Był
pierwszym polskim narciarzem klasy światowej. Bardzo
wszechstronnym, uprawiającym zarówno konkurencje klasyczne
(biegi i skoki) jak i alpejskie (slalom i zjazd). We wszystkich
tych konkurencjach odnosił międzynarodowe sukcesy. Trzykrotnie
startował w Zimowych Igrzyskach: 1928 – Saint Moritz, 1932 –
Lake Placid, gdzie osiągnął świetny wynik – 7. lokatę w
kombinacji norweskiej i 1936 – Garmisch-Partenkirchen. Był
dwukrotnym rekordzistą Krokwi, skakał też na skoczni „mamuciej”
w Planicy, ale bez sukcesów. Skoki Bronka odznaczały się
wielką elegancją. Równym prowadzeniem nart, na wzór najlepszych
Norwegów Narvy Bonny i Tullina Thamsa, oraz eleganckim
wychyleniem ciała. Po raz pierwszy
swoje niezwykłe sportowe zdolności pokazał Czech podczas II
Zimowych Igrzysk olimpijskich w St. Moritz. W kombinacji
norweskiej (biegi i skoki) wydawało się, że zdobędzie olimpijski
medal. W biegu na 18 km uzyskał piąty czas. A ponieważ był
dobrym skoczkiem, lepszym nawet od niektórych Skandynawów,
liczono na jego bardzo wysoką lokatę. Niestety dało o sobie znać
zdenerwowanie i Czech miał upadek przy lądowaniu na 56 metrze
olimpijskiej skoczni. Mimo drugiego pięknego skoku na odległość
60,5 m, nie zdołał już nadrobić strat i zajął 10 lokatę. W
skokach był 23 i miał obydwa skoki zakończone niestety
upadkiem.
Bronisław
Czech należy z pewnością do postaci, którymi polskie
narciarstwo może się szczycić. Urodził się 25 lipca 1908 r.
Trzykrotny olimpijczyk, wielokrotny mistrz Polski, człowiek o
szerokich horyzontach i zainteresowaniach był i jest wzorcem do
naśladowania dla naszej młodzieży. Stał się bohaterem sportowym,
jak pisze o nim w obszernej biografii sportowej Halina Zdebska,
najlepszym polskim narciarzem przełomu lat dwudziestych i
trzydziestych. Był także uzdolnionym taternikiem, którego
partnerami na linie byli między innymi: bracia Schiele, Jerzy
Ustupski, Stanisław Motyka i Wiesław Stanisławski - jeden z
największych asów taternickich przedwojennego pokolenia.
Aleksander Schiele powiedział o Bronku: bez wątpienia należał
on do najlepszych taterników młodej generacji. Miał w życiu
wiele pasji, także pięknie malował na szkle i rzeźbił.
Uprawiał
lekkoatletykę i uzyskał najwyższą klasę pilotażu jako pilot
szybowca, grał doskonale w ping-ponga. Kilkakrotnie brał udział
w sztafecie Zakopane – Morskie Oko – Zakopane, kiedy sztafeta
jego klubu SN PTT wielokrotnie zajmowała pierwsze miejsce.
Oprócz narciarstwa Bronek czynnie uprawiał taternictwo, był
ratownikiem TOPR, uprawiał szybownictwo, znakomicie rzeźbił w
drzewie, pisał też wiersze. Według. Encyklopedii sportu z
1992 r. 17 razy Bronek Czech zdobywał tytuł narciarskiego
mistrza Polski: w zjeździe (1929, 1937), slalomie (1936),
kombinacji alpejskiej (1936, 1937), w skokach (1928), kombinacji
klasycznej ( 1928, 1934, 1937) i sztafecie 5 razy 10 km ( 1927,
1928, 1929, 1930, 1931, 1932, 1933), oraz 4 razy 10 km (1936).
Był 3-krotnym rekordzistą Polski w długości skoku - do 63 m
(1929), dwukrotnym Mistrzem Czechosłowacji: w biegu na 18 km
(1934) i kombinacji klasycznej (1934). Był pierwszym polskim
narciarzem o klasie międzynarodowej, drugim w tym okresie był
klubowy kolega Bronka – Stanisław Marusarz.
Pierwszym
sukcesem Czecha było zdobycie tytułu międzynarodowego mistrza
Austrii w kombinacji norweskiej w 1927 r..
