STRONA GŁÓWNA

WYWIADY I REPORTAŻE

 

 

 
 

NADZIEJE BESKIDÓW

 

Skoczkowie z klubu Wisła Ustronianka z trenerami, Wisła sierpień 2002 r. 18 sierpnia 2003 r. dotarłem o godzinie 9 pod skocznie w Wiśle centrum, gdzie trenowała grupa trenera Jana Szturca i Jana Kawuloka. Chłopcy z klubu KS „Wisła-Ustronianka” przygotowują się właśnie do kolejnego treningu. Grupa starszych trenuje na zeskoku skoczni wieloskoki, a trener Jan Szturc prowadzi trening imitacyjny z grupą młodszych. Patrząc na jego pracę, to w jaki sposób prowadzi tych chłopców, którzy w większości poszliby za nim w ogień, jeszcze raz uświadamiam sobie, jak wiele zrobił ten skromny człowiek dla polskiego narciarstwa. Chłopcy aż pala się do skakania zapatrzeni w sukces Adama Małysza. Chyba każdy z nich chciałby osiągnąć podobny sukces. Oczywiście droga do niego jest trudna, ale oni świadomie ją podejmują. Uzdolniona młodzież trenuje też w klubie „Sokół” Szczyrk i w goleszowskiej „Olimpii”. Wszyscy opisani poniżej zawodnicy są nadziejami skoków w Beskidach. Mimo, że na tym terenie nie ma skoczni w pełni przystosowanej do uprawiania tej konkurencji, są szanse na rozwój skoków na tym terenie. Pisząc o nich, wcale nie chcę od razu kreować z tych chłopców wielkich mistrzów, lecz pokazać ile pracy i samozaparcia kosztuje uprawianie skoków. Ich rówieśnicy spędzają czas jak chcą, mają więcej wolnego. Tymczasem ci chłopcy większość czasu dzielą między sport i naukę, często wyjeżdżają na zgrupowania. Dlatego tym wszystkim chłopakom, którzy tak ciężko pracują, z pewnością należy się należyte miejsce w książce „Od Marusarza do Małysza”.

 
Tonio Tajner i Piotr Fijas.Kontynuator skokowej tradycji - Tomisław Tajner

Jest synem trenera kadry skoczków i zawodnikiem kadry „A”. O kogo chodzi?; oczywiście bohaterem tego tekstu jest Tomisław Tajner. Pochodzi z rodziny w której słowo „tradycja” jest czymś niesłychanie ważnym. Jeszcze jedną cechą „latających chłopaków” z rodziny Tajnerów jest zapał do sportu. O nich właśnie można powiedzieć, że są zarażeni skokami narciarskimi i sportem. Już trzy pokolenia Tajnerów ruszały w szranki na krajowych i światowych skoczniach. Pierwszy był Leopold Tajner, dziadek „Tonia”, dwukrotny olimpijczyk (1948, 52) a potem świetny trener, potem wujek Władysław, który startował także na dwóch olimpiadach (1956, 60) i skakał pięknie technicznie. Po nich przyszła plejada zawodników z „orlej familii Tajnerów”: Alojzy, Jan, a potem Andrzej, Józef, Henryk, Tadeusz no i Apoloniusz Tajnerowie. Teraz Tonio i Wojtek kontynuują sportową piękną tradycję.

Urodził się 14 maja 1983 roku w Cieszynie. - Skąd imię Tomisław? Idolem Apoloniusza Tajnera był znakomity ongiś austriacki skoczek, obecnie trener i szkoleniowiec reprezentacji Austrii, Toni Innauer – stąd nadał synowi imię Tomisław. Tomisław uprawia skoki narciarskie od 1992 roku, a swój pierwszy występ w Pucharze Świata zaliczył na „mamucie” w Obertsdorfie w sezonie 2000/2001. Jest też medalistą Mistrzostw Polski. Lubi gry komputerowe i piłkę nożną, no i szybkie samochody.  Skacze dla klubu KS Wisła - Ustronianka, a jego osobistym trenerem jest Jan Szturc. Jest zawodnikiem młodym, świadomym ogromu pracy, która czeka go, by dojść do światowej czołówki. Jednocześnie sam „Tonio” wie czego chce, co też jest ważne. Mówi wprost: „chcę być najlepszy w rodzinie Tajnerów”. Dzięki Toniowi i jego kuzynowi Wojtkowi „orla tradycja” skoków narciarskich w rodzinie Tajnerów nadal jest kontynuowana.

 

Skocznia w Malince rozlatuje się i straszy swym wyglądem. Ale może niedługo zostanie przebudowana.Puchar Prezesa Tatrzańskiego Związku Narciarskiego w Zakopanem. Umówiliśmy się na rozmowę przy szatniach zawodników pod zeskokiem skoczni K 85 zaraz po zakończeniu konkursu. „Tonio” stawia się po konkursie w umówionym miejscu. Ubrany w biały t-shirt i czerwoną czapeczkę sportową odwróconą daszkiem do tyłu. Zapytany o to, czy pamięta swój pierwszy  skok odpowiada:

 

To było ok. 9 – 10 lat temu, pamiętam, że w czwartej klasie szkoły podstawowej. Mieszkałem wtedy  jeszcze w Ustroniu,  a nie w Wiśle. Ojciec zawiózł mnie na trening na skocznię do Wisły. Zacząłem zjeżdżać spod progu, a następnego dnia oddałem swój pierwszy skok pod opieką ojca, który był wtedy w klubie trenerem kombinacji norweskiej. Jako młody zawodnik trenowałem, jak wszyscy, kombinację norweską, co bardzo pomaga. Jak miałem 17 lat wygrałem Mistrzostwa Polski w kombinacji norweskiej, to było w lecie. W zimie jednak zacząłem specjalizować się w skokach. Zawsze wygrywałem zawody nie biegiem, ale skokami i to pokierowało mnie do tego, by zostać skoczkiem.  Trzeba się bowiem zdecydować, w tę czy inną stronę. Ja zdecydowałem, że będę skoczkiem narciarskim.

