18 sierpnia 2003 r. dotarłem o
godzinie 9 pod skocznie w Wiśle centrum, gdzie trenowała grupa
trenera Jana Szturca i Jana Kawuloka. Chłopcy z klubu KS „Wisła-Ustronianka”
przygotowują się właśnie do kolejnego treningu. Grupa starszych
trenuje na zeskoku skoczni wieloskoki, a trener Jan Szturc
prowadzi trening imitacyjny z grupą młodszych. Patrząc na jego
pracę, to w jaki sposób prowadzi tych chłopców, którzy w
większości poszliby za nim w ogień, jeszcze raz uświadamiam
sobie, jak wiele zrobił ten skromny człowiek dla polskiego
narciarstwa. Chłopcy aż pala się do skakania zapatrzeni w sukces
Adama Małysza. Chyba każdy z nich chciałby osiągnąć podobny
sukces. Oczywiście droga do niego jest trudna, ale oni świadomie
ją podejmują. Uzdolniona młodzież trenuje też w klubie „Sokół”
Szczyrk i w goleszowskiej „Olimpii”. Wszyscy opisani poniżej
zawodnicy są nadziejami skoków w Beskidach. Mimo, że na tym
terenie nie ma skoczni w pełni przystosowanej do uprawiania tej
konkurencji, są szanse na rozwój skoków na tym terenie. Pisząc o
nich, wcale nie chcę od razu kreować z tych chłopców wielkich
mistrzów, lecz pokazać ile pracy i samozaparcia kosztuje
uprawianie skoków. Ich rówieśnicy spędzają czas jak chcą, mają
więcej wolnego. Tymczasem ci chłopcy większość czasu dzielą
między sport i naukę, często wyjeżdżają na zgrupowania. Dlatego
tym wszystkim chłopakom, którzy tak ciężko pracują, z pewnością
należy się należyte miejsce w książce „Od Marusarza do Małysza”.
Kontynuator skokowej tradycji -
Tomisław Tajner
Jest
synem trenera kadry skoczków i zawodnikiem kadry „A”. O kogo
chodzi?; oczywiście bohaterem tego tekstu jest Tomisław Tajner.
Pochodzi z rodziny w której słowo „tradycja” jest czymś
niesłychanie ważnym. Jeszcze jedną cechą „latających chłopaków”
z rodziny Tajnerów jest zapał do sportu. O nich właśnie można
powiedzieć, że są zarażeni skokami narciarskimi i sportem. Już
trzy pokolenia Tajnerów ruszały w szranki na krajowych i
światowych skoczniach. Pierwszy był Leopold Tajner, dziadek „Tonia”,
dwukrotny olimpijczyk (1948, 52) a potem świetny trener, potem
wujek Władysław, który startował także na dwóch olimpiadach
(1956, 60) i skakał pięknie technicznie. Po nich przyszła
plejada zawodników z „orlej familii Tajnerów”: Alojzy, Jan, a
potem Andrzej, Józef, Henryk, Tadeusz no i Apoloniusz Tajnerowie.
Teraz Tonio i Wojtek kontynuują sportową piękną tradycję.
Urodził
się 14 maja 1983 roku w Cieszynie. - Skąd imię Tomisław?
Idolem Apoloniusza Tajnera był znakomity ongiś austriacki
skoczek, obecnie trener i szkoleniowiec reprezentacji Austrii,
Toni Innauer – stąd nadał synowi imię Tomisław. Tomisław uprawia
skoki narciarskie od 1992 roku, a swój pierwszy występ w
Pucharze Świata zaliczył na „mamucie” w Obertsdorfie w sezonie
2000/2001. Jest też medalistą Mistrzostw Polski. Lubi gry
komputerowe i piłkę nożną, no i szybkie samochody. Skacze dla
klubu KS Wisła - Ustronianka, a jego osobistym trenerem jest Jan
Szturc. Jest zawodnikiem młodym, świadomym ogromu pracy, która
czeka go, by dojść do światowej czołówki. Jednocześnie sam „Tonio”
wie czego chce, co też jest ważne. Mówi wprost: „chcę być
najlepszy w rodzinie Tajnerów”. Dzięki Toniowi i jego kuzynowi
Wojtkowi „orla tradycja” skoków narciarskich w rodzinie Tajnerów
nadal jest kontynuowana.
Puchar Prezesa Tatrzańskiego
Związku Narciarskiego w Zakopanem. Umówiliśmy się na rozmowę
przy szatniach zawodników pod zeskokiem skoczni K 85 zaraz po
zakończeniu konkursu. „Tonio” stawia się po konkursie w
umówionym miejscu. Ubrany w biały t-shirt i czerwoną czapeczkę
sportową odwróconą daszkiem do tyłu. Zapytany o to, czy pamięta
swój pierwszy skok odpowiada:
To było ok. 9 – 10 lat temu,
pamiętam, że w czwartej klasie szkoły podstawowej. Mieszkałem
wtedy jeszcze w Ustroniu, a nie w Wiśle. Ojciec zawiózł mnie
na trening na skocznię do Wisły. Zacząłem zjeżdżać spod progu, a
następnego dnia oddałem swój pierwszy skok pod opieką ojca,
który był wtedy w klubie trenerem kombinacji norweskiej. Jako
młody zawodnik trenowałem, jak wszyscy, kombinację norweską, co
bardzo pomaga. Jak miałem 17 lat wygrałem Mistrzostwa Polski w
kombinacji norweskiej, to było w lecie. W zimie jednak zacząłem
specjalizować się w skokach. Zawsze wygrywałem zawody nie
biegiem, ale skokami i to pokierowało mnie do tego, by zostać
skoczkiem. Trzeba się bowiem zdecydować, w tę czy inną stronę.
