STRONA GŁÓWNA

CIEKAWOSTKI

 

 

 
 

Kuusamo 2003 – Małysz dwa razy drugi, a jednak pierwszy!

 

Konkurs na skoczni „Ruka” miał ujawnić jaki jest układ sił przed sezonem 2003/04, kto jest w optymalnej formie, a kto nie. Takie odkrycie kart jest o tyle ważne, że niektórym pozwala próbnie ocenić jaki przebieg może mieć rywalizacja w tym sezonie. Konkurs odbywał się w fatalnych warunkach. O ile w 2002 r. Ruka była pokryta śnieżno-białym całunem puchu, panował mróz i warunki były optymalne, to w tym roku zima zakpiła z organizatorów zawodów otwierających sezon zawodów w narciarstwie klasycznym. Wiało i wyniki, przeprowadzonego w tych warunkach konkursu, z pewnością nie są odzwierciedleniem prawdziwego układu sił w światowych skokach narciarskich. Dla nas najważniejsze jest jednak to, że po dwóch konkursach w Kuusamo prowadzenie w klasyfikacji PŚ 2003/04 objął Adam Małysz.

 

Inauguracja Pucharu Świata 2002/03

Wypadła dużo gorzej niż przed rokiem. Konkurs na „Ruce” pokazał, że na razie dobrze skaczą Finowie i Norwegowie, słabiej natomiast teamy Austrii, Niemiec i Słowenii. Bardzo dobrze, bo równo i daleko skakał nasz mistrz, Adam Małysz, który w Kuusamo na „Ruce” dwa razy był drugi, przez co ze 160 punktami objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata 2003/04, zaraz za nim uplasował się Lindstroem ze 120 punktami, a trzeci był kolejny z Finów, Matti Hautamaeki ze 116 punktami klasyfikacji łącznej. W porównaniu do ubiegłego sezonu, w którym na „Ruce” Adam Małysz był 2 i 4 otwarcie sezonu w wykonaniu naszego skoczka wypadło lepiej. Poniżej piszemy o występie naszej reprezentacji, a zwłaszcza o uczuciu niesmaku po inauguracji w Kuusamo, wynikłej po ciężkim upadku Thomasa Morgensterna. O podobnym uczuciu mówił w reportażu dla „Faktu” Adam Małysz: - Sobotniego konkursu nie można wspominać dobrze. Nie widziałem upadku Morgensterna, w „poczekalni”, gdzie siedzimy z kolegami czekając na skok, nie ma przecież telewizora. Zostało nas tylko trzech, pozostali zawodnicy szykowali się do startu na skoczni. Wolałbym nigdy nie oglądać upadków. Wiem nie od dziś, że podczas konkursu może się zdarzyć wszystko, ale widok uderzającego o zeskok kolegi jest bardzo niemiły. Dobrze, że Thomas wyszedł z tego cało. Gdyby trener machnął chorągiewką, skoczyłbym. To on posyła mnie w dół. Mam do trenera pełne zaufanie. Poradziłbym sobie z warunkami, ale nie można być pazernym. Czasami lepiej nie skakać niż wygrać. W sobotę przez głupotę kilku ludzi naprawdę ktoś mógłby zginąć. Gdzie jest bezpieczeństwo, o którym tyle mówiono przed sezonem? Nie można przeprowadzać konkursów za wszelką cenę. Zwłaszcza ludzkiego życia.

(wypowiedź Adam Małysza z: „Fakt” z 1 grudnia 2003 r. art. Konkurs za wszelką cenę? Ja mówię nie). Dosyć śmiesznie wyglądała wypowiedź Dyrektora PŚ Waltera Hofera wypowiedziana po konkursie: - Sądziliśmy, że warunki na górze są dużo lepsze. No cóż, wypowiedź tą pozostawmy to bez komentarza.