Potem przeszedłem pod opiekę trenera Jana Szturca, który do dzisiaj jest trenerem klubowym w KS „Wisła - Ustronianka” w Wiśle. Potem miały miejsce pierwsze sukcesy. Na skoczni w Głębcach odbyła się ogólnopolska olimpiada młodzieży w skokach narciarskich, podczas której zdobyłem trzy złote medale. Przy okazji skoczyłem rekord skoczni w Głębcach – 68,5 metra na przebudowanej skoczni K 60[1].

 

To wszystko prawda. Podczas Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży w Sportach Zimowych w 2001 r. Tonio był nie do pokonania. 20 lutego w Wiśle - Łabajowie (Głębcach) na skoczni, którą w latach 30. otwierał uroczyście prezydent Ignacy Mościcki, okazał się najlepiej skaczącym juniorem. W serii treningowej osiągnął nowy rekord tego obiektu - 68,5 metra, a w pierwszej serii konkursowej skoczył 65,5 m, zapewniając sobie tym skokiem zwycięstwo. Trzy dni później podobnie dobrze zaprezentował się na skoczni w Szczyrku- Skalitem i był jedynym skoczkiem w tym konkursie, który przekroczył granicę 80 metrów (skoki o długości 79, 83 m) i zdobył drugie złoto. Trzecie wywalczył w konkursie drużynowym. W okresie juniorskim zdobył też trzy brązowe medale na Mistrzostwach Polski, był więc dobrze zapowiadającym się skoczkiem. Do kadry narodowej prowadzonej przez ojca trafił podczas zawodów na mamucie „Heini Klopfer Schanze” w Oberstdorfie w 2001 r. Osiągnął 170,5 m na treningu i 167 m w kwalifikacjach, co dało mu 23 wynik. W tym samym sezonie był też 46 w zawodach Pucharu Świata w Falun. Sukcesem było też 6 miejsce w Pucharze Kontynentalnym. Dlatego znalazł się w grupie sześciu skoczków przygotowujących się do Salt Lake.

Przed startem olimpijskim trener kadry Apoloniusz Tajner założył, że pojadą najlepsi. Należało przejść przez kwalifikacje i osiągnąć dobre wyniki w zawodach pucharu świata, by zostać reprezentantem Polski na Zimowych Igrzyskach w Salt Lake City. Tonio wszystkie te wymagania spełnił. W styczniu spotkała go, jak i innych kadrowiczów, miła niespodzianka. Podczas  pucharowych zawodów w Zakopanem miał okazję do spotkania z Prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. Cały ten szum wokół skoków, spotkanie z prezydentem dla młodego chłopaka były zupełnie nowym doświadczeniem. Przysłowiowa „woda sodowa” nie uderzyła mu jednak do głowy i  „Tonio” tak wspomina swoje doświadczenia z tamtego okresu:

 

Tonio Tajner zaczynał na skoczni K 17 w Wiśle-Centrum.Z panem prezydentem Kwaśniewskim mieliśmy okazję do długiej, luźnej rozmowy już podczas Pucharu Świata w Zakopanem. Dlatego nie byliśmy  stremowani jego obecnością. Ale cała impreza związana z  olimpijskimi nominacjami i ślubowaniem był dla mnie nowym doświadczeniem i wielkim przeżyciem. Wielu znanych ludzi, wybitnych sportowców, reflektory, kamery, fotoreporterzy. Byłem tym wszystkim trochę podekscytowany[2].

 

W Salt Lake City wiadomo już było, że będzie skakał w olimpijskim konkursie na skoczni K120. Był z tego niezmiernie szczęśliwy. Spełniły się marzenia jego ojca i piątym starcie olimpijskim skoczka z rodziny Tajnerów. Kadra poleciała do Salt Lake i rozpoczęły się treningi na skoczni olimpijskiej, którą „Tonio”  niemal od razu polubił.

 

Skocznię lubię. Dobrze się na niej czuję, już ją lubię, bo spełniło się marzenie i nie będę tylko na tych igrzyskach tylko turystą. Wystąpię w konkursie![3]

 

W konkursie indywidualnym na obiekcie K 120 był czterdziesty. Natomiast sukcesem i punktowanym miejscem zakończył się udział polskich skoczków (Małysz, Bachleda, Pochwała i Tajner) w olimpijskim konkursie drużynowym. Polacy zajęli w nim szóste miejsce. Dzięki dwóm medalom Adama Małysza i innym wynikom olimpijski występ polskich skoczków w Salt Lake City był najlepszym w historii. Miał w tym swój udział także Tomisław Tajner. Zapytany o ocenę swojego startu olimpijskiego stwierdził, że to jego największy sukces:

 

Tym bardziej, że w młodym wieku pojechałem na olimpiadę, wystartowałem w konkursie drużynowym, w którym zdobyliśmy z kolegami szóste miejsce, z czego jestem bardzo zadowolony. Myślę, że to moje największe moje dotychczasowe osiągniecie.

 

W ostatnim sezonie startował w Mistrzostwach Świata w Val di Fiemme. Nadal usilnie pracuje nad swoimi skokami, gdyż jest świadomy, iż ma jeszcze dużo do zrobienia, by stać się rasowym skoczkiem. - Cały czas szukamy optymalnej pozycji dojazdu do progu oraz pozycji w locie. Nie oddaję jeszcze satysfakcjonujących mnie skoków, co widać chociażby po dzisiejszych wynikach, z których nie mogę być zadowolony. Ostatnie starty w Pucharze Świata nie dają mu jednak zadowolenia. Brakuje systematyczności we wchodzeniu do „30” pucharowych zawodów. - Początek był na pewno dobry, ale druga część była już dużo słabsza, jakby brakło siły. Nie zdołałem utrzymać tego co osiągnąłem na początku.