Ja zdecydowałem, że będę skoczkiem narciarskim.
Potem
przeszedłem pod opiekę trenera Jana Szturca, który do dzisiaj
jest trenerem klubowym w KS „Wisła - Ustronianka” w Wiśle. Potem
miały miejsce pierwsze sukcesy. Na skoczni w Głębcach odbyła się
ogólnopolska olimpiada młodzieży w skokach narciarskich, podczas
której zdobyłem trzy złote medale. Przy okazji skoczyłem rekord
skoczni w Głębcach – 68,5 metra na przebudowanej skoczni K 60.
To wszystko prawda. Podczas
Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży w Sportach Zimowych w 2001 r.
Tonio był nie do pokonania. 20 lutego w Wiśle - Łabajowie
(Głębcach) na skoczni, którą w latach 30. otwierał uroczyście
prezydent Ignacy Mościcki, okazał się najlepiej skaczącym
juniorem. W serii treningowej osiągnął nowy rekord tego obiektu
- 68,5 metra, a w pierwszej serii konkursowej skoczył 65,5 m,
zapewniając sobie tym skokiem zwycięstwo. Trzy dni później
podobnie dobrze zaprezentował się na skoczni w Szczyrku-
Skalitem i był jedynym skoczkiem w tym konkursie, który
przekroczył granicę 80 metrów (skoki o długości 79, 83 m) i
zdobył drugie złoto. Trzecie wywalczył w konkursie drużynowym. W
okresie juniorskim zdobył też trzy brązowe medale na
Mistrzostwach Polski, był więc dobrze zapowiadającym się
skoczkiem. Do kadry narodowej prowadzonej przez ojca trafił
podczas zawodów na mamucie „Heini Klopfer Schanze” w
Oberstdorfie w 2001 r. Osiągnął 170,5 m na treningu i 167 m w
kwalifikacjach, co dało mu 23 wynik. W tym samym sezonie był też
46 w zawodach Pucharu Świata w Falun. Sukcesem było też 6
miejsce w Pucharze Kontynentalnym. Dlatego znalazł się w grupie
sześciu skoczków przygotowujących się do Salt Lake.
Przed startem olimpijskim trener
kadry Apoloniusz Tajner założył, że pojadą najlepsi. Należało
przejść przez kwalifikacje i osiągnąć dobre wyniki w zawodach
pucharu świata, by zostać reprezentantem Polski na Zimowych
Igrzyskach w Salt Lake City. Tonio wszystkie te wymagania
spełnił. W styczniu spotkała go, jak i innych kadrowiczów, miła
niespodzianka. Podczas pucharowych zawodów w Zakopanem miał
okazję do spotkania z Prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. Cały
ten szum wokół skoków, spotkanie z prezydentem dla młodego
chłopaka były zupełnie nowym doświadczeniem. Przysłowiowa „woda
sodowa” nie uderzyła mu jednak do głowy i „Tonio” tak wspomina
swoje doświadczenia z tamtego okresu:
Z panem prezydentem Kwaśniewskim
mieliśmy okazję do długiej, luźnej rozmowy już podczas Pucharu
Świata w Zakopanem. Dlatego nie byliśmy stremowani jego
obecnością. Ale cała impreza związana z olimpijskimi
nominacjami i ślubowaniem był dla mnie nowym doświadczeniem i
wielkim przeżyciem. Wielu znanych ludzi, wybitnych sportowców,
reflektory, kamery, fotoreporterzy. Byłem tym wszystkim trochę
podekscytowany.
W Salt Lake City wiadomo już było,
że będzie skakał w olimpijskim konkursie na skoczni K120. Był z
tego niezmiernie szczęśliwy. Spełniły się marzenia jego ojca i
piątym starcie olimpijskim skoczka z rodziny Tajnerów. Kadra
poleciała do Salt Lake i rozpoczęły się treningi na skoczni
olimpijskiej, którą „Tonio” niemal od razu polubił.
Skocznię lubię. Dobrze się na niej
czuję, już ją lubię, bo spełniło się marzenie i nie będę tylko
na tych igrzyskach tylko turystą. Wystąpię w konkursie!
W konkursie indywidualnym na
obiekcie K 120 był czterdziesty. Natomiast sukcesem i
punktowanym miejscem zakończył się udział polskich skoczków (Małysz,
Bachleda, Pochwała i Tajner) w olimpijskim konkursie drużynowym.
Polacy zajęli w nim szóste miejsce. Dzięki dwóm medalom Adama
Małysza i innym wynikom olimpijski występ polskich skoczków w
Salt Lake City był najlepszym w historii. Miał w tym swój udział
także Tomisław Tajner. Zapytany o ocenę swojego startu
olimpijskiego stwierdził, że to jego największy sukces:
Tym
bardziej, że w młodym wieku pojechałem na olimpiadę,
wystartowałem w konkursie drużynowym, w którym zdobyliśmy z
kolegami szóste miejsce, z czego jestem bardzo zadowolony.
Myślę, że to moje największe moje dotychczasowe osiągniecie.
W ostatnim sezonie startował w
Mistrzostwach Świata w Val di Fiemme. Nadal usilnie pracuje nad
swoimi skokami, gdyż jest świadomy, iż ma jeszcze dużo do
zrobienia, by stać się rasowym skoczkiem. - Cały czas szukamy
optymalnej pozycji dojazdu do progu oraz pozycji w locie. Nie
oddaję jeszcze satysfakcjonujących mnie skoków, co widać
chociażby po dzisiejszych wynikach, z których nie mogę być
zadowolony. Ostatnie starty w Pucharze Świata nie dają mu
jednak zadowolenia. Brakuje systematyczności we wchodzeniu do
„30” pucharowych zawodów. - Początek był na pewno dobry, ale
druga część była już dużo słabsza, jakby brakło siły. Nie
zdołałem utrzymać tego co osiągnąłem na początku.