 

Nasi reprezentanci w Kuusamo

 Postawa naszej reprezentacji na „Ruce” zmusza do kilku komentarzy i wyjaśnień. Przed zawodami na treningach w Szwajcarii nasi reprezentanci, jak zapewniał trener Tajner, prezentowali się dobrze. Świetnie miał skakać Małysz, a niewiele gorzej Mateja i Bachleda. W pierwszym konkursie na Ruce do „50” weszli Adam Małysz i Tonio Tajner. Małysz ostatecznie zajął bardzo wysokie 2 miejsce, a Tajner był 42, pozostali w tych arcytrudnych warunkach w ogóle nie dostali się do 40. Drugiego dnia znowu na drugim stopniu podium znalazł się Adam Małysz, a Bachleda zajął dobre 19 miejsce. Czemu więc jest tak dobrze, że aż źle? Czy takie wyniki nas satysfakcjonują? Chyba do końca nie. Ale warto w tym miejscu przypomnieć lata 80 i początek 90 kiedy nasi skoczkowie potrafili zdobyć za cały sezon zaledwie 7 czy 10 punktów!!! W kontekście takich „wyników” występ w Kuusamo nie wypada źle. Natomiast w konfrontacji z innymi drużynami my Polacy, poza Małyszem i Bachledą, prawie jej nie mamy. Czas już podjąć jakieś zmiany i poszukać bardziej optymalnego składu. Już jesienią tego roku w Internecie na forum dotyczącym skoków narciarskich apelowałem, by do Kuusamo pojechała czwórka najlepszych skoczków letnich Mistrzostw Polski plus Bachleda, który wywalczył sobie miejsce w letnim Pucharze Kontynentalnym. A więc według mnie na Ruce powinni wystartować nasz mistrz nad mistrze Adam Małysz, Marcin Bachleda, Robert Mateja, Krystian Długopolski i Wojciech Skupień. Występy, a raczej ich brak w przypadku Tajnera i Pochwały powinny spowodować przesuniecie ich do kadry „B”. Być może starty w Pucharze Kontynentalnym byłyby dla nich większą mobilizacją do lepszych wyników i większej pracy, a jeszcze jedna szansa dana Skupniowi i Mateji byłyby lepszym dla nas wyjściem z sytuacji.

 

Pozostał niesmak...

Pierwsze dwa konkursy PŚ 2003/04 w Kuusamo mamy już za sobą. Zwyciężali w nich Matti Hautamaeki i Sigurd Pettersen. Na naszej stronie prezentujemy biografie obydwu tych skoczków. Nas cieszy wysoka, stabilna forma naszego mistrza Adama Małysza, który dzięki dwóm drugim miejscom na „Ruka” prowadzi ze 180 punktami w klasyfikacji łącznej Pucharu Świata w skokach narciarskich. Natomiast nie o naszego mistrza się martwię, ale o to co przydarzyło się Thomasowi Morgensternowi. Straszliwy upadek, który na szczęście nie spowodował trwałych urazów tego młodego, bardzo dobrze zapowiadającego się skoczka, pokazuje jakie prawdziwe zasady rządzą światowym sportem, w tym także skokami narciarskimi. Kasa, kasa i jeszcze raz kasa. Zabawnie wręcz wyglądają w tej sytuacji zapewnienia niektórych działaczy FIS, że najważniejsze jest zdrowie zawodników i inne „stwierdzenia”, które nijak się mają do wydarzeń na „Ruce”. Wiało tak, ze konkurs należało przerwać już po pierwszych kilku skokach, a ostatecznym momentem „otrzeźwienia” powinien być upadek Andiego Koflera. Ale nie, panowie z FIS zadecydowali, że można skakać, a warunki nie są wcale takie złe!! Rozumiem naciski telewizji, mediów i sponsorów na Waltera Hofera, ale ten skądinąd twardy gość powinien w tym momencie powiedzieć zdecydowanie stop!, co mam nadzieję uczyni, gdy podobna sytuacja zaistnieje na innej skoczni. Przecież w końcu konkurs udało się przeprowadzić w niedzielę w normalnych warunkach.