Tak relacjonował Bronek ten sukces na łamach „Przeglądu
Sportowego”: ...bardzo
mi pomogło wtedy szczęśliwe nasmarowanie. Skombinowałem smary
schielowskie, „Lepniak” i „Medium” i mieszanina ta okazała się
dobra. Najzabawniejsze jest to, że wygraliśmy mistrzostwa
Austrii na smarach schielowskich., które przyniosły nam
szczęście. Jadąc w tamtą stronę mieliśmy się zatrzymać w Wiedniu
i kupić sobie smarów. Okazało się jednak, że nie ma na to czasu
i zostaliśmy zdani na łaskę świeżej produkcji naszego
znakomitego reprezentanta „klasy starszych”. Biegnę więc sobie
przygotowany na „pełną” osiemnastkę, jak uprzedzali Austriacy.,
a tu nagle po pięćdziesięciu minutach widzę, że to koniec tej
całej parady. Jeszcze kilkadziesiąt sekund i meta, ku mojemu
wielkiemu zdziwieniu. Pytam o czas: 50minut 50 sekund !!! Nie,
takich cudów nawet Norwedzy nie dokonują. Okazało się później,
co przyznali sami organizatorzy, że trasa nie miała więcej niż
12 km. Czas mój mimo to wywołał sensację wśród Austriaków.
Drugim powodem zainteresowania się mą osobą, wyrażanym
najrozmaitszymi wykrzyknikami zdumienia, były moje pół buciki, w
których biegałem. Są to zwyczajne pantofle ze ściętym nosem i
kanciastą na przodzie podeszwą. Biegnie się w nich daleko
wygodniej niż w butach, które chociażby najlepiej skrojone i
uszyte dają zawsze pewien ucisk na kostkę. W pantoflach nie
czuję pracy nóg. Jest to szczegół, ale na przestrzeni 18 km
wszystkie szczególiki urastają do rozmiarów przykrych i
utrudniających. W biegu tym pokonałem najgroźniejszego dla nas
konkurenta Rattaya, o 1 minutę 25 sekund na jego własnym, dobrze
mu znanym terenie. To dodało znaczenia mojemu wynikowi w moich
własnych oczach. ...skoki odbywały się w najfatalniejszych
warunkach, jakie sobie można wyobrazić, bo przy huraganowym
prawie wietrze. Na terenowej skoczni z śnieżnym progiem
wykazaliśmy jednak, że Polacy zrobili duży postęp w skokach. W
pierwszej kolejce ustanowiłem rekord Raxu 33.5 metra. W drugim
skoku wybiłem się na jakieś 32 metry. Gdy znajdowałem się w
powietrzu na kulminacyjnej wysokości, potężne uderzenie wiatru
zniosło mnie o cztery metry na lewo (!), poza nawias śnieżny,
który kończył się około 27 m. Zamiast wylądować na zeskoku,
zostałem rzucony na lód, poczułem piekielne uderzenie w głowę i
półprzytomny, wykonawszy na stromym zboczu kilkanaście
koziołków, poleciałem w dół. Tak się zemścił Rax za pokonanie
jego skoczni. Podnosząc się po tym upadku, największym z
wszystkich dotychczasowych moich wywrotek, czułem, że
momentalnie cały puchnę: głowa, twarz, ręka, noga i nieszczęsny
bok, na który mnie rzuciło!”
Pierwszym
startem olimpijskim Bronisława Czecha był wyjazd na Zimowe
Igrzyska do St. Moritz w Szwajcarii, gdzie zawody rozegrano w
dniach od 11 do 19 lutego 1928 r. W biegu do kombinacji
klasycznej (konkurencję tą nazywano wtedy biegiem złożonym – W.S)
Bronek zajął piąte miejsce, pozostawiając na sobą wielu
europejskich asów narciarstwa, jak chociażby znakomitego
biegacza z Czechosłowacji, Ottokara Nemeckego i wielu innych. W
konkursie skoków największą nadzieją naszej ekipy był znowu
Bronek. Wystarczyły mu do medalu w kombinacji norweskiej dwa
poprawne skoki na odległość 58 metrów. Niestety Czech swojej
szansy nie wykorzystał. Już pierwszy skok na odległość 56 m
zakończył się jego upadkiem. Mimo to, w drugiej serii, osiągnął
60, 5 m, w pięknym stylu, który wywołał zachwyty wśród
zgromadzonych kibiców. Upadek z pierwszej serii spowodował
niestety, że w kombinacji Bronek spadł na dziesiąte
miejsce, a mógł sięgnąć nawet po medal. Zwycięzcą całej
kombinacji został król nart na tej olimpiadzie, Norweg
Johan Groettumsbraaten. Oto wyniki biegu złożonego (kombinacji
klasycznej) w St. Moritz (1928), gdzie Bronek zajął 10. miejsce.