Jedną z najbardziej mnie interesujących kwestii była ta, jak skacze się w kadrze prowadzonej przez ojca. Niektórzy dziennikarze, mniej lub bardziej otwarcie sugerowali, że „Toniowi” jest łatwiej niż innym reprezentantom, gdyż jego ojciec prowadzi reprezentację. Że nominacje do wielu konkursów otrzymuje niejako z „przydziału”. Zapytałem go o jego odczucia w tej sprawie.

 

Robię to co wszyscy zawodnicy. Potem same zawody i treningi wyłaniają tych, którzy mają jechać na zawody Pucharu Świata. Nigdy nie słyszałem  zarzutów ze strony kolegów z kadry, że ojciec mnie faworyzuje i sam się też tak nie czuje. Myślę, że przy tym co pokazuje Adam Małysz na skoczniach całego świata powinniśmy w skokach narciarskich stać zdecydowanie wyżej, ale jest dobrze. Atmosfera w kadrze jest bardzo dobra. Trener Kojonkoski powiedział, że ja, Pochwała i Bachleda jesteśmy młodymi zawodnikami i ciągle się rozwijamy i ja myślę, że to jest dobra wskazówka, że trzeba trenować i myślę też, że wszystko jest jeszcze przed nami.

 

Niedawno zdawał maturę.  - Trochę brakowało mi czasu do nauki języka i oblałem niestety ostatni egzamin z języka. Będę miał poprawkę. Chcę też skoncentrować się na nowym sezonie i skakać jak najlepiej. Tomisława Tajnera czeka kolejny sezon w kadrze Polski i starty w zawodach karuzeli Pucharu Świata. Mówi przed nim krótko, ale dosadnie:  - Cieszę się, że mogę być kontynuatorem rodzinnej tradycji, że jest taka tradycja i że mogę pociągać to wszystko. Będę się z całych sił starał, by być najlepszym w rodzinie[4]. Długa jeszcze droga czeka tego uzdolnionego skoczka, by znaleźć się w światowej czołówce, ale ważne jest jedno, że Tomisław wcale nie chce z niej zrezygnować... Na razie przed sezonem zimowym czekają go starty w zawodach Pucharu Kontynentalnego i Letniego Grand Prix

 

Wojciech Tajner na tle skoczni igelitowych w Zakopanem.„Skoki to adrenalina...” - Wojciech Tajner

Jest kolejnym skoczkiem z usportowionej  rodziny Tajnerów, synem znanego w latach 70 skoczka, reprezentanta Polski Józefa Tajnera, który uczestniczył między innymi w Mistrzostwach Świata juniorów: w Nesselwang (1971), gdzie był 17 oraz w Tarvisio (1972), gdzie w skokach zajął dobre 6 miejsce. Józef Tajner startował też w  Mistrzostwach Świata w narciarstwie klasycznym w Falun (1974) i był skoczkiem kadry narodowej, prowadzonej przez trenera Janusza Forteckiego. Obecnie pan Józef obserwuje rozwój sportowy swojego syna Wojtka, który idzie w rodzinne ślady. To już przecież trzecie pokolenie „latających chłopców” z tej rodziny. Wojciech Tajner uczestniczył już w zawodach Pucharu Świata w Japonii, ale nie odniósł tam sukcesów. Natomiast w ostatnim sezonie dosyć udanie zaprezentował się w zawodach cyklu Pucharu Kontynentalnego w skokach narciarskich. Uważa, że ciągle ma duże braki techniczne, które, mimo dobrego przygotowania fizycznego, powodują, że nie skacze tak jakby chciał. Wojtek urodził się 24 czerwca 1980 r. Mierzy 177 cm i waży 60 kg. Skacze w barwach klubu KS „Wisła-Ustronianka” w Wiśle. Lubi skoki gdyż, jak sam twierdzi, skoki narciarskie są dla niego życiową adrenaliną...

 

Wspominając początki swojego skakania, uważa, że u niego o wybraniu dyscypliny skoków narciarskich tak naprawdę zadecydował przypadek.

 

Tak naprawdę o moich skokach zadecydował przypadek...Na serio  zacząłem skakać dopiero w wieku 16 – 17  lat. Wcześniej miałem pecha, tak uważam, gdyż miałem wiele kontuzji np. po dwóch tygodniach treningu złamałem rękę, lub nogę i mama zabroniła mi  w pewnym momencie uprawiania skoków. Ale wróciłem do nart i skoków.

 

Zapytałem jakie są jego największe sukcesy sportowe i plany na nadchodzący sezon letni i zimowy:

 

W ostatnim sezonie zimowym dobrze zaprezentowałem się w zawodach Pucharu Kontynentalnego, w 8 zawodach pod rząd punktowałem  i cały czas byłem w granicach 18 – 25 miejsca. W Pucharze Kontynentalnym jest ok. 300 zawodników, którzy punktowali w tym sezonie, a ja zostałem sklasyfikowany w 90-tce. Zawody  Pucharu Kontynentalnego są czymś zupełnie innym od cyklu Pucharu Świata. Startują w nich zawodnicy, którzy także zaliczają starty w PŚ, ale zdecydowanie jest więcej skoczków, którzy „punktują” w tych zawodach niż w PŚ.

 

Zapytany o to co najbardziej mu się podoba w skokach narciarskich odpowiada:

 

Mnie to podnieca. Zawody zaczynają się, towarzyszy temu wszystkiemu odczucie zdenerwowania, adrenalina, a ja to lubię. Chcę się zawsze jak najlepiej pokazać. Miałem też okres taki w swojej karierze, że za bardzo chciałem i wszystko mi nie wychodziło, totalna klapa. Czasami  tak jest.

 

Ściśle współpracuje z trenerem Janem Szturcem, którego ocenia bardzo wysoko za kompetencje, wyniki i „coś” jeszcze...

