzo dobrze bawili się w Dolinie Tamar.
„Velikanka” rokrocznie zaskakuje nas czymś nowym. Tak było i tym razem. Gdy wyruszyliśmy z Zakopanego do Słowenii, bardzo dobra dotąd pogoda gwałtownie popsuła się i w ciągu trzech dni zawodów nie rozpieszczała kibiców, sportowców i organizatorów. Padał śnieg, a w niedzielę, podczas konkursu drużynowego, nawet deszcz.
 

Zdobycie złotego medalu w lotach nie jest łatwe, do klasyfikacji liczone są cztery skoki. Jak się okazało trzeba było skakać powyżej 220 m, by być na podium. Walka o medal pierwszego dnia zakończyła się zwycięstwem niemieckiego skoczka „Schorschiego”, czyli Georga Spaetha, po skokach na 203,5 i 225 m. Niemiec prowadził z przewagą 14,5 punktu nad Finem Tamim Kiuru (skoki 197,5 i 218,5 m), a trzeci był lider klasyfikacji pucharu świata Fin Janne Ahonen (190 i 225 m). Dla mnie bohaterem tych zawodów był „Tiger” Tommy Ingebrigtsen, który prowadził po 1 serii, jednak w drugiej upadł, gdyż jak powiedział mi trener Kojonkoski, miał zły balans i ciężar ciała przesunął zbytnio do przodu i przez to upadł, a gdyby nie upadek jak obliczyłem miałby podium w garści.
Po pierwszym dniu dobre 6 miejsce zajmował „Batman z Wisły”, jak zapowiadał go spiker Bojan, czyli polski skoczek Adam Małysz (po skokach na 187,5 i 215,5 m). Zwłaszcza ten drugi skok był bardzo dobry, a sam Małysz powiedział, że powróciła mu po nim radość skakania. Gospodarze także mieli powody do radości gdyż siódmy był pierwszego dnia Robi Robert Kranjec (skoki 186,5 i 214 m). Gdy leciał w powietrzu na stadionie było słychać kołatki, brawa i okrzyki tysięcy słoweńskich kibiców. A propos kibiców to ubrani oni byli bardzo ciekawie: widzieliśmy Norwegów w hełmach Wikingów, odzianych w narodowe flagi, z napisami ku czci swoich idoli: „Roar”, „Bjoern” i „Sigurd”, młode Słowenki z napisem „Benko”, które kibicowały Rokovi Benkoviciovi, Finów, którzy do Planicy przyjechali w kombinezonach narciarskich skoczków, no i oczywiście Polaków, w różnego rodzaju hełmach w biało-czerwonych barwach. Atmosfera była bardzo dobra, chociaż na zawody przyjechało dużo mniej widzów niż w zeszłym roku. Najwięcej kibiców oglądało konkurs sobotni.
 

21 lutego miał być dniem, który pokaże nowego mistrza świata w lotach narciarskich. Dzień ten okazał się szczęśliwy dla Norwegów. Zawody wygrał Ljoekelsoey po skokach na 222 i 210,5 m, przed Ahonenem (216,5 i 201,5 m) i Kiuru (220 i 191,5 m). Po ogłoszeniu wyników Norwegowie długo cieszyli się z wyniku, a jeden z nich zdjął mimo mrozu i padającego śniegu koszulę i w krótkich spodenkach wzbudzał nie mniejszą sensację niż najlepsi skoczkowie świata. Wpadką ze strony organizatorów była mylna piosenka szwedzka, zagrana Roarowi miast hymnu narodowego Norwegii. Była to spora kompromitacja, którą opisały także słoweńskie gazety, a tłumaczył się z niej Branko Dolhar, członek Komitetu Organizacyjnego zawodów. Ale powróćmy do wyników. Pierwszy w klasyfikacji Spaeth spadł ostatecznie na czwarte miejsce. Konkurs zasługuje na komentarz. Zawodnicy spisali się dobrze, mimo trudnych warunków w drugiej serii, dwukrotnie przez jury przerywanej (podnoszono belkę, by zwiększyć prędkość na progu). Zwłaszcza postawa Kiuru, który otrzymał za skok na 220 m aż trzy noty po 20,0 punktów! Tak wysokich ocen nie otrzymał w konkursie żaden skoczek. Małysz zakończył zawody na 11 miejscu, na pocieszenie warto powiedzieć, że jest to najlepsze miejsce pana Adama w MŚ w lotach. 28 był Mateusz Rutkowski. Postawa Mateusza, który przypomnijmy, po raz pierwszy skakał na skoczni „mamuciej” budzi duże uznanie. Tym bardziej, że wokół tego zawodnika gazeta „Fakt” tworzy jakąś złą i niszczącą tego skoczka atmosferę. „Fakt” opublikował fotoreportaż pokazujący matkę Mateusza dojącą krowy, ale w tonie zdecydowanie prześmiewania się ze skoczka ze Skrzypnego. „Wara od Mateusza!!!” pismakom i tego typu „dziennikarzom”, którzy w pogoni za sensacją i sprzedaniem swojego materiału za wszelką cenę przekraczają granicę przyzwoitości i łamią kanony zawodu. Mam tylko nadzieję, że Rutkowski będzie na to „odporny” i po prostu nie da się. Gospodarze też nie byli zadowoleni do końca, gdyż „Robi” Kranjec zakończył rywalizację na 12 miejscu. Mimo to wszyscy dobrze się bawili. My pojechaliśmy do Kranjskiej Gory by przeglądnąć wyniki i dać relację. W Biurze Prasowym doszło tego dnia do dość poważnej przepychanki pomiędzy fotoreporterem z „Faktu” a Kurtem Hennauerem z FIS. Chodziło o akredytacje, a polski dziennikarz skarżył się Hennauerowi, że nie może się dostać do niektórych sektorów na skoczni. Gdy okazało się, że dorobił sobie na akredytacji „kropkę”, Hennauer zerwał mu akredytację. W odruchu złości Polak zerwał ją także Hennauerowi i panowie złapali się za bary. Sytuacja była nieprzyjemna, źle zachował się polski dziennikarz, ale i Kurt Hennauer nie powinien szukać rozwiązania w taki sposób. Koniec końców sprawę rozwiązała policja, która oddała akredytację Polakowi.
 