Był to najlepszy wynik w historii polskiego narciarstwa za lata
1920-28. Poniżej podajemy wyniki w konkursie skoków i w
kombinacji norweskiej.
Wyniki kombinacji norweskiej Zimowe Igrzyska Olimpijskie St.
Moritz (1928)
Nazwisko i miejsce zawodnika |
Pochodzenie (kraj) |
Wynik w biegu złożonym |
1.
Groetumsbraaten |
Norwegia |
17.833 |
2.
Vinjarengen |
Norwegia |
15.302 |
3.
Snersrud |
Norwegia |
15.021 |
4.
Nuotio |
Finlandia |
14.927 |
5.
Jaarvinen |
Finlandia |
14.810 |
6.
Eriksson |
Szwecja |
14.593 |
7.
Boeck |
Niemcy |
13.260 |
8.
Kolterud |
Norwegia |
13.146 |
9.
Nemecky |
Czechosłowacja |
12.990 |
10. Czech Bronisław |
POLSKA |
12.635 |
W roku
1931 Bronisław Czech i Stanisław Marusarz wzięli udział w
konkursie skoków narciarskich zorganizowanych we Włoszech w
miejscowości Ponte di Legno, gdzie Bronek zajął drugie a
Marusarz czwarte miejsce. Już po zakończeniu konkursu
organizatorzy zaproponowali bicie rekordu ich skoczni, zarazem
rekordu świata. Zgłosiło się tylko dwóch zawodników: Bronisław
Czech i Stanisław Marusarz. Pierwszy skakał Bronek i uzyskał
79,5 metra, a za swój piękny skok (z upadkiem na zeskoku)
otrzymał puchar z napisem „recordo mondiale” – rekord świata. Po
latach tak wspominał swój start:
...sprawa tak się przedstawia, na międzynarodowych zawodach
narciarskich w Ponte di Legno we Włoszech na słynnej
Tramplino Littorio skoczyłem 79,5 m, uważałem, że skoczyłem
z upadkiem, jednak sędziowie uznali ten skok za ustany ze
względu na to, że upadłem dopiero po przejechaniu pewnej ilości
metrów. No i zostałem mistrzem (czyt. rekordzistą) świata – ale
na bardzo krótko, bo wnet mię pobili Norwedzy.
W
wywiadzie dla Polskiego Radia tak wypowiadał się Bronisław Czech
o istocie narciarstwa, którą widział w ciągłym podnoszeniu
swoich umiejętności:
„...Narciarstwo łączy w sobie w niespotykanym gdzie indziej
stopniu sport z turystyką. Mnie się zdaje, że nie może być
dobrym narciarzem ten, kto nart używa wyłącznie do umożliwienia
sobie wycieczek w zimie, nie opanowawszy ich poprzednio, jak
również nie uważam za prawdziwego narciarza tego, kto ogranicza
się tylko do treningu i zawodów, a nie ma zrozumienia i ochoty
do odbywania wycieczek turystycznych. Dla mnie narciarz to
sportowiec i turysta w jednej osobie, sportowiec posiadający
wysoki poziom sprawności, opanowujący technikę jazdy na nartach,
w jak najwyższym stopniu, kształcący treningiem i zawodami swą
sprawność fizyczną, a równocześnie – to turysta, który znajduje
największą przyjemność w podejmowaniu wycieczek, ba nawet
wypraw wysokogórskich.
– Więc w
wszechstronności dopatruje się Pan najważniejszej zalety
narciarstwa ?
– Tak
jest. Niech pan popatrzy na narciarstwo tam, gdzie ono rozwinęło
się najbardziej, w Norwegii. Przecież nawet w dziedzinie
sportowej Norwegowie podkreślają wszechstronność i żądają od
każdego dobrego narciarza, by był i biegaczem i skoczkiem, by
opanowywał również krótsze i dalsze dystanse. W Norwegii ceni
się nie mistrzów specjalistów w skokach, ale tytuły „królów
narciarstwa” nadaje się zawodnikom wszechstronnym. Na przykład
taki Haug. Przecież na Olimpiadzie w Chamonix był Haug pierwszy
w biegu na 50 km, pierwszy w biegu na 18 km i trzeci w otwarty
konkursie skoków...