Jedną z najbardziej mnie
interesujących kwestii była ta, jak skacze się w kadrze
prowadzonej przez ojca. Niektórzy dziennikarze, mniej lub
bardziej otwarcie sugerowali, że „Toniowi” jest łatwiej niż
innym reprezentantom, gdyż jego ojciec prowadzi reprezentację.
Że nominacje do wielu konkursów otrzymuje niejako z
„przydziału”. Zapytałem go o jego odczucia w tej sprawie.
Robię to co wszyscy zawodnicy.
Potem same zawody i treningi wyłaniają tych, którzy mają jechać
na zawody Pucharu Świata. Nigdy nie słyszałem zarzutów ze
strony kolegów z kadry, że ojciec mnie faworyzuje i sam się też
tak nie czuje. Myślę, że przy tym co pokazuje Adam Małysz na
skoczniach całego świata powinniśmy w skokach narciarskich stać
zdecydowanie wyżej, ale jest dobrze. Atmosfera w kadrze jest
bardzo dobra. Trener Kojonkoski powiedział, że ja, Pochwała i
Bachleda jesteśmy młodymi zawodnikami i ciągle się rozwijamy i
ja myślę, że to jest dobra wskazówka, że trzeba trenować i myślę
też, że wszystko jest jeszcze przed nami.
Niedawno zdawał maturę. -
Trochę brakowało mi czasu do nauki języka i oblałem niestety
ostatni egzamin z języka. Będę miał poprawkę. Chcę też
skoncentrować się na nowym sezonie i skakać jak najlepiej.
Tomisława Tajnera czeka kolejny sezon w kadrze Polski i starty w
zawodach karuzeli Pucharu Świata. Mówi przed nim krótko, ale
dosadnie: - Cieszę się, że mogę być kontynuatorem rodzinnej
tradycji, że jest taka tradycja i że mogę pociągać to wszystko.
Będę się z całych sił starał, by być najlepszym w rodzinie.
Długa jeszcze droga czeka tego uzdolnionego skoczka, by znaleźć
się w światowej czołówce, ale ważne jest jedno, że Tomisław
wcale nie chce z niej zrezygnować... Na razie przed sezonem
zimowym czekają go starty w zawodach Pucharu Kontynentalnego i
Letniego Grand Prix
„Skoki to adrenalina...” -
Wojciech Tajner
Jest kolejnym skoczkiem z
usportowionej rodziny Tajnerów, synem znanego w latach 70
skoczka, reprezentanta Polski Józefa Tajnera, który uczestniczył
między innymi w Mistrzostwach Świata juniorów: w Nesselwang
(1971), gdzie był 17 oraz w Tarvisio (1972), gdzie w skokach
zajął dobre 6 miejsce. Józef Tajner startował też w
Mistrzostwach Świata w narciarstwie klasycznym w Falun (1974) i
był skoczkiem kadry narodowej, prowadzonej przez trenera Janusza
Forteckiego. Obecnie pan Józef obserwuje rozwój sportowy swojego
syna Wojtka, który idzie w rodzinne ślady. To już przecież
trzecie pokolenie „latających chłopców” z tej rodziny. Wojciech
Tajner uczestniczył już w zawodach Pucharu Świata w Japonii, ale
nie odniósł tam sukcesów. Natomiast w ostatnim sezonie dosyć
udanie zaprezentował się w zawodach cyklu Pucharu
Kontynentalnego w skokach narciarskich. Uważa, że ciągle ma duże
braki techniczne, które, mimo dobrego przygotowania fizycznego,
powodują, że nie skacze tak jakby chciał. Wojtek urodził się 24
czerwca 1980 r. Mierzy 177 cm i waży 60 kg. Skacze w barwach
klubu KS „Wisła-Ustronianka” w Wiśle. Lubi skoki gdyż, jak sam
twierdzi, skoki narciarskie są dla niego życiową adrenaliną...
Wspominając początki swojego
skakania, uważa, że u niego o wybraniu dyscypliny skoków
narciarskich tak naprawdę zadecydował przypadek.
Tak
naprawdę o moich skokach zadecydował przypadek...Na serio
zacząłem skakać dopiero w wieku 16 – 17 lat. Wcześniej miałem
pecha, tak uważam, gdyż miałem wiele kontuzji np. po dwóch
tygodniach treningu złamałem rękę, lub nogę i mama zabroniła mi
w pewnym momencie uprawiania skoków. Ale wróciłem do nart i
skoków.
Zapytałem jakie są jego największe
sukcesy sportowe i plany na nadchodzący sezon letni i zimowy:
W ostatnim
sezonie zimowym dobrze zaprezentowałem się w zawodach Pucharu
Kontynentalnego, w 8 zawodach pod rząd punktowałem i cały czas
byłem w granicach 18 – 25 miejsca. W Pucharze Kontynentalnym
jest ok. 300 zawodników, którzy punktowali w tym sezonie, a ja
zostałem sklasyfikowany w 90-tce. Zawody Pucharu
Kontynentalnego są czymś zupełnie innym od cyklu Pucharu Świata.
Startują w nich zawodnicy, którzy także zaliczają starty w PŚ,
ale zdecydowanie jest więcej skoczków, którzy „punktują” w tych
zawodach niż w PŚ.
Zapytany o to co najbardziej mu
się podoba w skokach narciarskich odpowiada:
Mnie to
podnieca. Zawody zaczynają się, towarzyszy temu wszystkiemu
odczucie zdenerwowania, adrenalina, a ja to lubię. Chcę się
zawsze jak najlepiej pokazać. Miałem też okres taki w swojej
karierze, że za bardzo chciałem i wszystko mi nie wychodziło,
totalna klapa. Czasami tak jest.