W niedzielę 22 lutego patrząc o 6.00 za okno skrzywiłem się z niesmakiem. Deszcz. Po raz kolejny prognoza pogody, którą mieliśmy okazję oglądać w słoweńskiej telewizji, mimo środka zimy wypełniła się co do joty. No, ale trudno, skoro już jesteśmy to jedziemy pod „Velikankę”. I okazało się, że właśnie niedzielny konkurs okazał się najlepszy, a skoczkowie latali najdalej. Zresztą deszcz wcale nie okazał się tak uciążliwy i wkrótce po 9 przestał dokuczać. Oglądaliśmy na „letalnici brati Goriškov” aż 42 skoki powyżej 200 metrów, w tym 5 powyżej 220 m. Dodatkowego uroku zawodom drużynowym dodawały mgły, które „chodziły” po szczytach i w Dolinie Tamar. W pewnym momencie zaległy one pod progiem skoczni i zawodnicy wylatywali z mgły! Czegoś takiego nigdy wcześniej nie widziałem i pewnie niedługo zobaczę, a były to wrażenia dodatkowe - powiedzmy estetyczne. Skoki dla nas rozpoczęły się naprawdę wspaniale, skaczący w 1 grupie zawodników, mistrz świata juniorów ze Strynu, Mateusz Rutkowski, po pięknym technicznie skoku osiągnął 201,5 m (życiowy rekord) i otrzymał dobre noty za styl (od 18.0 do 18.5 punktu) i po pierwszych skokach wyprzedzaliśmy nawet Słowenię. Potem było już dużo, dużo gorzej, zwłaszcza po krótkim, 153,5 m skoku Roberta Mateji. Bezkonkurencyjni okazali się natomiast Norwegowie (skakali w składzie: Tommy Ingebrigtsen, Roar Ljoekelsoey, Bjoern Einar Romoeren i Sigurd Pettersen). Niech ciekawostką będzie fakt, że w zespole Wikingów najkrótszy skok to było aż 208,5 metra!!! Jak się ma taką drużynę to można walczyć o złoto na każdej imprezie. Norwegowie osiągnęli łączną długość skoków 1739 m, Finowie ze srebrnym medalem – 1720,5 m, a brązowi Austriacy – 1649 m. Polacy mieli łączną długość skoków 1484 m, a więc do Norwegów stracili 255 metrów. Wśród Norwegów chyba najbardziej cieszył się Romoeren, który osiągnął 227 m, co było najdłuższym skokiem 18. MŚ w lotach narciarskich i 3 co do długości w historii lotów. Romoeren przeszedł do kibiców, uśmiechał się, rozradowany biegał unosząc kciuk w geście zwycięstwa. Potem w boksie, z nartami opartymi o poręcz czekał na skok ostatniego w kolejce z Norwegów, Roara Ljoekelsoeya. Ten nie zawiódł, osiągnął 225 m. Teraz już tylko jeden zawodnik mógł zmienić losy konkursu. Był nim Fin Janne Ahonen. Znowu leciał we mgle, ale widać było, że pociągnie bardzo daleko – za krótko jednak. Ahonen miał 217,5 m i bezradnie rozłożył ręce po lądowaniu, bo wiedział doskonale, że to nie wystarczy na złoto. I rzeczywiście, złoto osiągnęli Norwegowie. Koledzy Roara wbiegli na zeskok „Velikanki” i aż miło było patrzeć jak Norwegowie cieszą się ze swojego złota. Zaraz po skokach odbyła się uroczysta ceremonia wręczenia medali. Tym razem nie było wpadki przy hymnach i Norwegom zagrano wreszcie ich własny, wszyscy śpiewali, wyraźnie wzruszeni. I pomyślałem sobie, stojąc od nich trzy metry jedno: przecież trzy lata temu byli to zawodnicy, którzy zamykali stawkę, a na MŚ w lotach w Harrachowie (2002) Ljoekelsoey był poza „30”, a teraz są najlepszym teamem na świecie! Ile pracy włożył w tych chłopców Mika Kojonkoski, zbudował zespół, wsparł go naukowcami, a przede wszystkim znakomitą atmosferą, o której już teraz krążą legendy. A więc Heya Norge! Norwegowie wyjeżdżają z Planicy z 2 złotymi medalami, Finowie nieco smutni, gdyż prowadzili do skoku Romoerena, z trzema: dwoma srebrnymi i brązowym, Austriacy z jednym. Bez medalu Niemcy, Słoweńcy, a Polacy daleko na 8 miejscu. Cieszą nas za to udane skoki Mateusza Rutkowskiego i Adama Małysza, gorąco dopingowanego, jak zwykle, na „Velikance”. My zawsze kibicujmy naszemu mistrzowi, wiedząc, że nasz „Tiger” jeszcze nieraz się przebudzi i pokaże jak wielkiego formatu skoczkiem był i jest nadal. Z tak bogatymi wrażeniami powróciliśmy do Polski. Droga do kraju była fatalna, zwłaszcza na terenie Słowacji, gdzie w rejonie Martina musieliśmy pokierować ruchem by rozładować korek, spowodowany przez TIR-a, który zupełnie zablokował przejazd. Udało się to i ok. 21 dotarliśmy do Zakopanego, a za rok znowu odwiedzimy „Velikankę”, gdzie pojedziemy po kolejne sportowe emocje.


Serdeczne podziękowania za pomoc w organizacji wyjazdu dla:
Marka Siderka – Szefa Wyszkolenia w PZN
Firmom: „Rehau” i „Secret Service”

 

Foto-relacja. (więcej...)

Wojciech Szatkowski

planica 2004 - podsumowanie!!!

2004-02-28

W rocznicę 70-lecia skoków w Słowenii XVIII mistrzostwa świata w lotach narciarskich zawitały w tym roku do Planicy. To tutaj rozegrano pierwsze mistrzostwa świata w lotach w 1972 roku, ponieważ to właśnie, wówczas Jugosłowianie, zabiegali o wprowadzenie tej dyscypliny do kalendarza na stałe podczas przełomowego Kongresu FIS w Optji w 1971 roku. Jednak niewiele brakowało aby Słoweńcy, którzy skoki narciarskie kochają tak samo jak Brazylijczycy piłkę nożną, oglądali zmagania najlepszych skoczków świata w telewizji. Na dwa miesiące przed imprezą okazało się, że „Velikanka” nie posiada ważnej homologacji! Dopiero 13.02.2004 roku, czyli na 6 dni przed rozpoczęciem największej imprezy sezonu, Międzynarodowa Federacja Narciarska FIS przyznała certyfikat dla skoczni pod „Poncami”. Ta decyzja została poprzedzona wizytą wysokich funkcjonariuszy FIS-u w połowie stycznia br., o czym podczas zakopiańskiego Pucharu Świata informował nas Oto Giacomelli. Zatem niemal w ostatniej chwili uratowano imprezę dla 2 milionowego narodu, rozkochanego w skokach. Wielką ochotę na organizację tak prestiżowej imprezy wyrażał niemiecki Oberstdorf, dla którego byłaby to, po pierwsze wielka promocja przed przyszłorocznymi mistrzostwami świata w narciarstwie klasycznym, a po drugie doskonała próba w zakresie całej logistyki. Oberstdorf przysłał zresztą liczną ekipę do Planicy, która w swoim namiocie rozdawała ulotki informacyjne już z programem poszczególnych konkurencji oraz sprzedawała gadżety reklamowe – np. czapeczki z napisem FIS Nordische Ski-WM Oberstdorf po 16 EUR (nie kupiłem) oraz piny i naszywki do kurtek po 8 EUR za komplet (zakupiłem). Niestety całą akcję promocyjno-informacyjną musieli zakończyć przedwcześnie ponieważ w nocy z soboty na niedzielę ktoś „życzliwy”, jak powiedziała mi przedstawicielka ekipy z Oberstdorfu Stefanie Kohler, pogiął cały namiot a wszystkie materiały powrzucał do pobliskiego kosza. W czwartek, gdy dotarliśmy do Planicy zastała nas bardzo nieciekawa pogoda. Zimno, duża wilgotność i padający deszcz na przemian ze śniegiem. Nasz gospodarz z Podkorenu, Vojko Balon, u którego zatrzymaliśmy się już po raz drugi powiedział nam, że jest kompletnie załamany. „Przez 45 dni była piękna, zimna, ale zarazem słoneczna pogoda. Dopiero dzisiaj zaczęło się chmurzyć i padać z nieba”. No to pięknie, pomyślałem, przywieźliśmy niezłą aurę! Z tego powodu nie dokończono w czwartek serii oficjalnego treningu. Na piątek, jak również na pozostałe dni weekendu zapowiadano podobną pogodę. Z niecierpliwieniem oczekiwałem na to co rozegra się w piątek podczas pierwszego dnia zawodów. Zapowiedziano, że bezpośrednio po serii próbnej rozpocznie się konkurs. W piątek rano w kierunku Doliny Tamar pod „Poncami” gdzie znajduje się „Velikanka”ciągnęły tłumy kibiców. Jedni na piechotę z flagami Słowenii, Finlandii, Polski, Niemiec i Norwegii przemierzali odkrytymi polami w mokrym śniegu ponad kostki po 3 kilometry, inni, tak jak i my, zmotoryzowani jechali w 6 kilometrowym korku 30 minut na miejsce. Być wcześnie to znaczy zająć dobre miejsca! A niektórzy dojeżdżali codziennie po 40 km.