Każdy,
kto narciarstwo uprawia powinien ani na chwilę nie przestawać w
doskonaleniu się., ani na chwilę nie powinien zapominać, że
jeżeli jest zawodnikiem, to zawsze może osiągnąć jeszcze lepszy
czas i jeszcze dłuższy skok, że jeżeli jest turystą, to ma przed
sobą jeszcze wiele długich podejść i trudnych zjazdów, a nawet,
jeżeli jest całkiem zwyczajnym, bez pretensji wycieczkowiczem to
zawsze w zakresie jego możliwości leży przynajmniej osiągnięcie
odznaki za sprawność”. Czech
przywiązywał także ogromną wagę do estetycznego i schludnego
wyglądu na skoczni. Skakał w norweskim swetrze, białej koszuli,
nierzadko z krawatem, i spodniach „narciarach”. Tego samego,
jako trener, wymagał potem od swoich wychowanków, których
przygotowywał do Zimowych Igrzysk w 1936 r. Było nie do
pomyślenia by ktoś z polskich narciarzy pokazał się na skoczni
olimpijskiej z nie dopiętym guzikiem – wspomina Marian
Woyna-Orlewicz. Czech reprezentował barwy SN PTT Zakopane i dla
tego klubu zdobył najwyższe sportowe laury. Rywalizacja między
nim i Marusarzem wychodziła na dobre polskim skokom, gdyż obaj
chcieli być coraz lepsi i skakać coraz dalej i piękniej.
Podpatrywali technikę najlepszych na świecie braci Ruudów i jako
jedyni potrafili z nimi nawiązać walkę na skoczniach fińskich,
szwedzkich i norweskich.
W
okresie wyjątkowo mroźnej zimy 1928/29 r. w Zakopanem wrzało.
Trwały gorączkowe przygotowania do najważniejszej imprezy
tego sezonu - mistrzostw świata. Jak się miało okazać był to
pierwszy z trzech zakopiańskich „fisów”. Krokiew została dobrze
przygotowana do tych zawodów: zmieniono profil rozbiegu oraz
zeskok. Zbudowano także nowe trybuny, umożliwiające kibicom
śledzenie zawodników „w locie”, oraz trybuny wachlarzowe na 1600
osób. Ponadto wzniesiono cztery trybuny dla gości specjalnych,
wojskowych i prasy. Stąd zawody oglądał pan Prezydent
Rzeczypospolitej Polskiej prof. Ignacy Mościcki. Nowa była także
wieża sędziowska z lożą dla sędziów narciarskich. Zarówno dla
zawodników, jak i sędziów wybudowano schodki drewniane na
rozbieg i do wieży sędziowskiej. Jak widać ze zdjęć z archiwum
SN PTT wieże na skoczni zostały do konkursu udekorowane flagami
państw, których zawodnicy brali udział w skokach.
W
ramach FIS-u rozegrano na Krokwi dwa konkursy skoków: konkurs
do biegu złożonego (kombinacja norweska) w dniu 9 lutego i
otwarty konkurs skoków w dzień później. W pierwszym z nich
zwyciężył Sigmund Ruud, drugi był Johanson, a trzeci Vinjarengen
– wszyscy trzej z Norwegii, a mistrzem kombinacji po zsumowaniu
wyników biegu i skoku został H. Vinjarengen. Dobry wynik
osiągnął zawodnik SN PTT – Bronisław Czech, zajmując czwarte
miejsce w klasyfikacji biegu złożonego. Warto przypomnieć, że
przed skokami zawodnicy odwiedzili Muzeum Tatrzańskie przy
Krupówkach i podczas dwóch przerw w zwiedzaniu dyrektor Juliusz
Zborowski robił zziębniętym sportowcom gorąca herbatę. Może
góralską, kto wie... Otwarty konkurs skoków odbył się w
niedzielę 10 lutego 1929 r., przy publiczności około 10 tysięcy
widzów i bardzo dobrych warunkach atmosferycznych. Jednocześnie
mrozy osiągnęły aż minus 30 stopni! Niestety konkurs odbywał
się ze skróconego rozbiegu. Jak widać z wyników zdominowali go
skoczkowie norwescy, było ich aż 6 w pierwszej dziesiątce!