Trzeba było bowiem ciężkiego upadku Austriaka, by przerwać ten konkurs. Ktoś powie, że skoczkowie przecież powinni wykonywać swój zawód w każdych warunkach, ale pragnienie coraz dalszych skoków, rekordów w takich ekstremalnych warunkach muszą mieć jakieś ograniczenia. Reasumując w trwającym od wielu lat wyścigu człowieka z komercją skoczkowie narciarscy jak na razie stoją na straconej pozycji... A mnie pozostał niesmak konkursu w którym o mały włos młody chłopak ze Spittal w Austrii nie został kaleką!

 

Groźne upadki w historii skoków narciarskich

W tym momencie, kiedy niemal wszyscy interesują się upadkiem Morgensterna, przypominamy ciężkie upadki w historii skoków narciarskich. Jest to temat bardzo nieprzyjemny, ale jakże dotyczący tej dyscypliny. Na skoczniach bowiem  całego świata jeszcze przed 40-50 laty były dziesiątki upadków, ale kilka zakończyło się kalectwem lub ciężkimi złamaniami i potłuczeniami zawodników. Związane to było po części z profilami skoczni, które wyrzucały zawodnika w powietrze i lądowanie skoczka odbywało się z dosyć dużej wysokości. Sprzęt też był na dużo niższym poziomie jeśli weźmiemy choćby pod uwagę fakt, że wiązania nart skokowych nie posiadały żadnych bezpieczników, w związku z czym nie wypinały się podczas upadków. Skocznie były dużo gorzej przygotowane do zawodów niż teraz, były często „miękkie”, a obecnie zeskok jest twardy niemal jak beton.

Najcięższy znany upadek, który spowodował śmierć zawodnika, miał miejsce w NRD gdzie po upadku, zjeżdżając w dół zeskoku w drzewo uderzył głową skoczek z Kościelisk, Jan Kwak. Zgon nastąpił na miejscu. Potem przypadek Zdzisława Hryniewieckiego, który na przedolimpijskim treningu na skoczni w Wiśle-Malince w dniu 28 stycznia 1960 r. także spotkał się oko w oko z wielkim nieszczęściem. „Dzidek” zbyt wcześnie wyszedł z progu skoczni. Narty zostały jakby z tyłu, a zawodnik zaczął niebezpiecznie pikować na głowę. Mimo prób wyratowania się z tej sytuacji upadł na głowę. Świadek tych wydarzeń, reprezentant Polski, Władysław Tajner, wspomina tamte chwile z łezką z oku. Widział wielką tragedię swojego przyjaciela.

 

A było to tak. W 1959 r. na skoczniach polskich pojawił się Zdzisław Hryniewicki, przez niektórych uważany za największy talent w skokach od czasów Stanisława Marusarza. Hryniewiecki i Tajner – rywale na skoczni, szybko stali się przyjaciółmi. Hryniewiecki szedł błyskawicznie w górę narciarskich statystyk, a Tajner jakby gonił swego młodszego kolegę i też skakał coraz lepiej. Wspomina:

 

Walczyliśmy razem o wyjazd olimpijski do Ameryki. Świetnie  wypadliśmy podczas  konkursu w  Oberwiesenthal. Podziwiałem klasę „Dzidka”. Był  to wspaniały chłopak. Zdecydowany, miał charakter, nie  bał się niczego i nikogo. Bardzo mi  tym imponował. Jego stanowczość przejawiała się też w rozmowach z trenerem, kiedy „Dzidek” potrafił walczyć o swój punkt  widzenia. A ja bałem się odezwać.

 

Obydwaj skoczkowie ze Śląska byli przed Zimowymi Igrzyskami w Squaw Valley w wyśmienitej formie. Połączyła ich miłość do skoków i  sportowej rywalizacji, której głównymi bohaterami byli właśnie oni. Niestety, tuż przed wyjazdem na Zimowe Igrzyska do Squaw Valley (1960) Hryniewiecki oddał fatalny skok na skoczni w Wiśle-Malince. Spóźnił wybicie z progu i w wyniku upadku złamał kręgosłup. Władek Tajner, który miał skakać zaraz po Hryniewieckim jako drugi, obserwował z rozbiegu tragedię kolegi. – Byłem zszokowany. Wiedziałem, że jest źle. Rzuciłem nartami i  pobiegłem do niego z rozbiegu  skoczni. „Dzidek” był jeszcze świadomy i  w pierwszym momencie nie zdawałem sobie sprawy, że to tragiczny koniec jego wspaniałej, lecz jakże krótkiej kariery. Wypadek przyjaciela przeżył tak mocno, że można powiedzieć, iż wypadek „Dzidka” zakończył także karierę Władysława Tajnera. Nieszczęście przyjaciela zaciążyło tragicznie na jego psychice.