 

Zawody letnie w Zakopanem, czerwiec 2003 r. Na belce startowej Wojciech Tajner.Najważniejsze są nasze wspólne treningi techniki skoku. Pozostałe elementy – siłę i wytrzymałość wyrabiam na obozach, ale jeśli czuję, że coś jest nie  tak, to od razu jadę po poradę do trenera Jasia i wtedy jest lepiej. Jestem u niego wychowany  i jadę do niego po pomoc jak trzeba. Umie dojść do zawodnika psychicznie i poprawić błędy, które przecież, każdy popełnia. Mam bardzo dużo braków jeśli chodzi o wyjście z progu. Trochę technicznie źle robię i muszę ten element poprawić, gdyż fizycznie jestem bardzo dobrze przygotowany. Z pewnością zaszkodziła mi służba w wojsku. Uprawiałem skoki w wojsku w Zakopanem. Ale to nie było to samo co w Wiśle, mam wrażenie, że nikomu tak naprawdę nie zależało na tym, by osiągnąć jakiś lepszy wynik, to był stracony czas. Nie miałem wyników.

 

Ważnym elementem wpływającym na skakanie jest w przypadku Tajnerów rodzinna tradycja. Wojtek twierdzi, że świadomość ż już trzy pokolenia Tajnerów skakały na nartach bardzo mu pomaga w trudnych chwilach.

 

Jasne. Mam bardzo dobry kontakt z „Toniem”. Znamy się tyle lat, a nie pamiętam, byśmy się kiedykolwiek pokłócili. Praktycznie rozumiemy się bardzo dobrze. Spotykam się też z wujkiem Władysławem, podczas jakiś ważniejszych uroczystości rodzinnych.

 

Wojtek uważa, że w stosunku do ostatniego sezonu wykazuje postęp i wierzy, że osiągnie lepsze wyniki. - Zimą doszedłem pewnych zawodników i ta dobra forma mi została. Ale chcę skakać jeszcze lepiej – dodaje Wojciech Tajner.

 

Stefan Hula z pucharem z MŚ z Garmisch-Partenkirchen, gdzie był trzeci.Stefan Hula – „poszedłem w ślady ojca”

Stefan Hula jr ma 17 lat i od lat widać go na krajowych i zagranicznych zawodach w charakterze skoczka narciarskiego. Dlaczego wybrał skoki? Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że jego ojciec, Stefan Hula senior był brązowym medalistą w kombinacji norweskiej  mistrzostw świata w Falun w 1974 r. to widać, że junior musiał zostać skoczkiem. Urodził się 29 września 1986 r. w Bielsku-Białej, mieszka w Szczyrku i tamże jest uczniem Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Zapytany o to jak zaczynał, wspomina: - Co sprawiło, że zostałem skoczkiem? Tata był zawodnikiem, członkiem kadry w kombinacji norweskiej, skoczkiem, potem trenerem. Zabierał mnie z sobą na treningi i z czasem zacząłem skakać. Tak na poważnie od 6 lat. Coraz więcej trenowałem[5]. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Przeszedł rok 1998 i Stefan zdobył złoty medal na zawodach FIS Schueler Cup w Garmisch-Partenkirchen, nieoficjalnie nazywanych mistrzostwami świata młodzików.

 

Zdobyłem w tym okresie też złoty medal na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży w sportach zimowych. Potem startowałem na Mistrzostwach Świata juniorów, ale bez jakiś większych sukcesów. W ostatnim sezonie nie startowałem w MŚ juniorów w Solleftea w Szwecji, gdyż nie zakwalifikowałem się. Moje atuty? Nas razie trudno mi powiedzieć, co robię dobrze. Nie mam atutu, tak mi się przynajmniej wydaje. Pracuję nad odbiciem i techniką lotu, by były bardzo dobre. By odbicie szło w dobrym kierunku.

 

Od czerwca 2003 r. głównym szkoleniowcem kadry „B” polskich skoczków, jest Austriak Heinz Kuttin, a asystentem reprezentant Polski w skokach, olimpijczyk (1998), Łukasz Kruczek. W skład tej kadry wchodzą skoczkowie: Wojciech Skupień, Wojciech Tajner, Stefan Hula, Krzysztof Styrczula, Jan Ciapała, Mateusz Rutkowski i Kamil Stoch. Zapytany o to jak mu się współpracuje z nowym trenerem Stefan odpowiada.

 

Stefan z ojcem, medalistą MŚ w Falun (1974), Szczyrk, sierpień 2003 r.Współpraca układa się naprawdę bardzo dobrze. Cieszę się, że jestem w kadrze „B”. Trening jest bardzo dobrze zorganizowany i podoba mi się. Jeśli chodzi o barierę językową, to uczę się, jak inni koledzy, języka niemieckiego, a trener Kuttin polskiego. W szkole uczę się także języka angielskiego. Dostaliśmy od trenera kilkadziesiąt słówek, związanych ze skokami, których musimy się nauczyć. Te które są dla nas najważniejsze. A przede wszystkim jest Trener Łukasz Kruczek, który wszystko nam tłumaczy. On perfekcyjnie zna język niemiecki. W sytuacji, gdy czegoś nie rozumiemy on nam pomaga i tłumaczy jeszcze raz. Trener Kuttin wprowadził też nowe elementy treningu: inna jest nauka techniki odbicia. Powiedziałbym, że to odbicie jest dokładniejsze, precyzyjniejsze jeśli chodzi o kąty. Zmienił się też tzw. Suchy trening. Przede wszystkim trwa on dłużej. Mieliśmy już kilka zgrupowań z trenerem Kuttinem i Łukaszem Kruczkiem: w Niemczech w Berchtesgaden, w Villach w Austrii na skoczni 90-metrowej oraz kilka zgrupowań w Zakopanem. Często po zgrupowaniach mamy testy sprawdzające.