Zwycięzcą otwartego konkursu na Krokwi został Sigmund Ruud z
Kongsberg, pierwszy z narciarskiej dynastii Ruudów. Drugi był
Johanson, a trzeci Klappen – wszyscy Norwegowie. Z Polaków
najlepszy był Bronek Czech – 10, Franciszek Cukier – 17,
Mietelski W. – 23, Karol Szostak – 25, Andrzej Krzeptowski –
27, Rajski Z. – 29, Piotr Kolesar – 31, Władysław Żytkowicz –
34, Aleksander Rozmus – 37, Stanisław Gąsienica – Sieczka – 38,
Franciszek Graca – 40.
Już poza konkursem rozpoczęto skoki z pełnego rozbiegu
i Sigmund Ruud ustanowił nowy rekord Krokwi – 71,5
m, jednak upadł przy lądowaniu. Polscy skoczkowie także skakali
bardzo daleko: Bronek Czech i Franciszek Cukier skoczyli po 63
m, a Stanisław Gąsienica – Sieczka aż 66 m - to był nowy
rekord skoczni. Konkurs został wysoko oceniony zarówno przez
zawodników, jak i prasę zagraniczną. W marcowym numerze
niemieckiego czasopisma „Der Winter” czytamy: ...śnieg był
trochę tępy, gdy biegłem ku skoczni, przed którą stanąłem jak
wryty. Skocznia zakopiańska jest najdoskonalszą, jaką
kiedykolwiek widziałem. Może być, że dzisiaj skocznie w
Holmenkollen, albo w Fiskatorpet, mają podobne urządzenia –
środkowa Europa, nie ma ich z pewnością. Przede wszystkim profil
skoczni zdaje się zbliżać do ideału, albo też odpowiada mu w
zupełności. Nasi narciarze mówili, że łatwo uzyskuje się wielkie
odległości. Mało też przewracano się.
Takich
głosów było więcej. Sława Zakopanego rosła tym bardziej, że
zawody były bardzo udane. Można więc stwierdzić, że zawody FIS
były wielką promocją narciarstwa, Zakopanego i naszego kraju, a
także naszych skoczków, którzy potrafili stosunkowo dobrze
pokazać się u siebie. Zaczynały się lata 30., dobry okres w
historii polskiego narciarstwa. Cały sezon zimowy 1931/32
upłynął w Zakopanem pod znakiem przygotowań do Zimowych Igrzysk
w Lake Placid w Stanach Zjednoczonych. Nasi narciarze startowali
w Zakopanem, na Mistrzostwach Podhalańskiego Okręgu
Narciarskiego oraz kilkakrotnie wyjeżdżali na międzynarodowe
zawody w narciarstwie w Czechosłowacji. W konkurencjach
alpejskich i norweskich zaczęła wzrastać „gwiazda” wielkiego
rywala Bronka - Stanisława Marusarza, który pokonał swego
klubowego kolegę w biegu zjazdowym. Mimo to Bronek był
zdecydowanym faworytem na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Wyjazd
ten odbywał się w atmosferze ogromnej nerwowości, ponieważ
Polski Związek Narciarski nie dysponował wystarczającymi
funduszami i skład polskiej ekipy olimpijskiej był ustalony
dopiero prawie że w ostatnim momencie. W rezultacie wyjechało
tylko pięciu narciarzy: Bronisław Czech, Stanisław i Andrzej
Marusarzowie, Zdzisław Motyka i Stanisław Skupień. W Warszawie
dołączyli do nich hokeiści, których koszty wyjazdu pokryła
Polonia amerykańska. Polska ekipa wyruszyła 11 stycznia 1932 r.
z Zakopanego, najpierw pociągiem do Warszawy, potem przez Niemcy
do portu w Havrze. Tam znaleźli się na pokładzie transatlantyku
„Ile de France”. W zbiorach rodzinnych Bronka zachowało się
zdjęcie przedstawiające naszych olimpijczyków na tle okazałego
transatlantyku. Czwórka narciarzy prezentuje się świetnie, są
ubrani w dwurzędowe marynarki z orzełkiem w koronie na piersi.