Ściśle współpracuje z trenerem
Janem Szturcem, którego ocenia bardzo wysoko za kompetencje,
wyniki i „coś” jeszcze...
Najważniejsze są nasze wspólne treningi techniki skoku.
Pozostałe elementy – siłę i wytrzymałość wyrabiam na obozach,
ale jeśli czuję, że coś jest nie tak, to od razu jadę po poradę
do trenera Jasia i wtedy jest lepiej. Jestem u niego wychowany
i jadę do niego po pomoc jak trzeba. Umie dojść do zawodnika
psychicznie i poprawić błędy, które przecież, każdy popełnia.
Mam bardzo dużo braków jeśli chodzi o wyjście z progu. Trochę
technicznie źle robię i muszę ten element poprawić, gdyż
fizycznie jestem bardzo dobrze przygotowany. Z pewnością
zaszkodziła mi służba w wojsku. Uprawiałem skoki w wojsku w
Zakopanem. Ale to nie było to samo co w Wiśle, mam wrażenie, że
nikomu tak naprawdę nie zależało na tym, by osiągnąć jakiś
lepszy wynik, to był stracony czas. Nie miałem wyników.
Ważnym elementem wpływającym na
skakanie jest w przypadku Tajnerów rodzinna tradycja. Wojtek
twierdzi, że świadomość ż już trzy pokolenia Tajnerów skakały na
nartach bardzo mu pomaga w trudnych chwilach.
Jasne. Mam
bardzo dobry kontakt z „Toniem”. Znamy się tyle lat, a nie
pamiętam, byśmy się kiedykolwiek pokłócili. Praktycznie
rozumiemy się bardzo dobrze. Spotykam się też z wujkiem
Władysławem, podczas jakiś ważniejszych uroczystości rodzinnych.
Wojtek uważa, że w stosunku do
ostatniego sezonu wykazuje postęp i wierzy, że osiągnie lepsze
wyniki. - Zimą doszedłem pewnych zawodników i ta dobra forma
mi została. Ale chcę skakać jeszcze lepiej – dodaje Wojciech
Tajner.
Stefan Hula – „poszedłem w
ślady ojca”
Stefan Hula jr ma 17 lat i od lat
widać go na krajowych i zagranicznych zawodach w charakterze
skoczka narciarskiego. Dlaczego wybrał skoki? Jeśli weźmiemy pod
uwagę fakt, że jego ojciec, Stefan Hula senior był brązowym
medalistą w kombinacji norweskiej mistrzostw świata w Falun w
1974 r. to widać, że junior musiał zostać skoczkiem. Urodził się
29 września 1986 r. w Bielsku-Białej, mieszka w Szczyrku i tamże
jest uczniem Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Zapytany o to jak
zaczynał, wspomina: - Co sprawiło, że zostałem skoczkiem?
Tata był zawodnikiem, członkiem kadry w kombinacji norweskiej,
skoczkiem, potem trenerem. Zabierał mnie z sobą na treningi i z
czasem zacząłem skakać. Tak na poważnie od 6 lat. Coraz więcej
trenowałem.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Przeszedł rok 1998 i
Stefan zdobył złoty medal na zawodach FIS Schueler Cup w
Garmisch-Partenkirchen, nieoficjalnie nazywanych mistrzostwami
świata młodzików.
Zdobyłem w tym okresie też złoty
medal na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży w sportach
zimowych. Potem startowałem na Mistrzostwach Świata juniorów,
ale bez jakiś większych sukcesów. W ostatnim sezonie nie
startowałem w MŚ juniorów w Solleftea w Szwecji, gdyż nie
zakwalifikowałem się. Moje atuty? Nas razie trudno mi
powiedzieć, co robię dobrze. Nie mam atutu, tak mi się
przynajmniej wydaje. Pracuję nad odbiciem i techniką lotu, by
były bardzo dobre. By odbicie szło w dobrym kierunku.
Od czerwca 2003 r. głównym
szkoleniowcem kadry „B” polskich skoczków, jest Austriak Heinz
Kuttin, a asystentem reprezentant Polski w skokach, olimpijczyk
(1998), Łukasz Kruczek. W skład tej kadry wchodzą skoczkowie:
Wojciech Skupień, Wojciech Tajner, Stefan Hula, Krzysztof
Styrczula, Jan Ciapała, Mateusz Rutkowski i Kamil Stoch.
Zapytany o to jak mu się współpracuje z nowym trenerem Stefan
odpowiada.
Współpraca układa się naprawdę
bardzo dobrze. Cieszę się, że jestem w kadrze „B”. Trening jest
bardzo dobrze zorganizowany i podoba mi się. Jeśli chodzi o
barierę językową, to uczę się, jak inni koledzy, języka
niemieckiego, a trener Kuttin polskiego. W szkole uczę się także
języka angielskiego. Dostaliśmy od trenera kilkadziesiąt słówek,
związanych ze skokami, których musimy się nauczyć. Te które są
dla nas najważniejsze. A przede wszystkim jest Trener Łukasz
Kruczek, który wszystko nam tłumaczy. On perfekcyjnie zna język
niemiecki. W sytuacji, gdy czegoś nie rozumiemy on nam pomaga i
tłumaczy jeszcze raz. Trener Kuttin wprowadził też nowe elementy
treningu: inna jest nauka techniki odbicia. Powiedziałbym, że to
odbicie jest dokładniejsze, precyzyjniejsze jeśli chodzi o kąty.
Zmienił się też tzw. Suchy trening. Przede wszystkim trwa on
dłużej. Mieliśmy już kilka zgrupowań z trenerem Kuttinem i
Łukaszem Kruczkiem: w Niemczech w Berchtesgaden, w Villach w
Austrii na skoczni 90-metrowej oraz kilka zgrupowań w Zakopanem.