 

Pod stadionem mnóstwo straganów z gadżetami i drobną gastronomią kusi kolorytem i zapachami unoszącymi się z grilli i rożen. Niestety jest drogo! Za czapeczkę z podpisami ekipy słoweńskiej trzeba zapłacić 15 EUR, za hot – doga już nieco taniej – 4 EUR z herbatą, bez prądu. Życzliwa obsługa skoczni daje ten towar za darmo, w imię przyjaźni słoweńsko-polskiej zostaliśmy poczęstowani przez ekipę opiekującą się strefą dla fotoreporterów i Zoną „A” przepyszną śliwowicą. Norwegowie i Niemcy byli zaopatrzeni w piwo i Jaegermeistera, dlatego po godzinie w ich sektorach zrobiło się niesamowicie głośno i radośnie, a jeszcze radośniej po zakończeniu pierwszego dnia zmagań. Sam piątkowy konkurs można ocenić w dwóch słowach: fatalny i fenomenalny. Pierwsza seria rozgrywana przy ciągle padającym śniegu sprawiła Jurorom niesamowicie duże problemy. Przez prawie pół godziny próbowali określić optymalną belkę startową zmieniając ją aż trzykrotnie. W końcu stanęło na 12-ce! Jakże pechowa była to decyzja stanowić może fakt, że oglądaliśmy zaledwie dwa skoki powyżej 200 metrów na imprezie rangi mistrzowskiej! Bohaterami pierwszej serii było dwóch skoczków: Tommy „Tiger” Ingebrigtsen – 204,5 m oraz Georg „Schorschi” Spaeth – 203,5 m. Norweg prowadził po pierwszej serii o zaledwie 1,2 pkt. Nasz Adam Małysz lądował na 187,5 m co dało mu 6 pozycję. Wielką radość sprawił wszystkim polskim kibicom mistrz świata juniorów z norweskiego Strynu, Mateusz Rutkowski, który po skoku na 151,5 m zakwalifikował się do finałowej 30-ki zawodników. Było zatem jasne, że w sobotę zobaczymy dwóch „Naszych”. Broniący tytułu mistrza świata z Harrachowa (2002) Niemiec Sven Hannawald nie był w tak dobrej formie by nawiązać walkę z najlepszymi. Po pierwszej serii zajmował dopiero 17 miejsce. Obecny pod „Velikanką”, były trener reprezentacji Niemiec Reinhard Hess, przeżywał każdy skok Hanniego podczas tych mistrzostw. „Czuję się jakbym nadal go prowadził....Do zobaczenia w przyszłym roku w Zakopanem. Tam publiczność i atmosfera jest niesamowita”, rzucił na koniec. W przerwie organizatorzy przygotowali oficjalną ceremonię otwarcia mistrzostw świata. Z pod progu „Velikanki” zjeżdżali na nartach karwingowych narciarze, każdy z nich trzymał w rękach flagę narodową jednego z 17 państw uczestniczących w imprezie. Spiker oddzielnie witał każdego narciarza w języku tego państwa, którego trzymał flagę. Odegrano oficjalny hymn zawodów, wszystko trwało ok. 10 minut. W międzyczasie obsługa techniczna poprawiała zeskok skoczni w oczekiwaniu na skoki 30 najlepszych zawodników. Taka jest bowiem formuła mistrzostw świata. Po pierwszej serii pozostaje najlepsza 30-ka, która rywalizuje w kolejnych 3 seriach. Suma zdobytych punktów za poszczególne skoki decyduje o lokacie każdego z zawodników. To co wydarzyło się w 2 serii piątkowego konkursu przeszło najśmielsze oczekiwania wszystkich. 17 000 widzów zgromadzonych w pierwszym dniu konkursu oglądało niesamowity finisz. Kiedy na belce startowej pojawił się Adam Małysz, spiker zawodów, Bojan – ten sam, którego w zeszłym roku uczyliśmy kilku zapowiedzi po polsku, ponownie dał sygnał polskim kibicom, którzy swoim dopingiem „ponieśli” zawodnika z Wisły aż na 215,5 m. To był skok do jakiego Adam Małysz przyzwyczaił nas przez ostatnie sezony, zakończony charakterystycznym skinieniem wskazujących palców. To znaczyło: „Było bardzo dobrze”. Tuż po Adamie skakał Janne Ahonen, który uzyskał 225 m poprawiając tym samym swój rekord w długości skoku. W geście radości Fin uniósł rękę do góry z wysuniętym wskazującym palcem, a trener Tommy Nikunen podskakiwał z radości na wieży trenerskiej. Następny Roar Ljokelsoy nie wyprzedził Ahonena, ale ponownie 15 000 kibiców ryknęło z radości – 221,5 m. Roar przegrał z Finem o zaledwie 0,4 pkt. Ahonen już w tej chwili wiedział, że po pierwszym dniu zawodów będzie w najgorszym wypadku na 3 miejscu. I tak też się stało! Tami Kiuru, kolega klubowy Ahonena z Lahden Hiihtoseura, skoczył 218,5 m z przepięknie zaznaczonym telemarkiem i objął prowadzenie. Na górze pozostało już tylko dwóch zawodników.