 

Drugim ważnym elementem w jego życiu  jest nauka. Jak się uczę? Jest ciężko pogodzić naukę ze sportem, gdyż w czasie sezonu zimowego często wyjeżdżamy. Trzeba bardzo dużo nadrabiać po powrocie ze zgrupowania, ale jakoś daję radę. Mocny jestem z matematyki, słabiej uczę się fizyki i chemii, za to lubię geografię. Moja średnia ocen to ok. 4.Zapytany o skoczka, który jest jego sportowym wzorcem, Stefan Hula po chwili zastanowienia odpowiada: - Jest nim Jens Weissflog ze swoich najlepszych lat. Wielkie wrażenie zrobił na mnie w tym sezonie fiński skoczek Matti Hautamaeki. Z początku sezonu skakał słabiej, a potem, pod koniec, coraz lepiej, tak samo jak nasz mistrz Adam Małysz.

Co chciałbym w skokach osiągnąć? Przede wszystkim dobry wynik w Mistrzostwach Świata juniorów, a także zdobywać punkty w Pucharze Kontynentalnym. Startowałem już w zawodach Pucharu Kontynentalnego w Zakopanem, Willingen, Brotterode. Moje hobby poza sportowe to gry komputerowe. Bardzo chętnie gram w skoki – dodaje Stefan. Skacze na nartach firmy „Fischer”, kask „Carrera”, buty „Adidas”. Cieszy go fakt, ze skoki  narciarskie, w końcu dyscyplina sportu, którą uprawia, cieszą się obecnie tak wielkim powodzeniem. – Polskie skoki wyszły w świat, a na zawodach jest coraz więcej kibiców – dodaje Stefan. Na koniec zapytałem, czy ojciec pomaga mu w treningu i karierze. Stefan potwierdził, że tak. - Bardzo mi pomaga. Warto dodać, że Stefan Hula jr. uprawia oprócz skoków także inne rodzaje narciarstwa: - Lubię biegać na nartach, uprawiam narciarstwo alpejskie. W domu mam już ok. 60 pucharów z różnych zawodów. Kończąc wizytę u Hulów w Szczyrku pomyślałem o jednym – oby ich przybywało, a Stefan junior osiągnął w sporcie wyniki na miarę swojego ojca.

 

Przemysław Wyrwa i Mateusz Wantulok, Wisła, sierpień 2003 r.Przemysław Wyrwa – „moim atutem jest niska waga”

Należy do kolejnych wychowanków trenera Jana Szturca, z którymi wiąże on duże nadzieje. Urodził się 28 marca 1986 r. i mieszka w Wiśle. Przemek twierdzi, że w jego rodzinie nie było wcześniej sportowców, on jest pierwszy. Skacze od 5 lat. Jak zaczynał? – Kiedyś szedłem do szkoły i zauważyłem skaczących młodych zawodników, no i na drugi dzień przyszedłem na trening, wziąłem deklarację i rodzice zapisali mnie do klubu – wspomina. Z początku rodzice, Danuta  Eugeniusz, byli trochę przeciwni wyczynom syna, obawiali się bowiem kontuzji, ale z czasem zaakceptowali skokową pasję Przemka. Chłopak bardzo lubi skoki, a zwłaszcza lot, który, jak mówi, trwa tylko kilka sekund, ale to wspaniałe uczucie. Przemek jeździ też na nartach zjazdowych i biegowych, ale głównie oddał się skokom. Zapytany o to , co jest jego głównym atutem w skokach, mówi krótko: - waga, jestem bardzo lekki. W najbliższym okresie chce popracować nad techniką, zwłaszcza lądowania, które jest jeszcze słabe. Cały czas nad nim pracuję. Największe sukcesy to 3 miejsce na zawodach w Karpaczu. Ulubieni skoczkowie Przemka to Sven Hannawald i Adam Małysz. Dlaczego oni? Bo Sven Hannawald ma świetną technikę, a Adam Małysz dysponuje świetnym odbiciem. Chciałby naśladować tych wielkich skoczków. Skacze na nartach „Germina”, w kombinezonie firmy „Meininger” i kasku „Carrera”. Cały sprzęt otrzymuje z klubu. Warto dodać, że z klubu dostaje coś jeszcze. – Otrzymuję dofinansowanie w wysokości 200 zł miesięcznie, jest to duża pomoc – twierdzi. A Jaki jest cel do którego dąży? Tym celem jest medal na Mistrzostwach Polski. No i chciałby być profesjonalnym skoczkiem i żyć ze skoków. Póki co trenuje i uczy się. - Jeśli chodzi o naukę to wyniki mam nie najlepsze, ale i nie najgorsze. Najbardziej lubię matematykę – dodaje Przemek. Najdłuższy skok oddał na Wielkiej Krokwi w Zakopanem, osiągnął 124 m. W sierpniu był na zgrupowaniu w Austrii, sprawdziany skokowe pokazały dalszy prawidłowy rozwój tego chłopaka.

 