Noszą koszule z krawatem. Strój dopełniają typowe dla tego
okresu spodnie narciarskie tzw. pumpy i kolorowe
skarpety. Przed wyjazdem do nikomu nieznanego w Polsce Lake
Placid (1932) pytano Bronka o zawody, a nawet o jego dietę
narciarską. Ten z humorem powiedział: - Bez śniegu i cukru
nie wyobrażam sobie zawodów narciarskich.
Podróż
przez ocean w styczniu z pewnością nie należała do przyjemnych -
wszyscy narciarze chorowali. Za to podczas podróży Bronek
popisał się umiejętnością doskonałej gry w ping-ponga i
zwyciężył w konkursie rozegranym na pokładzie transatlantyku. W
Nowym Jorku zaś zachwycił ich ogrom wielkiego miasta z jego
wielojęzycznym tłumem, wieżowcami - szybko wyjechali do Lake
Placid, gdyż jak najszybciej chcieli trenować. W olimpijskim
mieście przywitał ich rzęsisty deszcz z nieba, który trwał kilka
dni, uniemożliwiając treningi. Dlatego Bronek pisał do siostry
Stanisławy: - Cudna jest ta Ameryka, ale za nic bym tu nie
siedział. Morze nie zrobiło na mnie wcale wrażenia, a w Nowym
Jorku stanowczo za dużo ludzi... Niedługo potem dodał:
Straciliśmy rachubę (czasu), jeszcze żyjemy, kiedy będziemy
gotowi, to damy znać. SOS !!! Podpisali: Bronek, Staszek,
Jędrek, St. Skupień i zupełnie wykończony Motyka. Wykończyła
ich także monotonna olimpijska kuchnia a zwłaszcza konserwy...
Bronek mawiał do Zdziska Motyki: - Zdzisiek ugotuj
coś, bo już nie mogę tych konserw. 5 lutego odbyła się
ceremonia otwarcia zimowych igrzysk, a przysięgę olimpijską
wygłosił w imieniu sportowców słynny polarnik admirał Richard
Byrd, zdobywca bieguna północnego. 10 lutego Bronek, Motyka,
Skupień i Marusarze startowali w biegu na 18 km (startowało 44
zawodników w biegu otwartym i 33 do kombinacji klasycznej).
Bronek startował z numerem 27 i zajął 20 miejsce w klasyfikacji
ogólnej i 8. w biegu do kombinacji. Zwłaszcza ten drugi wynik,
przy normalnej i wysokiej formie skokowej Bronka dawał szanse na
punktowane miejsce. Niestety konkurs skoków odbył się w
opłakanych warunkach potwornej wręcz odwilży, gdzie woda
spływająca zeskokiem skoczni utworzyła na wybiegu spore
jeziorko. Mimo to na trybunach zasiadło aż siedem tysięcy
spragnionych skoków narciarskich Amerykanów. bronek przeżył na
rozbiegu nerwowe chwile, gdyż urwał sprzączkę swojego wiązania i
nie mógł skakać. Dostrzegli to jego koledzy oraz słynny skoczek
norweski Birger Ruud, którzy pośpieszyli Bronkowi z pomocą. „Andre”,
Andrzej Marusarz z gwoździa wyjętego z drewnianej konstrukcji
skoczni sporządził klamrę i Bronek mógł skakać. Mimo oczywistej
sytuacji próbowano Bronka zdyskwalifikować za to, że nie
startuje w kolejności. W kombinacji klasycznej Bronek był 7,
znajdując się w czołówce zawodów – był to najlepszy wynik
polskiego zawodnika na zimowych igrzyskach w Lake Placid i
zarazem szczytowy wynik olimpijski w karierze Bronisława Czecha.
Do zdobycia pierwszych punktów olimpijskich dla Polski zabrakło
trochę szczęścia, gdyż Bronka minimalnie wyprzedził
czechosłowacki zawodnik Anton Barton. W pozostałych
konkurencjach Bronisław Czech zajął następujące miejsca: w
skokach był 12, 18 w biegu na 18 km. 16 lutego „Ile de France”
opuścił wraz z naszymi narciarzami Nowy Jork i Stany Zjednoczone
i tak skończył się wyjazd na „Nowy Kontynent”. po powrocie do
kraju.
Bronek
nadal wykazywał wysoki poziom sportowy: w 1933 r. sezon zimowy
otwarły zawody o puchar przechodni kapitana sportowego PZN –
Stanisława Fächera, podczas których rozegrano bieg sztafetowy z
udziałem sztafet SN PTT, S.N. „Sokoła”, „Strzelca” i S.N.