 

Georg Spaeth po fantastycznym skoku wylądował na 225 m ciesząc się jak dzieciak. Steiert, obecny trener Spaetha i Hess, były trener Niemca także dali upust swojej radości. Nawet Michael Uhrmann przeleciał ponad 200 m aby pogratulować koledze sukcesu. Zanosiło się na to, że przy niedyspozycji Hannawalda inny z zawodników niemieckich ma szanse na medal. Ostatni skok oddał Tommy Ingebrigtsen, który prowadził po pierwszej serii. Norweg wybił się jak z procy, leciał długo, wyraźnie walcząc o jak najdłuższą odległość. Trochę przesadził, bowiem lądując na 225 m (trzeci skok w jednej serii na 225 m!!!) nie utrzymał równowagi i upadł zaraz po zetknięciu nart z podłożem. Tommy jednak błyskawicznie podniósł się ze śniegu, uniósł ręce do góry w geście radości i przy oszołamiającym aplauzie słoweńskiej publiczności podszedł do bandy gdzie koledzy z reprezentacji, Roar Ljokelsoy i Bjorn-Einar Romoren, przeciągnęli go na drugą stronę. „Tu już nie upadniesz” zażartował ściskający kolegę Romoren. Ostatecznie „Tiger” zajmował po pierwszym dniu zawodów 5 miejsce tracąc do Georga Spaetha 27,8 pkt. (ok. 23 m). Adam Małysz był szósty, tracąc 32,6 pkt. (ok. 27 m), a Mateusz Rutkowski zajmował 30 miejsce. Po cichu liczyliśmy, że w sobotę Nasze „Orły” będą na nieco lepszych pozycjach. Adam Małysz do pierwszego Spaetha być może nie miał szans, ale do zajmującego trzecią pozycję Janne Ahonena tracił zaledwie 13,4 pkt. (ok. 11 m) co na mamuciej skoczni nie jest stratą nie do odrobienia mając w zanadrzu jeszcze dwa skoki. Po konkursie najbardziej zajętymi byli dziennikarze z Niemieckiej stacji RTL. Dieter Thoma wraz ze swoim redakcyjnym kolegom jeszcze przez następną godzinę przeprowadzali wywiady z „Schorschim” Spaethem, trenerem Wolfgangiem Steiertem i gościem w Planicy, ale ubranym w oficjalny strój niemieckiej kadry trenerskiej na obecny sezon Reinhardem Hessem. Można powiedzieć, że chociaż przez tą godzinę młody niemiecki skoczek poczuł brzemię odpowiedzialności za sukces. Jak się później okazało bycie gwiazdą chociaż na moment kosztuje bardzo wiele.
 

W sobotę od samego rana wszyscy obstawiali nowego mistrza świata w lotach narciarskich. Nieważne, czy szli, czy jechali samochodem lub autokarem, czy wychodzili właśnie z hotelu czy kwatery prywatnej obstawiali przy piwie lub przy mocniejszym trunku: „Kiuru, Ljokelsoy, Spaeth, nieprawda, Ahonen!” Jedno było pewne, że Sven Hannawald po 4 latach zostanie zdetronizowany. Niemcy nie robili jednak z tego żadnej tragedii. Cały czas kamery prywatnej stacji RTL były skierowane na jednego zawodnika – Georga Spaetha. Przyznam się szczerze, że też liczyłem na tego zawodnika. Trenerzy niemieccy skrzętnie próbowali ukryć swój „brylancik” przed kamerami telewizji, która zaglądała nawet do miasteczka zawodników zorganizowanego w odległości ok. 100 m od skoczni. Trzeba przyznać, że pod tym kątem Słoweńcy przebili organizatorów w Zakopanem. Przepiękne drewniane domki ze spadzistymi dachami, dobrze podgrzewane stanowiły przytulny azyl dla zawodników przed w przerwie i po konkursach. Pośrodku specjalna chatka, w której każdy z nich mógł w biegu napić się gorącej herbaty ziołowej, kawy, przegryźć banana lub połknąć przygotowaną tartinkę. Te z salami, żółtym serkiem i dodatkiem aromatycznej musztardy były najlepsze. Martin Schmitt w przerwach kosztował jednak ciasteczko z kokosami w czekoladzie wzmacniając kawałkiem banana. Z kolei trenerzy np. Mika Kojonkoski jest na pewno zwolennikiem małej czarnej. W tym miejscu przed rokiem stał namiot w którym „kotłowali się” posiadacze akredytacji z napisem VIP. W tym roku namiot został przeniesiony nieco niżej. Również zmieniono koncepcję namiotu dla potrzeb konferencji prasowych. Niewielki, strzeżony przez kilku ochroniarzy, dla ok. 100 dziennikarzy stał przy drodze prowadzącej ze skoczni do miasteczka zawodników. Warto przy tej okazji dodać, że do Planicy w tym roku przyjechało 118 słoweńskich dziennikarzy, 108 z zagranicy i 147 fotoreporterów z 15 krajów. Na rozbieg „Velikanki” można się dostać tylko na dwa sposoby. Pieszo pokonując ponad 250 stopni wzdłuż zeskoku lub przy pomocy wyciągu krzesełkowego, który znajduje się w okolicach „Bloudkovej Velikanki” o punkcie K-120, która jednak od zeszłego roku stoi bezużytecznie. Słoweńcy twierdzą, że ktoś celowo nasypał na rozbieg zbyt dużo śniegu, w wyniku czego nie wytrzymała drewniana konstrukcja, a teraz ta sama osoba wygrała przetarg na modernizację. Jak widać pomiędzy Polską a Słowenią różnica wynosi zaledwie 800 km. Każdy z zawodników przynajmniej przez 1,5 minuty jest sam ze sobą, w pełni skupiony przed czekającym go skokiem. Seria próbna była doskonałą zapowiedzią tego co czekało nas w trzeciej serii konkursu. O godzinie 10:16 rozpoczęto ostateczną walkę o tytuł mistrza świata. Widzowie ponownie dopisali w dolinie pod „Poncami”. Przyszło aż 35 000 „ljubiteli poletov” czyli miłośników lotów narciarskich. Oglądali, podobnie zresztą jak podczas piątkowej 2 serii aż 16 skoków powyżej 200 metrów! Na czoło po 3 serii wysunął się niespodziewanie Fin Tami Kiuru. Za swój skok na odległość 220 m, z przepięknie zaznaczonym telemarkiem otrzymał od trzech sędziów po 20,0 pkt! Również nasz sędzia międzynarodowy, Ryszard Guńka, przyznał zawodnikowi Lahden Hiihtoseura „dwudziestkę” – notę marzeń. Później, kiedy rozmawialiśmy w Hotelu „Spik” niedaleko Kranjskiej Gory powiedział: „Popatrzyliśmy na siebie i wszystko było jasne...” (Ernst Egloff, SUI, Ryszard Guńka,POL i Wolfgang Patzina,GER – przyp. Rafał Gucia). Dwa metry dalej skoczył Norweg Roar Ljokelsoy, co pozwoliło mu awansować z czwartego na drugie miejsce. Lider po pierwszym dniu zawodów, Niemiec Georg Spaeth rozczarował wszystkich. Uzyskał zaledwie 202,5 m. Oznaczało to, że spadł w generalnej klasyfikacji na trzecie miejsce (w pierwszej sobotniej serii był to 13 wynik – przyp. Rafał Gucia). Nasz Adam Małysz skoczył na 203,5 m i było wiadomo, że nie poprawi dobrej 6 pozycji. Wyprzedził go po trzeciej serii Słoweniec Robert Kranjec, który lądował na 216,0 m. Przed serią finałową skok przedskoczka z Finlandii, a w roli tej wystąpił Akseli Kokkonen, na 213,5 m trochę zdezorientował Jury zawodów. Postanowiono nieco obniżyć rozbieg, co niestety nie okazało się dobrą decyzją. Śnieg padał coraz mocniej, był bardziej mokry, blokował tory na rozbiegu co było przyczyną zdecydowanie krótszych skoków. Dwukrotnie przerywano serię, aż w końcu postanowiono, że zawodnicy będą skakali z belki nr 12 (o jedną belkę wyżej aniżeli w pierwszej serii). Wielki zawód sprawił gospodarzom „Robi” Kranjec, który w decydującym skoku uzyskał zaledwie 182,0 m i spadł z dobrego 6 miejsca na 12. Adam Małysz zajął ostatecznie 11 pozycję (196,5 m), co i tak w historii jego skoków na mistrzostwach świata w lotach jest najlepszym osiągnięciem. Wielką szansę zaprzepaścił lider pierwszego dnia w Planicy, Georg Spaeth. Niesiony dopingiem licznie zgromadzonych kibiców z Oberstdorfu poszybował najbliżej z wszystkich 4 serii – tylko 195,5 m. Janne Ahonen pokonał Niemca o 6 m i podobnie jak dzień wcześniej mógł być pewny medalu. Główna walka o mistrzowski tytuł rozstrzygnęła się pomiędzy Finem a Norwegiem. Tami Kiuru nie powtórzył tak dobrego skoku jaki zanotował w 3 serii. Tylko 191,5 m oznaczało ostatecznie 3 miejsce, a na górze pozostał już tylko Roar Ljokelsoy. Wystarczyło by skoczył 200,0 m, ponieważ miał dość znaczną przewagę nad Janne Ahonenem, który oczekiwał na dole na ostatni skok Norwega. 26-letni skoczek z Trondheim skoczył jednak bardzo daleko, pokazując, że nie jest minimalistą – 210,5 m nie pozostawiało żadnych wątpliwości. Sympatyczny Norweg osiągnął największy sukces w swojej karierze. 16 lat po ostatnim tytule mistrza świata w lotach, który zdobył w Oberstdorfie w 1988 roku Ole Gunnar Fidjestol Norwegia ma nowego bohatera. „Jestem przeszczęśliwy, jeszcze teran nie mogę w to uwierzyć, że zostałem mistrzem świata. Ze skoku na skok czułem się pewniej i lepiej. Chciałem w tym miejscu serdecznie podziękować swojemu trenerowi, Mice Kojonkoskiemu, który jest ojcem odradzających się w Norwegii skoków”, powiedział zaraz po skoku norweskiej telewizji nowy mistrz świata. Jeden z kibiców norweskich był tak szczęśliwy przebiegiem wydarzeń, że po ostatnim skoku Roara przez ponad 5 minut prawie nagi, miał tylko przewiązaną w pasie halkę, wymachiwał flagą swojego kraju.
 