Często po zgrupowaniach mamy testy sprawdzające.
Drugim ważnym elementem w
jego życiu jest nauka. Jak się uczę?
Jest ciężko pogodzić naukę ze sportem, gdyż w czasie sezonu
zimowego często wyjeżdżamy. Trzeba bardzo dużo nadrabiać po
powrocie ze zgrupowania, ale jakoś daję radę. Mocny jestem z
matematyki, słabiej uczę się fizyki i chemii, za to lubię
geografię. Moja średnia ocen to ok. 4.Zapytany o skoczka, który
jest jego sportowym wzorcem, Stefan Hula po chwili zastanowienia
odpowiada: - Jest nim Jens Weissflog ze swoich najlepszych lat.
Wielkie wrażenie zrobił na mnie w tym sezonie fiński skoczek
Matti Hautamaeki. Z początku sezonu skakał słabiej, a potem, pod
koniec, coraz lepiej, tak samo jak nasz mistrz Adam Małysz.
Co chciałbym w skokach
osiągnąć? Przede wszystkim dobry wynik w Mistrzostwach Świata
juniorów, a także zdobywać punkty w Pucharze Kontynentalnym.
Startowałem już w zawodach Pucharu Kontynentalnego w Zakopanem,
Willingen, Brotterode. Moje hobby poza sportowe to gry
komputerowe. Bardzo chętnie gram w skoki
– dodaje Stefan. Skacze na nartach firmy „Fischer”, kask „Carrera”,
buty „Adidas”. Cieszy go fakt, ze skoki narciarskie, w końcu
dyscyplina sportu, którą uprawia, cieszą się obecnie tak wielkim
powodzeniem. – Polskie skoki wyszły w świat, a na zawodach
jest coraz więcej kibiców – dodaje Stefan. Na koniec
zapytałem, czy ojciec pomaga mu w treningu i karierze. Stefan
potwierdził, że tak. - Bardzo mi pomaga. Warto dodać, że
Stefan Hula jr. uprawia oprócz skoków także inne rodzaje
narciarstwa: - Lubię biegać na nartach, uprawiam narciarstwo
alpejskie. W domu mam już ok. 60 pucharów z różnych zawodów.
Kończąc wizytę u Hulów w Szczyrku pomyślałem o jednym – oby ich
przybywało, a Stefan junior osiągnął w sporcie wyniki na miarę
swojego ojca.
Przemysław Wyrwa – „moim atutem
jest niska waga”
Należy do kolejnych wychowanków
trenera Jana Szturca, z którymi wiąże on duże nadzieje. Urodził
się 28 marca 1986 r. i mieszka w Wiśle. Przemek twierdzi, że w
jego rodzinie nie było wcześniej sportowców, on jest pierwszy.
Skacze od 5 lat. Jak zaczynał? – Kiedyś szedłem do szkoły i
zauważyłem skaczących młodych zawodników, no i na drugi dzień
przyszedłem na trening, wziąłem deklarację i rodzice zapisali
mnie do klubu – wspomina. Z początku rodzice, Danuta
Eugeniusz, byli trochę przeciwni wyczynom syna, obawiali się
bowiem kontuzji, ale z czasem zaakceptowali skokową pasję
Przemka. Chłopak bardzo lubi skoki, a zwłaszcza lot, który, jak
mówi, trwa tylko kilka sekund, ale to wspaniałe uczucie. Przemek
jeździ też na nartach zjazdowych i biegowych, ale głównie oddał
się skokom. Zapytany o to , co jest jego głównym atutem w
skokach, mówi krótko: - waga, jestem bardzo lekki. W
najbliższym okresie chce popracować nad techniką, zwłaszcza
lądowania, które jest jeszcze słabe. Cały czas nad nim pracuję.
Największe sukcesy to 3 miejsce na zawodach w Karpaczu. Ulubieni
skoczkowie Przemka to Sven Hannawald i Adam Małysz. Dlaczego
oni? Bo Sven Hannawald ma świetną technikę, a Adam Małysz
dysponuje świetnym odbiciem. Chciałby naśladować tych wielkich
skoczków. Skacze na nartach „Germina”, w kombinezonie firmy „Meininger”
i kasku „Carrera”. Cały sprzęt otrzymuje z klubu. Warto dodać,
że z klubu dostaje coś jeszcze. – Otrzymuję dofinansowanie w
wysokości 200 zł miesięcznie, jest to duża pomoc – twierdzi.
A Jaki jest cel do którego dąży? Tym celem jest medal na
Mistrzostwach Polski. No i chciałby być profesjonalnym skoczkiem
i żyć ze skoków. Póki co trenuje i uczy się. - Jeśli chodzi o
naukę to wyniki mam nie najlepsze, ale i nie najgorsze.
Najbardziej lubię matematykę – dodaje Przemek. Najdłuższy
skok oddał na Wielkiej Krokwi w Zakopanem, osiągnął 124 m. W
sierpniu był na zgrupowaniu w Austrii, sprawdziany skokowe
pokazały dalszy prawidłowy rozwój tego chłopaka.