Mateusz Wantulok (po lewej) i Wyrwa.Mateusz Wantulok – nauka i sport

Rozmawiałem z Mateuszem Wantulokiem pod skocznią w Wiśle centrum, po zakończeniu treningu – wykonywał seriami wieloskoki. Rozmawialiśmy o skokach, ale Mateusz, jak się okazało, jest także dobrym uczniem. Potrafi, co jest niezwykle trudne, połączyć naukę z uprawianiem sportu. Nie zaniedbuje żadnego z nich. W szkole osiąga dobre wyniki – średnia ocen ponad 4,5. Otrzymał kilkakrotnie świadectwo z czerwonym paskiem za bardzo dobre wyniki w nauce. Zapytany o to, czy trudno jest połączyć naukę ze sportem twierdzi, ze czasami tak. – Przed sprawdzianem nie uczęszczam na treningi – mówi. Lubi biologię, chemię, historię. Chce chodzić do klasy sportowej w Wiśle. Zapytany o to czy bał się kiedyś na skoczni twierdzi, że i owszem, ale tylko w początkowym okresie skakania. Rodzice, zwłaszcza mama Maria, także bali się o niego. - Ojciec natomiast wierzył we mnie – dodaje. Mateusz urodził się 11 września 1987 r. Mieszka w Wiśle - Głębcach. Na nartach skacze od 6 lat. Mój brat Arek i dwóch kuzynów skakało na nartach i oni wciągnęli mnie do tego sportu – wspomina. Najbardziej w skokach lubi. Oprócz skoków gra w piłkę, biega na nartach biegowych, jeździ na rowerze. Uprawiał też do niedawna kombinację norweską. Do niedawna, gdyż okazało się, że ma wadę serca, i musiał zrezygnować z kombinacji, ale nie ze skoków narciarskich, które może uprawiać. Moją mocniejszą stroną jest odbicie. Najdłuższy skok to 118 m na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Chce nadal pracować nad techniką i uzyskać jeszcze większą siłę odbicia. Największy sukces? Wicemistrzostwo na zawodach „Spotkaniach UKS” w Zakopanem. Na olimpiadzie młodzieży na skoczni w Lubawce był czwarty. – To trochę stary obiekt, ale w sumie fajna skocznia, pierwszy raz tam skakałem. Skacze na nartach „Germina”. Jest członkiem kadry „C”. Współpracuje z trenerem Zbigniewem Klimowskim, ale, jak twierdzi, lepiej mu się pracuje z trenerem Janem Szturcem. – Trener Szturc lepiej mnie rozumie – mówi. Może dlatego, ze z nim trenuję od początku. Najbliższy cel to dostanie się do kadry narodowej w skokach narciarskich. Marzy też o jeszcze jednym. - Chciałbym się kiedyś poczuć lekko w locie i polecieć na sam dół skoczni – mówi Mateusz.

 

Piotr Żyła na treningu na skoczni w Wiśle-centrum, sierpień 2003 r.Piotr Żyła – „chciałbym iść w ślady Adam Małysza”

Piotr Żyła urodził się 16 stycznia 1987 r. Skakał już daleko: 119 m osiągnął na skoczniach w Zakopanem i w Predazzo. Na tej samej na której Adam Małysz zdobył na Mistrzostwach Świata 2003 dwa złote medale. Zresztą początki swojej kariery wiąże z pierwszymi sukcesami skoczka z Wisły. – To było 6 lat temu, gdy Adam Małysz odniósł swoje pierwsze zwycięstwa w Pucharze Świata. To skłoniło mnie do dyscypliny skoków narciarskich – wspomina. Najbardziej lubię lot, jak skok „wyjdzie” to fajnie się leci – dodaje z uśmiechem. Lubi skoki Hannawalda, Małysza i Morgensterna. To już jego siódmy sezon w skokach narciarskich. Gra też w piłkę nożna, lubi pływać. – Trener Szturc prowadzi z nami urozmaicony trening. Mamy też trening imitacyjny, biegamy, trenujemy też wieloskoki. Największy sukces? Mistrzostwo Polski UKS w kombinacji w lecie.

 

Piotr Żyła.Startował też w skokach w Czechach i na zawodach w Garmisch-Partenkirchen w których był piąty w swojej kategorii. Warunki do uprawiania skoków w Wiśle mu odpowiadają, ale uważa, że można by było położyć na skoczniach w centrum nowy igelit. Siostra Dorota uprawia snowboard, kiedyś skakała na nartach. Uczy się dosyć dobrze, średnia ocen 3,6. Najmocniejszy czuje się w języku angielskim. We wrześniu zacznie naukę w liceum. Uważa Jan Szturca za bardzo dobrego trenera. – Z trenerem Szturcem najlepiej mi się współpracuje spośród wszystkich trenerów z którymi współpracowałem – mówi. Rok temu trenowałem z trenerem Klimowskim, to dobry trener, ale lepiej współpracuje mi się z trenerem Jasiem. W ubiegłym roku należał do kadry „C”, obecnie już nie gdyż osiągał przeciętne wyniki, a pod koniec sezonu złamał obojczyk i „wypadł” z kadry. 56 kg wagi, wzrost 173 cm. Skacze na „Elanach”. - Chciałbym skakać jak Adam Małysz – dodaje na koniec naszej rozmowy Piotr Żyła.

 

Jarosław Poloczek.Jarosław Poloczek – apetyt na sport

Urodził się 11 lipca 1989 r. i uczęszcza do drugiej klasy gimnazjum w Wiśle. Jest zawodnikiem klubu KS „Wisła – Ustronianka”. Skacze od 4 lat, kiedy zapisał się do klubu i został skoczkiem. W skokach najbardziej mi się podoba lot – mówi. Mistrz Polski na zawodach UKS-ów. Skacze na „Elanach”, a jego wzorem był Adam Małysz. Chciałbym po prostu dobrze skakać. W zawodach w Garmisch-Partenkirchen osiągnął 11 miejsce. Dwa lata temu na zawodach w Ga-Pa zajął dobre 7 miejsce. Najdłuższy skok w karierze oddał na 81 metrów w Zakopanem na Średniej Skoczni. Uczy się średnio. Najlepsze wyniki osiąga w wychowaniu fizycznym, języku polskim. Zapytałem go, czy warunki do uprawiania skoków w Wiśle go zadawalają. Odpowiedział: - Nie. Nie ma tu nowoczesnych i dużych skoczni. A stare w ogóle nie są modernizowane. Czy uprawia inne sporty? Tak oczywiście: - Co się da. Oprócz skoków jeżdżę na nartach zjazdowych i biegam na biegówkach – dodaje. Lubię też snowboard, grę w piłkę nożną i siatkówkę. Jak widać ten chłopak ma ogromny apetyt, jakbyśmy powiedzieli, do uprawiania sportu. Oby udało mu się go realizować, oraz jego kolegom,  w Wiśle na nowszych obiektach, które być może już niedługo powstaną.