„Norwegowie mają nowego Birgera Ruuda”, „Harald Schumacher skoków narciarskich”, pisały następnego dnia słoweńskie gazety. Ale pisały nie tylko o tym. Podczas sobotniej dekoracji, po wręczeniu medali odegrano hymn. Problem polegał jednak na tym, że nie był to ani hymn norweski, ani szwedzki, co sprostował zaraz trener tej reprezentacji, Słowenjec Ludvik Zajc, tylko jedna z ludowych przyśpiewek norweskich. Najwyższy członek komitetu organizacyjnego, Branko Dolhar, tłumaczył dziennikarzom na specjalnej konferencji prasowej, że organizatorzy zakupili płytkę CD z ponad 20 hymnami, i że pod nr 12 miał znajdować się hymn Norweski. Dlaczego, zamiast hymnu, znajdował się inny utwór? Tego niestety Branko Dolhar nie potrafił wytłumaczyć. Kurt Hennauer, jeden z oficjeli FIS-u zażartował, że następnego dnia Norwegom lub Finom zagrają pewnie szwajcarski hymn narodowy. Kurt Hennauer w Biurze Prasowym, które mieściło się w Hotelu „Kompas” w Kranjskiej Gorze powiedział mi o Zakopanem; „Tu można zastosować tylko jedno określenie, to co się dzieje w Zakopanem jest fenomenalne. Przyjeżdżam bardzo chętnie do Zakopanego. Jest tam zawsze bardzo zaangażowana i żywo reagująca publiczność, której nie ma nigdzie na świecie. Nie można tego porównać z żadną inną skocznią, nawet z Planicą, gdzie uważam, że publiczność też decyduje o temperaturze zawodów. Zakopane jest jednak poza wszelką konkurencją”. Jego przyjaciel, Walter Hofer, a w zasadzie rodzina, ponieważ Dyrektor Pucharu Świata jest ojcem chrzestnym najmłodszego syna Kurta Hennauera - Ande-Matti, powiedział o zawodach w Zakopanem: „...Jestem bardzo zadowolony z tego co zdarzyło się w Zakopanem. W pewnych obszarach jesteście po prostu perfekcjonistami. Jeśli jednak miałbym znaleźć pewne detale, które w moim przekonaniu nie idą najlepiej to będzie to wioska dla zawodników z infrastrukturą towarzyszącą, ale jak słyszałem, jest w planach. Ponadto nie widzę takiego punktu, który można by rozwinąć w formie krytyki...”. Po tych ciepłych słowach w sobotnie popołudnie spokojnie przygotowywaliśmy się do ostatniego aktu najpoważniejszej imprezy roku. Po raz pierwszy w Planicy rozegrane zostały zawody drużynowe podczas mistrzostw świata w lotach. Od samego początku było pewne, że o złoty medal mogą i będą rywalizować ze sobą dwie ekipy: Finlandia i Norwegia. Zanim jednak przystąpiono do rywalizacji pożegnano przed serią próbną legendę niemieckich skoków narciarskich – Christofa „Duffi” Duffnera. „Zdecydowałem się zakończyć karierę w Planicy i poświęcić kolejnemu wyzwaniu. Chciałbym zostać dobrym trenerem skoczków”, powiedział 33-latek z Schoenwaldu, który z pewnością będzie miło wspominał Planicę. Tutaj w roku 1993 zajął 3 miejsce podczas zawodów Pucharu Świata na dużej skoczni, w 1999 roku na „Velikance” zajął również 3 miejsce, a nieco wcześniej w roku 1994 podczas mistrzostw świata był 4. W swoim ostatnim skoku w karierze wylądował na 189 m. Brawo Duffi!
Finowie i Norwegowie stoczyli pasjonujący pojedynek o złoty medal. Lepiej zaczęli „Suomi”. Tami Kiuru za perfekcyjny skok na 215,5 m otrzymał od sędziów aż cztery 20,0!!! Potem dobrze skoczyli Lindstroem (209 m), rekordzista świata w długości skoku Matti Hautamaeki (217 m) odpierając ataki Bjorna-Einara Romorena (210,5 m), Sigurda Pettersena (211,5 m) oraz Tommy’ego Ingebrigtsena (216,5 m). Przed ostatnią kolejką skoków Finowie byli na prowadzeniu. Norwegowie po raz pierwszy wyszli na prowadzenie dzięki fenomenalnemu w niedzielę Roarowi Ljokelsoyowi, który skoczył 223,5 m, Janne Ahonen skoczył zdecydowanie krócej - tylko 211,5 m.
 