Mateusz Wantulok – nauka i sport
Rozmawiałem z Mateuszem
Wantulokiem pod skocznią w Wiśle centrum, po zakończeniu
treningu – wykonywał seriami wieloskoki. Rozmawialiśmy o
skokach, ale Mateusz, jak się okazało, jest także dobrym
uczniem. Potrafi, co jest niezwykle trudne, połączyć naukę z
uprawianiem sportu. Nie zaniedbuje żadnego z nich. W szkole
osiąga dobre wyniki – średnia ocen ponad 4,5. Otrzymał
kilkakrotnie świadectwo z czerwonym paskiem za bardzo dobre
wyniki w nauce. Zapytany o to, czy trudno jest połączyć naukę ze
sportem twierdzi, ze czasami tak. – Przed sprawdzianem nie
uczęszczam na treningi – mówi. Lubi biologię, chemię,
historię. Chce chodzić do klasy sportowej w Wiśle. Zapytany o to
czy bał się kiedyś na skoczni twierdzi, że i owszem, ale tylko w
początkowym okresie skakania. Rodzice, zwłaszcza mama Maria,
także bali się o niego. - Ojciec natomiast wierzył we mnie
– dodaje. Mateusz urodził się 11 września 1987 r. Mieszka w
Wiśle - Głębcach. Na nartach skacze od 6 lat. Mój brat Arek i
dwóch kuzynów skakało na nartach i oni wciągnęli mnie do tego
sportu – wspomina. Najbardziej w skokach lubi. Oprócz skoków
gra w piłkę, biega na nartach biegowych, jeździ na rowerze.
Uprawiał też do niedawna kombinację norweską. Do niedawna, gdyż
okazało się, że ma wadę serca, i musiał zrezygnować z
kombinacji, ale nie ze skoków narciarskich, które może uprawiać.
Moją mocniejszą stroną jest odbicie. Najdłuższy skok to 118 m na
Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Chce nadal pracować nad techniką i
uzyskać jeszcze większą siłę odbicia. Największy sukces?
Wicemistrzostwo na zawodach „Spotkaniach UKS” w Zakopanem. Na
olimpiadzie młodzieży na skoczni w Lubawce był czwarty. – To
trochę stary obiekt, ale w sumie fajna skocznia, pierwszy raz
tam skakałem. Skacze na nartach „Germina”. Jest członkiem
kadry „C”. Współpracuje z trenerem Zbigniewem Klimowskim, ale,
jak twierdzi, lepiej mu się pracuje z trenerem Janem Szturcem. –
Trener Szturc lepiej mnie rozumie – mówi. Może dlatego,
ze z nim trenuję od początku. Najbliższy cel to dostanie się do
kadry narodowej w skokach narciarskich. Marzy też o jeszcze
jednym. - Chciałbym się kiedyś poczuć lekko w locie i
polecieć na sam dół skoczni – mówi Mateusz.
Piotr Żyła – „chciałbym iść w
ślady Adam Małysza”
Piotr Żyła urodził się 16 stycznia
1987 r. Skakał już daleko: 119 m osiągnął na skoczniach w
Zakopanem i w Predazzo. Na tej samej na której Adam Małysz
zdobył na Mistrzostwach Świata 2003 dwa złote medale. Zresztą
początki swojej kariery wiąże z pierwszymi sukcesami skoczka z
Wisły. – To było 6 lat temu, gdy Adam Małysz odniósł swoje
pierwsze zwycięstwa w Pucharze Świata. To skłoniło mnie do
dyscypliny skoków narciarskich – wspomina. Najbardziej
lubię lot, jak skok „wyjdzie” to fajnie się leci – dodaje z
uśmiechem. Lubi skoki Hannawalda, Małysza i Morgensterna. To już
jego siódmy sezon w skokach narciarskich. Gra też w piłkę nożna,
lubi pływać. – Trener Szturc prowadzi z nami urozmaicony
trening. Mamy też trening imitacyjny, biegamy, trenujemy też
wieloskoki. Największy sukces? Mistrzostwo Polski UKS w
kombinacji w lecie.
Startował też w skokach w Czechach i na
zawodach w Garmisch-Partenkirchen w których był piąty w swojej
kategorii. Warunki do uprawiania skoków w Wiśle mu odpowiadają,
ale uważa, że można by było położyć na skoczniach w centrum nowy
igelit. Siostra Dorota uprawia snowboard, kiedyś skakała na
nartach. Uczy się dosyć dobrze, średnia ocen 3,6. Najmocniejszy
czuje się w języku angielskim. We wrześniu zacznie naukę w
liceum. Uważa Jan Szturca za bardzo dobrego trenera. – Z
trenerem Szturcem najlepiej mi się współpracuje spośród
wszystkich trenerów z którymi współpracowałem – mówi. Rok temu
trenowałem z trenerem Klimowskim, to dobry trener, ale lepiej
współpracuje mi się z trenerem Jasiem. W ubiegłym roku
należał do kadry „C”, obecnie już nie gdyż osiągał przeciętne
wyniki, a pod koniec sezonu złamał obojczyk i „wypadł” z kadry.
56 kg wagi, wzrost 173 cm. Skacze na „Elanach”. - Chciałbym
skakać jak Adam Małysz – dodaje na koniec naszej rozmowy
Piotr Żyła.
Jarosław Poloczek – apetyt na
sport
Urodził się 11 lipca 1989 r. i
uczęszcza do drugiej klasy gimnazjum w Wiśle. Jest zawodnikiem
klubu KS „Wisła – Ustronianka”. Skacze od 4 lat, kiedy zapisał
się do klubu i został skoczkiem. W skokach najbardziej mi się
podoba lot – mówi. Mistrz Polski na zawodach UKS-ów. Skacze na
„Elanach”, a jego wzorem był Adam Małysz. Chciałbym po prostu
dobrze skakać. W zawodach w Garmisch-Partenkirchen osiągnął 11
miejsce. Dwa lata temu na zawodach w Ga-Pa zajął dobre 7
miejsce. Najdłuższy skok w karierze oddał na 81 metrów w
Zakopanem na Średniej Skoczni. Uczy się średnio. Najlepsze
wyniki osiąga w wychowaniu fizycznym, języku polskim. Zapytałem
go, czy warunki do uprawiania skoków w Wiśle go zadawalają.