„Wisła”. W tym biegu Bronek uzyskał najlepszy czas indywidualny,
a zwyciężyła sztafeta jego klubu. W tym czasie był już
słuchaczem Centralnego Instytutu Wychowanie Fizycznego i coraz
więcej czasu zajmowała mu nauka. Mimo to potrafił ją pogodzić z
uprawianiem sportu i znalazł się w reprezentacji Polski na
mistrzostwa świata FIS w Innsbrucku (1933). 7 lutego odbył się
bieg rozstawny 4 razy 10 km, rozegrany w fatalnych warunkach
prawie zupełnego braku śniegu, który łopatami nasypywali
robotnicy na trasę biegu. Polska sztafeta zajęła dopiero siódme
miejsce. W biegu do kombinacji był dopiero 31. i nawet świetne
skoki na skoczni Bergisel nie mogły zdecydowanie poprawić jego
pozycji – był 15. Nadzieje Polaków poprawił dopiero konkurs
skoków: Stanisław Marusarz był szósty, Izydor Gąsienica-Łuszczek
ósmy w otwartym konkursie i trzeci w konkursie do kombinacji,
Bronek upadł przy pierwszym skoku i skakał ostrożnie.
Widać
tutaj, że Bronek przeżywał okresy zwyżki i obniżeń formy
sportowej. Z jednej strony w niektórych zawodach popisywał się
pięknym stylem w skoku, brawurą, odwagą i typowymi dla skoczka
„stalowymi nogami”, osiągając skoki piękne i długie, a w innych
zawodach skakał krótko i osiągał średnie wyniki. Należy to
wytłumaczyć zbyt wielkim obciążeniem fizycznym i psychicznym
tego zawodnika, który musiał startować we wszystkich
konkurencjach, a więc w biegach (nawet na 50 km), skokach,
slalomach i zjazdach. Talent Czecha był eksploatowany przez PZN
do granic możliwości i nic też dziwnego, że nie mógł zawsze
spełnić oczekiwań w nim pokładanych przez działaczy i kibiców.
Mimo to prasa sportowa nie szczędziła mu w pełni zasłużonych
pochwał nazywając go „asem polskiego narciarstwa”. Sukcesy
osiągał w ostrej rywalizacji z drugim „asem” polskiego sportu
narciarskiego – Stanisławem Marusarzem i innymi świetnymi
zawodnikami, jak choćby: Izydor Gąsienica-Łuszczek, bracia
Szostakowie, Marian Woyna-Orlewicz, Władysław Berych i wielu
innych. Na kolejnych zawodach FIS w Solleftea (1934) Bronek i
Marusarz stają się sensacją tych zmagań tocząc wyrównany
pojedynek z ponad 200 zawodnikami państw skandynawskich –
Marusarz był siódmy w kombinacji klasycznej, Bronek 13. W
skokach Bronek wypadł dużo gorzej gdyż był 37. W biegu
sztafetowym Polacy zajęli piąte miejsce, a najlepszy czas miał
Staszek Marusarz. Bronek przyjaźnił się ze Staszkiem Marusarzem,
czego dowodem są ich wspólne zdjęcia z Planicy (1935), kiedy to
Marusarz ustanowił rekord świata w skokach – 95 i 97 m na
planickim "mamucie". Fotografowali się także na zawodach w
Wengen i Mürren, gdzie odnieśli sukcesy w konkurencjach
alpejskich. W 1936 r. był trenerem polskich zawodników
przygotowujących się do zimowych igrzysk w
Garmisch-Partenkirchen. Obóz przygotowawczy polskiej
reprezentacji znajdował się w Pięciu Stawach Polskich. Tam na
skoczni terenowej zbudowanej ze śniegu trenowali technikę skoku
oraz biegali po zmarzniętym stawie. Ostatnim ważnym startem
Bronisława Czecha był jego udział w Narciarskich Mistrzostwach
FIS, rozegranych w Zakopanem w lutym 1939 r. W czasie wojny
Czech został aresztowany i przewieziony do obozu
koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie w czerwcu 1944 r. zmarł.
Dla uczczenia jego pamięci, od 1946 r. w Zakopanem jest
organizowany Memoriał im Bronisława Czecha.
Wojciech Szatkowski
Muzeum Tatrzańskie
|