 

Paweł Słowiok - podwójny mistrz świata młodzików.Czy wyrośnie z niego następca Adama Małysza? Paweł Słowiok

W sierpniu media głośno wypowiadały się o nowym utalentowanym skoczku z Wisły. To Paweł Słowiok, bohater niedawno zakończonych zawodów w Garmisch-Partenkirchen. Byłem na treningu w Wiśle. Paweł leci właśnie w powietrzu w swoim czerwonym kombinezonie, zielone „Elany” pięknie błyszczą w powietrzu. Wysoki lot, ładne lądowanie „telemarkiem” w granicach 40 metrów. Szybko odpina narty, które zakłada na ramię i jeszcze raz na udaje się na rozbieg. No tak, ale jeśli ktoś chce osiągnąć sukces musi ciężko pracować. Paweł Słowiok wierzy, że praca i to ciężka, pomoże mu w zrealizowaniu sportowych marzeń. Jak na razie wszystko idzie zgodnie z jego planami  i marzeniami.

Trudno już teraz wyrokować, czy rzeczywiście Paweł Słowiok, uzdolniony 11-latek  z Wisły, startujący w barwach klubu KS „Wisła – Ustronianka”, będzie następcą naszego potrójnego mistrza świata, Adama Małysza. Na razie spisuje się fantastycznie i w niedawno zakończonych zawodach w Garmisch-Partenkirchen w skokach na igielicie zdobył dwa złote medale: w konkursie młodzików. Rok temu na tych samych zawodach zdobył brązowy medal. W tym roku Paweł odniósł swój największy jak dotąd życiowy sukces. Zdobył na 15. zawodach FIS Schueler Grand Prix 2003 w Garmisch-Partenkirchen, rozegranych od 24 do 27 lipca 2003 r. dwa złote medale. Pierwszy w konkurencji indywidualnej po skokach n 42,5 i 43 m z notą 229. 4 punktu ż o 14 punktów wyprzedził drugiego w kolejności Słoweńca Nace Sinkovicia (miał skoki na 41,5, 40,5 m i notę 215,2 pkt) i trzeciego zawodnika Austrii, Christiana Reitera (miał skoki na 39,5, 41 m i notę 210,4 pkt). – Paweł wygrał te zawody zdecydowanie, pokonał drugiego zawodnika o 3,5 metra. Już w czasie treningu należał do faworytów – mówi trener klubowy Pawła, Jan Szturc. Swój drugi złoty medal zdobył w konkursie drużynowym na tej samej skoczni. Drużyna polska w składzie: Paweł Słowiok, Maciej Kot, Jakub Kot i zwyciężyła o 5 punktów przed zespołem Niemiec i trzecią drużyną Czech.

Jak zaczynał? Paweł Słowiok, jak wspomina jego ojciec, pan Sylwester Słowiok, zaczynał swoją karierę nie od skoków narciarskich, lecz od... judo. Jednak pewnego dnia, będąc w centrum Wisły, zobaczył po raz pierwszy młodych skoczków trenujących na obiektach „za torami” i postanowił, że on też będzie skoczkiem. Swoje marzenie konsekwentnie realizował. Ojciec zapisał Pawła do klubu KS „Wisła” i Paweł Słowiok dostał się pod opiekę świetnego szkoleniowca dzieci i młodzieży z Wisły – Jana Szturca, spod którego skrzydeł wyszedł późniejszy mistrz świata i medalista olimpijski, Adam Małysz. Swoje pierwsze skoki na nartach oddał na obiekcie K 17, na tym samym, na którym skakali chłopcy, których kiedyś obserwował. Mimo, że mama Pawła, Alina Słowiok, trochę się obawiała o syna, ten zdecydowanie wybrał skoki. I tak już zostało. Sylwester Słowiok wspomina:

 

Paweł Słowiok na zawodach w Zakopanem 2003 r.Paweł zaczął skakać mając skończone 7 lat. Zapisałem go do klubu KS „Wisła”. Wcześniej jeździł n zjazdówkach koło domu. Przez ok. 9 miesięcy chodził na sekcję judo, potem na piłkę nożną… Potem stwierdził, że najlepsze są skoki. Nie chciałem go wcześniej puścić, bo wydawało mi się, że jest za młody, że jest za wcześnie. Gdy skończył 7 lat, zadzwoniłem do trenera, z którym znałem się wcześniej. Spytałem, czy mogę go przyprowadzić, a on zgodził się. Było to w maju i niedawno minęły 4 lata od tego wydarzenia. Byłem z Pawłem na MŚ dzieci w Garmisch-Partenkirchen, w których to zawodach brał udział trzykrotnie. Trzy lata temu był 15, w zeszłym roku 3, choć do pierwszego niewiele mu brakło, a w drużynie było 7 miejsce. W tym roku zdecydowanie wygrał. Bardzo poświęcił się skakaniu, trenuje codziennie. Oprócz tego ma inne hobby, zbiera znaczki sportowe. Wiem, że jeszcze nie można mówić, że jest następcą Małysza, gdyż Paweł ma dopiero 11 lat, daleko mu nawet do wieku juniora. Ale jeśli nadal będzie tak dobrze zorganizowany to myślę, że osiągnie jakieś wyniki. Jest chłopcem skromnym, któremu woda sodowa nie zdążyła uderzyć do głowy. W zeszłym roku za własne pieniądze kupił sobie kask i gogle. My z żoną też mu trochę pomagamy. Paweł wygrał Turniej Trzech Skoczni w 2002 r. w Turnieju 7 Skoczni skakał czasami za daleko i miał upadki np. we Frenstatcie. W Mistrzostwach UKS-ów był pierwszy, lub w czołowej trójce. Chciałbym aby żył ze skoków, a jak będzie zobaczymy[6].

 

Teraz oddajmy głos klubowemu trenerowi Pawła, Janowi Szturcowi. Właśnie pod okiem Szturca Słowiok czynił szybkie postępy. Jego główne atuty to, jak stwierdza trener Jan Szturc, dynamika jazdy i niesamowicie silne wybicie z progu. To są cechy prawdziwych mistrzów tej dyscypliny. Jan Szturc bardzo pozytywnie wypowiada się o Pawle Słowioku, jego zaangażowaniu w trening i szybkich postępach: - To bardzo zdolny i pracowity chłopak. Ma bardzo duże predyspozycje do skakania i dobrą technikę lotu. Jest sumienny, nie opuszcza treningów i przykłada się do pracy. Gdyby porównać umiejętności 11-latków, Pawła Słowioka i Adama Małysz, to powiem szczerze, że pierwszy ze skoczków jest lepszy.  Adam był filigranowym zawodnikiem, dużo słabszym, ale dobrze wyszkolonym technicznie. Słowiok ma więcej zalet niż Małysz w jego wieku. Ciągle jest jednak wielka niewiadoma. Nie wiemy, jakim będzie zawodnikiem za kilka lat. W wieku 13 – 14 lat chłopcy często gubią się pod względem technicznym, są trudniejsi do prowadzenia – dodaje Szturc[7].