Odpowiedział: - Nie. Nie ma tu nowoczesnych i dużych skoczni.
A stare w ogóle nie są modernizowane. Czy uprawia inne
sporty? Tak oczywiście: - Co się da. Oprócz skoków
jeżdżę na nartach zjazdowych i biegam na biegówkach –
dodaje. Lubię też snowboard, grę w piłkę nożną i siatkówkę. Jak
widać ten chłopak ma ogromny apetyt, jakbyśmy powiedzieli, do
uprawiania sportu. Oby udało mu się go realizować, oraz jego
kolegom, w Wiśle na nowszych obiektach, które być może już
niedługo powstaną.
Czy wyrośnie z niego następca
Adama Małysza? Paweł Słowiok
W sierpniu media głośno
wypowiadały się o nowym utalentowanym skoczku z Wisły. To Paweł
Słowiok, bohater niedawno zakończonych zawodów w
Garmisch-Partenkirchen. Byłem na treningu w Wiśle. Paweł leci
właśnie w powietrzu w swoim czerwonym kombinezonie, zielone
„Elany” pięknie błyszczą w powietrzu. Wysoki lot, ładne
lądowanie „telemarkiem” w granicach 40 metrów. Szybko odpina
narty, które zakłada na ramię i jeszcze raz na udaje się na
rozbieg. No tak, ale jeśli ktoś chce osiągnąć sukces musi ciężko
pracować. Paweł Słowiok wierzy, że praca i to ciężka, pomoże mu
w zrealizowaniu sportowych marzeń. Jak na razie wszystko idzie
zgodnie z jego planami i marzeniami.
Trudno już teraz wyrokować, czy
rzeczywiście Paweł Słowiok, uzdolniony 11-latek z Wisły,
startujący w barwach klubu KS „Wisła – Ustronianka”, będzie
następcą naszego potrójnego mistrza świata, Adama Małysza. Na
razie spisuje się fantastycznie i w niedawno zakończonych
zawodach w Garmisch-Partenkirchen w skokach na igielicie zdobył
dwa złote medale: w konkursie młodzików. Rok temu na tych samych
zawodach zdobył brązowy medal. W tym roku Paweł odniósł swój
największy jak dotąd życiowy sukces. Zdobył na 15. zawodach
FIS Schueler Grand Prix 2003 w Garmisch-Partenkirchen,
rozegranych od 24 do 27 lipca 2003 r. dwa złote medale. Pierwszy
w konkurencji indywidualnej po skokach n 42,5 i 43 m z notą 229.
4 punktu ż o 14 punktów wyprzedził drugiego w kolejności
Słoweńca Nace Sinkovicia (miał skoki na 41,5, 40,5 m i notę
215,2 pkt) i trzeciego zawodnika Austrii, Christiana Reitera
(miał skoki na 39,5, 41 m i notę 210,4 pkt). – Paweł wygrał
te zawody zdecydowanie, pokonał drugiego zawodnika o 3,5 metra.
Już w czasie treningu należał do faworytów – mówi trener
klubowy Pawła, Jan Szturc. Swój drugi złoty medal zdobył w
konkursie drużynowym na tej samej skoczni. Drużyna polska w
składzie: Paweł Słowiok, Maciej Kot, Jakub Kot i zwyciężyła o 5
punktów przed zespołem Niemiec i trzecią drużyną Czech.
Jak zaczynał? Paweł Słowiok,
jak wspomina jego ojciec, pan Sylwester Słowiok, zaczynał swoją
karierę nie od skoków narciarskich, lecz od... judo. Jednak
pewnego dnia, będąc w centrum Wisły, zobaczył po raz pierwszy
młodych skoczków trenujących na obiektach „za torami” i
postanowił, że on też będzie skoczkiem. Swoje marzenie
konsekwentnie realizował. Ojciec zapisał Pawła do klubu KS
„Wisła” i Paweł Słowiok dostał się pod opiekę świetnego
szkoleniowca dzieci i młodzieży z Wisły – Jana Szturca, spod
którego skrzydeł wyszedł późniejszy mistrz świata i medalista
olimpijski, Adam Małysz. Swoje pierwsze skoki na nartach oddał
na obiekcie K 17, na tym samym, na którym skakali chłopcy,
których kiedyś obserwował. Mimo, że mama Pawła, Alina Słowiok,
trochę się obawiała o syna, ten zdecydowanie wybrał skoki. I tak
już zostało. Sylwester Słowiok wspomina:
Paweł
zaczął skakać mając skończone 7 lat. Zapisałem go do klubu KS
„Wisła”. Wcześniej jeździł n zjazdówkach koło domu. Przez ok. 9
miesięcy chodził na sekcję judo, potem na piłkę nożną… Potem
stwierdził, że najlepsze są skoki. Nie chciałem go wcześniej
puścić, bo wydawało mi się, że jest za młody, że jest za
wcześnie. Gdy skończył 7 lat, zadzwoniłem do trenera, z którym
znałem się wcześniej. Spytałem, czy mogę go przyprowadzić, a on
zgodził się. Było to w maju i niedawno minęły 4 lata od tego
wydarzenia. Byłem z Pawłem na MŚ dzieci w Garmisch-Partenkirchen,
w których to zawodach brał udział trzykrotnie. Trzy lata temu
był 15, w zeszłym roku 3, choć do pierwszego niewiele mu brakło,
a w drużynie było 7 miejsce. W tym roku zdecydowanie wygrał.
Bardzo poświęcił się skakaniu, trenuje codziennie. Oprócz tego
ma inne hobby, zbiera znaczki sportowe. Wiem, że jeszcze nie
można mówić, że jest następcą Małysza, gdyż Paweł ma dopiero 11
lat, daleko mu nawet do wieku juniora. Ale jeśli nadal będzie
tak dobrze zorganizowany to myślę, że osiągnie jakieś wyniki.