Kiedy w decydującej serii Bjorn-Einar Romoren ustanowił nowy rekord Norwegii w długości skoku uzyskując aż 227 m, a Sigurd Pettersen dołożył 216,5 m i powiększył przewagę nad Finami wydawało się, że losy złotego medalu zostały już rozstrzygnięte. Kiedy swój drugi skok oddał Matti Hautamaeki (213,5 m), zawodnicy z „Krainy Tysiąca Jezior” ponownie objęli prowadzenie. Losy złotego medalu były teraz w rękach, a właściwie w nartach, dwóch najlepszych zawodników tegorocznej edycji Pucharu Świata. Janne Ahonen skakał pierwszy uzyskując 217, 5 m, lądując wzruszył tylko ramionami w geście dezaprobaty – z całą pewnością liczył na skok o ok. 5 m dłuższy. Roar Ljokelsoy był jednak tego dnia w wyśmienitej, mistrzowskiej formie. Skoczył 225 m co pozwoliło „Vikingom” wyprzedzić Finów o zaledwie 7,7 pkt!!! O trzecie miejsce bój toczyli Niemcy i Austriacy, którzy na końcu okazali się lepsi od podopiecznych Wolfganga Steierta o 14,4 pkt. Niemcy ponieśli na tych mistrzostwach dotkliwą porażkę, dwukrotnie zajmując czwarte miejsca (Georg Spaeth indywidualnie i drużynowo). Nasza reprezentacja zajęła dopiero 8 miejsce, ostatnie wśród ekip, które zakwalifikowały się do finału. Polacy przegrali z ekipą Norwegii o ponad 250 m. Jednak z każdego występu należy wyciągnąć pozytywne wnioski, a do takich należy życiowy rekord w długości skoku Mateusza Rutkowskiego, który w pierwszej serii uzyskał 201,5 m. W półtora roku Mika Kojonkoski stworzył z zawodników bardzo przeciętnie skaczących niesamowicie groźną ekipę, która zaczęła podbijać skocznie świata. Niewielu z nas jeszcze pamięta czasy, kiedy dwukrotny złoty medalista z Planicy podczas zawodów na skoczni w Titisee-Neustadt był 34. Zaczęli od słoweńskiej Planicy, gdzie zdobyli najcenniejsze laury. Kto wie czy teraz „nowy Ruud” nie będzie chciał za wszelką cenę odebrać na skoczni w Holmenkollen „Kryształowej Kuli” dla najlepszego skoczka sezonu. W Planicy dwukrotnie pokonał Janne Ahonena, jeszcze lidera Pucharu Świata. Co potem? Za rok mistrzostwa świata w Oberstdorfie, gdzie na pewno Norwegowie wystartują w roli faworyta, zarówno indywidualnie jak i drużynowo. Mika Kojonkoski zapisał na swoim telefonie komórkowym powitanie następującej treści: „TORINO 2006 – GOLD MEDAL!”

Serdeczne podziękowania za pomoc w organizacji wyjazdu dla:
Marka Siderka – Szefa Wyszkolenia w PZN
Firmom: „Rehau” i „Secret Service”

 

Foto-relacja. (więcej...)

Rafał Gucia

planica 2004!!!

2004-02-19

Wojciech Szatkowski, Rafał Gucia a także Krzysztof Głąbowicz pojechali na mistrzostwa świata w lotach narciarskich, które odbywają się w Planicy. Tuż po przyjeździe na miejsce przesłali pierwszą relację... "Droga upłynęła nam dobrze, chociaż padał śnieg, przejechaliśmy dzielnie Podkorenske Sedlo i jesteśmy obecnie w Hotelu Kompass w Kranjskiej Gorze. W czwartek miały być kwalifikacje, ale z powodu warunków (zła pogoda) zostały odwołane. W piątek 20 lutego, o godzinie 9.00 odbędzie się seria treningowa, ale tylko jedna. Potem o 10.15 rozpocznie się pierwsza seria konkursowa (nie ma kwalifikacji). Ma startować tylko po 4 skoczków z każdego państwa, za wyjątkiem Niemiec, które mają mistrza świata w lotach i w związku z tym mogą wystawić 5 zawodników. Prognoza pogody jest właściwie nie do końca jasna, przewiduje według jednej wersji słonce i lekki wiatr, a w drugiej opady śniegu, ale bezwietrznie. Spotkaliśmy już trenera Apoloniusza Tajnera w Hotelu Spik w Kranjskiej Gorze, gdzie przebywają ekipy".

Pozdrawiamy. Wojtek, Rafał i Krzysiek

zwyciężył schwarzenberger.

2004-02-08

Reinhard "Reini" Schwarzenberger.Austriak Reinhard Schwarzenberger zwyciężył w niedzielnym konkursie Pucharu Kontynentalnego w skokach narciarskich rozegranym na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Za skoki na odległość 121 i 128,5 m Reinhard Schwarzenberger otrzymał notę 247,1 pkt.

 

„Reini” Schwarzenberger był pierwszy po pierwszej i trzeci w drugiej kolejce skoków.
Drugie miejsce zajął, drugi w obydwu kolejkach, Austriak Christian Nagiller (w konkursie startował również jego brat Michael), który za skoki na odległość 120 i 130 m zebrał 244,5 pkt. Jako trzeci sklasyfikowany został Słoweniec Jernej Damjan, po oddaniu skoków o długości 116,5 i 129 m, za które otrzymał łączną notę 240,4 pkt. Słoweniec był trzeci w pierwszej kolejce i pierwszy w drugiej.

Najwyżej punktowany Polak, Wojciech Skupień z WKS Zakopane, zajął szóstą lokatę po oddaniu skoków na odległość 118 i 122 m, za które otrzymał 223,5 pkt.

W konkursie wystartowało 77 zawodników, w tym 13 Polaków. Również w niedzielę organizatorom zawodów dał się we znaki silny wiatr. Według lokalnej stacji meteorologicznej, w Zakopanem podczas niedzielnego konkursu wiatr wiał z prędkością około 5 m/sek., a w porywach był dwa razy silniejszy. Mimo to niedzielny konkurs udało się rozegrać i to w dwóch kolejkach, podczas gdy sobotni konkurs z powodu wiatru przerwano w połowie pierwszej tury skoków. Z takiej decyzji Jury nie byli do końca zadowoleni trenerzy, a szczególnie Szwajcar Arnaud Bousset, który zwrócił podczas sobotniej odprawy uwagę, że takie decyzje delegat techniczny powinien skonsultować z trenerami!

W tak trudnych warunkach przeprowadzić obie serie to „wielka sprawa”. To w niedzielę udało się perfekcyjnie. Duża w tym zasługa kierownika zawodów, którym był Pan Władysław Gąsienica Roj. Starał się, w miarę możliwości, stworzyć wszystkim zawodnikom równe warunki do skakania.

Galeria zdjęć z zawodów. (więcej...)

Wyniki zawodów PDF. (więcej...)

informacja własna Rafał Gucia

sobota dla ljoekelsoeya.