W wyniku upadku „Dzidek” został sparaliżowany i do końca życia został „przywiązany” do wózka inwalidzkiego. Groźnych upadków było w historii polskich skoków o wiele więcej. Oto ich z pewnością niepełna lista:

 

Tajner, trener Kozdruń i Hryniewiecki.·        Franciszek Gąsienica Groń – 1957 r. podczas Memoriału im. Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny – efekt: rozległe uszkodzenia kręgosłupa i śpiączka (przez trzy dni)

·        Tadeusz Kozak – brak daty – Wielka Krokiew – efekt: wybicie obydwu stawów biodrowych i złamanie lub zwichnięcie ręki w łokciu

·        Janusz Fortecki – 1952 – skocznia na Kirze Miętusiej wybicie lewego  stawu biodrowego

·        Józef Kocyan – brak daty - Wisła – Malinka – wybicie zębów

·        Józef Gasienica-Daniel – brak daty – Wielka Krokiew – wstrząs mózgu i złamanie ręki

·        Piotr Fijas – brak daty – Vikersund – pęknięcie łękotek.

 

Najcięższe upadki zdarzały się zawsze na skoczniach „mamucich”. Duża prędkość na progu w wietrznych warunkach i błędy w powietrzu powodowały bardzo ciężkie upadki. Nieszczęśliwą rekordzistką, jeśli można tak powiedzieć jest skocznia „Velikanka” w Planicy. Miało tu miejsce aż 5 bardzo ciężkich i niebezpiecznych upadków. Walerego Kobieliewa z Rosji do szpitala odwieziono helikopterem. Podobnie było w 2001 r. z Robertem Kranjecem, którego zdusiło po wyjściu z progu do zeskoku. Ponownie helikopter odwiózł skoczka do szpitala. Ostatnim z planickich pechowców był polski skoczek Tomasz Pochwała. Po nierównym wybiciu skoczka przekręciło w powietrzu i uderzył on w zeskok „Velikanki” wykręcając w powietrzu straszliwe salta. Pokrwawionego skoczka przewieziono do szpitala. Upadki zdarzały się też na skoczniach „wietrznych” w fińskim Lahti.

 

Inne ciężkie upadki na skoczniach świata:

 

·        Horts Bulau (Kanada) – 1983 – Harrachov

·        Jens Weissflog (NRD) – 1983 – Harrachov

·        Ulf Findeisen (Norwegia) – 1987 – Kulm

·        Ole Gunnar Fidjoestel (Norwegia) – 1987 – Kulm

·        Pavel Ploc (Czechosłowacja) – 1991 – Planica

·        Andreas Goldberger (Austria) – 1997 i 2001 – Lahti

·        Walery Kobieliew (Rojsa) – 2000 – Planica

·        Takanobu Okabe (Japonia) – 2001 – Planica

·        Robert Kranjec (Słowenia) – 2001 – Planica

·        Simon Amman (Szwajcaria) – 2002 – Willingen

·        Tomasz Pochwała (Polska) – 2002 – Planica

·        Thomas Morgenstern (Austria) – 2003 - Kuusamo[1].

 

Oby takich wypadków, jakie widzieliśmy na obiekcie „Ruka” było jak najmniej; a Federacja FIS nie dopuszczała do przeprowadzenia zawodów w wietrznych warunkach, mimo nacisków mediów, sponsorów itd.


 


[1] Wykaz sporządzono na podstawie art. Marka Serafina, Groźne upadki na narciarskich skoczniach, „Tempo” z 1 grudnia 2003 r.

 


Wojciech Szatkowski
Muzeum Tatrzańskie