Jest chłopcem skromnym, któremu woda sodowa nie zdążyła uderzyć
do głowy. W zeszłym roku za własne pieniądze kupił sobie kask i
gogle. My z żoną też mu trochę pomagamy. Paweł wygrał Turniej
Trzech Skoczni w 2002 r. w Turnieju 7 Skoczni skakał czasami za
daleko i miał upadki np. we Frenstatcie. W Mistrzostwach UKS-ów
był pierwszy, lub w czołowej trójce. Chciałbym aby żył ze
skoków, a jak będzie zobaczymy.
Teraz oddajmy głos klubowemu
trenerowi Pawła, Janowi Szturcowi. Właśnie pod okiem Szturca
Słowiok czynił szybkie postępy. Jego główne atuty to, jak
stwierdza trener Jan Szturc, dynamika jazdy i niesamowicie silne
wybicie z progu. To są cechy prawdziwych mistrzów tej
dyscypliny. Jan Szturc bardzo pozytywnie wypowiada się o Pawle
Słowioku, jego zaangażowaniu w trening i szybkich postępach: -
To bardzo zdolny i pracowity chłopak. Ma bardzo duże
predyspozycje do skakania i dobrą technikę lotu. Jest sumienny,
nie opuszcza treningów i przykłada się do pracy. Gdyby porównać
umiejętności 11-latków, Pawła Słowioka i Adama Małysz, to powiem
szczerze, że pierwszy ze skoczków jest lepszy. Adam był
filigranowym zawodnikiem, dużo słabszym, ale dobrze wyszkolonym
technicznie. Słowiok ma więcej zalet niż Małysz w jego wieku.
Ciągle jest jednak wielka niewiadoma. Nie wiemy, jakim będzie
zawodnikiem za kilka lat. W wieku 13 – 14 lat chłopcy często
gubią się pod względem technicznym, są trudniejsi do prowadzenia
– dodaje Szturc.
Paweł Słowiok mówi, że w skokach
narciarskich najbardziej lubi lot. Mimo, że jeszcze nie jest tak
medialny jak jego idol, Adam Małysz, to Paweł wie czego chce i
tak się wyraża o uczuciach związanych ze skokami:
Czuję w
locie wewnętrzny spokój i kocham lot. Warto dodać, że w
Garmisch-Partenkirchen graliśmy w piłkę nożną: ja, Piotrek Żyła,
Jarek Poloczek, Sebastian Toczek, Kuba Kot i Jakub Kot.
Zajęliśmy trzecie miejsce, a najlepsi byli Słoweńcy. Moją mocną
stroną jest odbicie, a dopracować chcę lot. Dobrze mi się
skakało i skoki mi wychodziły. Także w drużynie. Moim ulubionym
skoczkiem jest Adam Małysz. Nadal będę ciężko pracował. W szkole
dobrze się uczę, lubię matematykę, język angielski, technikę,
gorzej mi idzie muzyka i język polski – mam średnią ocen 4,8. Za
rok znowu chciałbym być mistrzem świata, potem Mistrzem Polski.
Dobrze mi się trenuje z trenerem Szturcem. W domu mam już ok. 80
pucharów. Mieszczą się w pokoju, a część w kawiarni u cioci w
Wiśle-Jaworniku. Mój najdłuższy skok oddałem na 68 m na Średniej
Skoczni w Zakopanem. Byłem też przedskoczkiem na Mistrzostwach
Polski na Skalitem i Mistrzostwach Śląska. Aby osiągnąć sukces
trzeba dużo trenować i słuchać trenera.
Drugi z klubowych trenerów klubu
KS „Wisła” Ustronianka, olimpijczyk z 1968 r. – Jan Kawulok
dodaje: - Poza tym teraz Paweł startuje na skoczniach K 40.
Na większych obiektach może mieć już cykora i jego skoki nie
będą już tak udane – dodaje.
Te słowa brzmią trochę jakby była w nich pewna przekora, gdyż
zarówno Szturc jak i Kawulok po cichu marzą, by z Pawła Słowioka
i innych młodych uzdolnionych skoczków wyrósł następca Małysza i
by byli kolejni olimpijczycy z Wisły. Paweł Słowiok nieśmiało
mówi o sobie, gdyż on woli pokazywać to co umie na skoczni a nie
tylko w kółko gadać. Trenuje skoki od pięciu lat a medale
zdobyte w Garmisch-Partenkirchen są jego największymi sukcesami
sportowymi. Wierzy jednak, że ciężka praca, współpraca z
trenerami dadzą efekt. Mówi, że jego marzeniem jest start
olimpijski, i być może nawet zdobycie medalu olimpijskiego dla
naszego kraju. Jednocześnie stwierdza, że nasz najlepszy skoczek
Adam Małysz jest jego sportowym idolem. Jego ojciec mówi: -
Jest wytrwały. Być może
w przyszłości skakaniem będzie zarabiał na życie... Nie miałbym
nic przeciwko temu.
Rodzice, trenerzy, Wisła i polskie narciarstwo czekają teraz na
to co wyrośnie za kilka lat z tego utalentowanego chłopca z
Wisły. W ostatnio rozegranych zawodach „Pucharu Lata” w
Zakopanem Paweł Słowiok był drugi na skoczni K 65.
To oczywiście nie wszyscy
uzdolnieni skoczkowie z Beskidów. Jest takich więcej. Dlatego
jest nadzieja, że w skokach polskich nie będzie próżni i ci
wyżej wymienieni będą reprezentować nasz kraj i chociaż nie
każdemu z nich uda się osiągnąć wielki sukces, to przecież tak
naprawdę najważniejsza jest droga, która do niego prowadzi.
|