2004-02-07

Fantastyczny lot po nowy rekord skoczni „Heini Klopfera” – 223 metry!!!

Niedziela dla śniegu i wiatru! Pogoda storpedowała zawody!

Niedzielne zawody na mamuciej skoczni w Oberstdorfie storpedowała pogoda. Silne opady śniegu, ale przede wszystkim silne podmuchy wiatru dochodzące momentami do 5 m/s były przyczyną odwołania konkursu. Organizatorzy próbowali kilkakrotnie rozpoczynać zawody. O godzinie 15:45 obficie padający śnieg i silny, zmienny wiatr praktycznie uniemożliwiał rozegranie konkursu. Dlatego tez zdecydowano się przesunąć rozpoczęcie zawodów o 25 minut. O 16:10 obfite opady śniegu ustały. Nie zmieniła się natomiast siła wiatru. Po skokach kilku przedskoczków z konkursu wycofali się Holendrzy i Koreańczycy. Jako pierwszy skoczył więc Robert Mateja i... po jego skoku postanowiono wznowić zawody i obniżyć belkę startową z 39. na 35. Chwilę potem upadek „zaliczył” Białorusin Maxim Anisimow. To spowodowało kolejną przerwę i naradę trenerów z organizatorami. Ponownie postanowiono zmniejszyć rozbieg (na 32. belkę). Po tym fakcie Dyrektor Pucharu Świata po naradzie z Jury i trenerami poszczególnych ekip podjął o godzinie 16:40 decyzję o odwołaniu konkursu.

Loty w Oberstdorfie miały być generalną próbą przed imprezą sezonu, tak określają bowiem wszyscy mistrzostwa świata w Planicy na „Velikance”, które rozegrane zostaną pomiędzy 19 a 22 lutego br. Gdyby próbować wysnuć wnioski po zawodach rozegranych w sobotę, należałoby wskazać jako faworyta Norwega Roar Ljoekelsoeya, który triumfował w dniu wczorajszym ustanawiając przy tym fantastyczny rekord skoczni „Heini Klopfera” na 223 metrze. Poprawił go o aż 7 metrów! Frunął w powietrzu tak, że wydawało się, iż zatrzyma się dopiero na płaskim już odjeździe! Dla Ljoekelsoeya było to trzecie zwycięstwo z rzędu i piąte w obecnym sezonie. W bardzo dobrej dyspozycji znajduje się Fin Janne Ahonen, któremu trudno będzie zagrodzić drogę do zwycięstwa w generalnej klasyfikacji Pucharu Świata. W pierwszej serii 213,5 m, w drugiej nieco gorzej bo tylko 198,0 m. Trzecie miejsce zajął Japończyk Noriaki Kasai. W pierwszej serii po przepięknym locie i lądowaniu na 210,5 m otrzymał od dwóch sędziów notę marzeń 2x20 pkt!! Po sukcesie olimpijskim w Salt Lake City, Szwajcar Simon Amman jakby gdzieś „schował” swoją wysoką formę, jednak wczoraj ponownie pokazał wielką klasę zajmując 6 miejsce.  W pierwszej serii poszybował na 207, 5 m co było trzecią długością serii.

W klasyfikacji generalnej Pucharu Świata prowadzi Janne Ahonen, który zgromadził w 17 konkursach 1020 punktów. Roar Ljoekelsoey ma na koncie 836 punktów i zapowiada szaleńczy pościg za liderem, a Siggurd Pettersen 718 punktów. Adam Małysz spadł na siódme miejsce i ma na koncie 513 punktów.

Adam Małysz zajął wczoraj 22 miejsce i może być zadowolony tylko z drugiego skoku (194 m, w pierwszej serii tylko 179,5 m). Ale prawdę powiedziawszy to chyba bardzo dobrze, że ten sezon będzie nieco ulgowy w karierze naszego mistrza, chociaż czy wypada tak mówić o zawodniku, który w dalszym ciągu jest w pierwszej 10 najlepszych skoczków świata? Adam Małysz uwielbia loty, szczególnie na „Velikance” w Planicy, która kojarzy mu się jednoznacznie z pojęciem czegoś nieosiągalnego dla wielu innych skoczków narciarskich z całego świata. Tutaj bowiem trzykrotnie z rzędu odbierał „kryształową kulę” dla najlepszego zawodnika Pucharu Świata. Dlatego bądźmy dobrej myśli o to co będzie się tam działo za niespełna dwa tygodnie.

Wyniki zawodów. (więcej...)

Klasyfikacja generalna. (więcej...)

informacja własna Rafał Gucia

Wiatr pokrzyżował organizatorom szyki!

2004-02-07

Niestety nie udało się rozegrać konkursu skoków w ramach Pucharu Kontynentalnego Zakopane 2004. Zbyt porwisty wiat uniemożliwił dokończenie zawodów. Kilkunastu skoczków pojawiło się na rozbiegu. Wśród nich nieźle zaprezentował się Wojciech Skupień. Później jednak wydarzył się upadek przedskoczka, który wylądował na plecach. Na szczęście nic poważnego mu się nie stało. Zawody przerwano. Prognozy niedzielne są również niekorzystne. Wiatr w porywach może osiągać 15 m/s. Mimo wszystko w niedzielne popołudnie zapraszamy do naszej galerii na foto-relację z Zakopanego.

informacja własna M. S.

czy uda się rozegrać zawody?

2004-02-07

Niestety w Zakopanem nadal wieje silny wiatr. W piątek odwołano oficjalne treningi Pucharu Kontynentalnego. Czy uda się rozegrać sobotni wieczorny konkurs? Wszyscy mamy nadzieję, że wiatr przynajmniej na ten czas uspokoi się. Natomiast prognoza pogody na niedzielę również nie jest optymistyczna. Według synoptyków wiatr czasami nawet będzie porwisty.

Lista startowa zakopiańskiej edycji PK. (więcej...)

informacja własna M. S.

Brawo juniorzy - czyli srebro w Strynie!

2004-02-06

Mistrzostwa Polski 2003 - Mateusz Rutkowski.Czwartek 5 lutego 2004 r. okazał się jednym ze szczęśliwszych dni w historii polskiego narciarstwa. O godzinie 18 rozpoczął się drużynowy konkurs skoków na Mistrzostwach Świata Juniorów w Stryn w Norwegii. Obiektem na którym toczyły się zmagania skoczków była 90-metrowa skocznia Bjoernkelibakken w Stryn. Wielki sukces odniosła na niej nasza reprezentacja juniorów "B" (Kamil Stoch, Dawid Kowal, Stefan Hula i Mateusz Rutkowski). Polacy zdobyli srebrny medal w tym konkursie. Jest to pierwszy srebrny medal w skokach narciarskich, który na mistrzostwach świata zdobyli nasi juniorzy. Warto przypomnieć, ze wcześniej, bo w 1969 r. w Bollnaes w Szwecji brąz wyskakał Adam Krzysztofiak.

Wcześniejsze relacje z treningów nie napawały zbytnim optymizmem, skocznia była słabo przygotowana do zawodów, słabo oświetlona, a nasi zawodnicy, włącznie z Mateuszem Rutkowskim, skakali słabiej niż oczekiwano. Ale treningi to nie to samo co konkurs, w którym dodatkowe emocje, motywacja i chęć walki poniosły biało-czerwonych do walki o medale. Po pierwszej serii, ze stratą około 10,5 punktu Polacy byli na czwartej pozycji za Austriakami, Finami i Niemcami.

Stefan Hula z pucharem z MŚ z Garmisch-Partenkirchen, gdzie był trzeci.Najdalej w pierwszej próbie poleciał znany już z zawodów PŚ, piąty w klasyfikacji generalnej, Austriak Thomas Morgenstern, który miał 97 metrów, natomiast tylko o metr bliżej lądował "Rudi", czyli Mateusz Rutkowski. Pozostali nasi reprezentanci skakali w pierwszej serii około 85 metrów - Kamil Stoch miał 87 m., Dawid Kowal - 86 m. i Stefan Hula - 83 m. Po pierwszej serii prowadzili Austriacy przed Finami. Ale w drugiej serii konkursowej nasi skoczkowie zaprezentowali się wyśmienicie: już na początek Kamil Stoch osiągnął 92,5 m., Kowal miał 87,5 m, a Hula - 91 m. Teraz już wszystko zależało od Rutkowksiego. On nie zawiódł i poleciał na sam dół skoczni. Trener Kuttin powiedział dziennikarzowi "Tempa", że aż złapał się za głowę, gdy Mateusz przekroczył 95 m., okazało się osiągnął aż 97 m. i Polacy wskoczyli dzięki jego skokowi na drugą lokatę. Okazało się potem, ze 97 m. skok Rutkowskiego był drugim co do długości w konkursie! - Po pierwszej serii, w której chłopcy oddali stosunkowo krótsze skoki, byli na czwartym miejscu. W drugiej serii rozpoczęła się pogoń za medalem, którą zapoczątkował Kamil Stoch swoim dobrym skokiem, a ukoronował Mateusz Rutkowski. Uważam, że srebrny medal naszej reprezentacji juniorów to duży sukces polskiego narciarstwa - powiedział asystent trenera Kuttina Łukasz Kruczek. Najdłuższy skok dnia miał natomiast Thomas Morgenstern - 99,5 m., co dało złoto zespołowi Austrii. Kamil Stoch.Niemcy przegrali srebro z Polakami zaledwie o 4 punkty! Bardzo zadowolony był trener Kuttin.

Po zaledwie 8 miesiącach pracy stworzył dobry zespół, który zdobył medal mistrzostw świata!!! To znakomity prognostyk na przyszłość. I trzeba przyklasnąć jego pracy. Nasza redakcja składa szkoleniowcom i zawodnikom najlepsze życzenia i podziękowania za zdobyty w Strynie medal. W sobotę Polaków czeka konkurs indywidualny.

 

Na podstawie: art. Mamy drużynowy medal! Nieprawdopodobny Rutkowski, Srebrna przyszłość, "Tempo" z piątku 6 lutego 2004 r. oraz relacji TVP Program 1, z godz. 19.55 w dniu 6 lutego br., rozmowa z trenerem Łukaszem Kruczkiem.

Oficjalne wyniki zawodów. (więcej...)

informacja własna W Sz. i R. G.

Kwalifikacje w Oberstdorfie.

2004-02-05

Matti Hautamaeki - rekordzista świata w długości skoku wygrał kwalifikacje! Drugi Pettersen, trzeci, powracający do wysokiej formy Simon Amman. Adam Małysz na 10 pozycji. Po prawie dwutygodniowej przerwie najlepsi skoczkowie świata ponownie rywalizują o punkty Pucharu Świata. Już za 14 dni wszyscy zjadą do Planicy by rywalizować o tytuł mistrza świata w lotach narciarskich na słynnej „Velikance”, dlatego zmagania na skoczni „Heini Klopfer” w Oberstdorfie wszyscy potraktują jako generalną próbę przed największą imprezą sezonu. Jutro 50 najlepszych zawodników wyłonionych po dzisiejszych kwalifikacjach przystąpi do konkursu.  Adam Małysz będzie reprezentował Polskę podczas sobotniego dnia zawodów. Zakopiańczyk Robert Mateja po skoku na odległość 168,5 m zajął 46 miejsce, natomiast Adam Małysz po dobrym skoku na odległość 194,5 m zajął 10 pozycję. Do konkursu sobotniego nie zakwalifikował się również niestety Marcin „Diabełek” Bachleda. Z wynikiem 87 m / 42,2 pkt!!! zajął ostatnie miejsce. W kwalifikacjach startowało 64 zawodników. Bezapelacyjne zwycięstwo zapewnił sobie rekordzista świata w długości skoku z Planicy (231 m.) Fin Matti Hautamaeki. Oddał fantastyczny, najdłuższy skok na odległość 212 m! Drugie miejsce zajął Siggurd Pettersen z Norwegii skacząc 208 m. 4 metry krócej od Norwega skoczył podwójny mistrz olimpijski z Salt Lake City, Szwajcar Simon Amman – 204 m. Wyraźnie wraca do olimpijskiej formy i należy spodziewać się, że będzie jednym z faworytów nadchodzących mistrzostw świata w lotach. Lider Pucharu Świata, Fin Janne Ahonen, zajął wspólnie z Robertem Kranjecem 4 miejsce. Fin skoczył dalej (203 m/192,6 pkt.), ale skok Słoweńca lepiej ocenili sędziowie (198 m/192,6 pkt.). Wśród sędziów, którzy jutro będą oceniać skoki zawodników, Polskę będzie reprezentował Pan Marek Siderek, Szef Wyszkolenia w PZN. Życzymy powodzenia!

informacja własna Rafał Gucia

prognozy mało optymistyczne.

2004-02-05

W Zakopanem odwilż, temperatura dniem sięga 10 st. C. i wieje silny wiatr. Czy w tych warunkach będzie można rozegrać Puchar Kontynentalny zaplanowany na najbliższy weekend? Głównie chodzi o wiatr, śnieg powinien się utrzymać - powiedziano nam w Tatrzańskim Związku Narciarskim. Wieczorem na skoczni ma pojawić się delegat techniczny FIS i wówczas zapadną decyzje. Według planów w piątek oficjalne treningi. Pierwszy o godz. 11, drugi o 16. W sobotę seria próbna o godzinie 15. O 17 - konkurs. W niedzielę skoki próbne mają rozpocząć się o 10.30. Na godzinę 12 zaplanowano konkurs. Prognozy jednak nie są zbyt optymistyczne. W piątek według synoptyków wiatr może osiągać prędkość nawet do 18 m/s.

informacja własna M. S.

Ważna informacja dla dziennikarzy!

2004-02-02

Akredytacje prasowe na Puchar Kontynentalny w skokach narciarskich 07-08.02.2004 rozpatrywane będą do 05.02.2004., prosimy o przesyłanie podań na papierach firmowych do Tatrzańskiego Związku Narciarskiego. Kontakt z TZN'em: tel. (18) 20 153-08, e-mail: tzn@tatrynet.pl
Zobacz, jak wyglądał Puchar Kontynentalny w Zakopanem przed rokiem. (więcej...)

informacja własna M. S.