Paweł Słowiok mówi, że w skokach narciarskich najbardziej lubi lot. Mimo, że jeszcze nie jest tak medialny jak jego idol, Adam Małysz, to Paweł wie czego chce i tak się wyraża o uczuciach związanych ze skokami:

 

Skocznie w Wiśle-Centrum, na których trenuje wiślańska młodzież. Czuję w locie wewnętrzny spokój  i kocham lot. Warto dodać, że w Garmisch-Partenkirchen graliśmy w piłkę nożną: ja, Piotrek Żyła, Jarek Poloczek, Sebastian Toczek, Kuba Kot i Jakub Kot. Zajęliśmy trzecie miejsce, a najlepsi byli Słoweńcy. Moją mocną stroną jest odbicie, a dopracować chcę lot. Dobrze mi się skakało i skoki mi wychodziły. Także w drużynie. Moim ulubionym skoczkiem jest Adam Małysz. Nadal będę ciężko pracował. W szkole dobrze się uczę, lubię matematykę, język angielski, technikę, gorzej mi idzie muzyka i język polski – mam średnią ocen 4,8. Za rok znowu chciałbym być mistrzem świata, potem Mistrzem Polski. Dobrze mi się trenuje z trenerem Szturcem. W domu mam już ok. 80 pucharów. Mieszczą się w pokoju, a część w kawiarni u cioci w Wiśle-Jaworniku. Mój najdłuższy skok oddałem na 68 m na Średniej Skoczni w Zakopanem. Byłem też przedskoczkiem na Mistrzostwach Polski na Skalitem i Mistrzostwach Śląska. Aby osiągnąć sukces trzeba dużo trenować i słuchać trenera[8].

 

Drugi z klubowych trenerów klubu KS „Wisła” Ustronianka, olimpijczyk z 1968 r. –  Jan Kawulok dodaje: - Poza tym teraz Paweł startuje na skoczniach K 40. Na większych obiektach może mieć już cykora i jego skoki nie będą już tak udane – dodaje[9]. Te słowa brzmią trochę jakby była w nich pewna przekora, gdyż zarówno Szturc jak i Kawulok po cichu marzą, by z Pawła Słowioka i innych młodych uzdolnionych skoczków wyrósł następca Małysza i by byli kolejni olimpijczycy z Wisły. Paweł Słowiok nieśmiało mówi o sobie, gdyż on woli pokazywać to co umie na skoczni a nie tylko w kółko gadać. Trenuje skoki od pięciu lat a medale zdobyte w Garmisch-Partenkirchen są jego największymi sukcesami sportowymi. Wierzy jednak, że ciężka praca, współpraca z trenerami dadzą efekt. Mówi, że jego marzeniem jest start olimpijski, i być może nawet zdobycie medalu olimpijskiego dla naszego kraju. Jednocześnie stwierdza, że nasz najlepszy skoczek Adam Małysz jest jego sportowym idolem. Jego ojciec mówi: - Jest wytrwały. Być może w przyszłości skakaniem będzie zarabiał na życie... Nie miałbym nic przeciwko temu[10]. Rodzice, trenerzy, Wisła i polskie narciarstwo czekają teraz na to co wyrośnie za kilka lat z tego utalentowanego chłopca z Wisły. W ostatnio rozegranych zawodach „Pucharu Lata” w Zakopanem Paweł Słowiok był drugi na skoczni K 65.

 

To oczywiście nie wszyscy uzdolnieni skoczkowie z Beskidów. Jest takich więcej. Dlatego jest nadzieja, że w skokach polskich nie będzie próżni i ci wyżej wymienieni  będą reprezentować nasz kraj i chociaż nie każdemu z nich uda się osiągnąć wielki sukces, to przecież tak naprawdę najważniejsza jest droga, która do niego prowadzi.


 


[1] Wypowiedzi Tomisława Tajnera z wywiadu z 22 czerwca 2003 r. Wywiad nagrał Wojciech Szatkowski, w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem.

[2] Wypowiedź Tomisława Tajnera z art. Tomisław Tajner. Cel zrealizowany, z www. sport. wp. pl, umieszczony na oficjalnej stronie internetowej TomisławaTajnera: www. tajner. skokinarciarskie. com.

[3] „Przegląd Sportowy” z 13 lutego 2002 r. Tekst umieszczony na oficjalnej stronie internetowej Tomisława Tajnera: www. tajner. skokinarciarskie. com.

 

[4] Wyniki sportowe: narciarz – skoczek, olimpijczyk – 2002 – Salt Lake City – 40 na skoczni K 120, 6 w konkursie drużynowym, Mistrzostwa Świata: juniorów – 2001 – Karpacz – 19 na skoczni K 90, 8 w konkursie drużynowym, 2003 – Val di Femme – 7 druż. na K 120, Turniej Czterech Skoczni: 45 w sezonie 2001/2002, Puchar Świata: 2001/2002 – 24 Titisee-Neustadt, Puchar Kontynentalny: 2000/2001 – 6 Schonwald, 16 – Titisee-Neustadt, 2001/2002 – 14 Innsbruck, rekord życiowy – 195 m – Harrachov – MŚ w lotach narciarskich (2002).

[5] Wypowiedzi Stefana Huli jr. z wywiadu z 18 sierpnia 2003 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski.

[6] Wypowiedzi ojca Pawła Słowioka, Sylwestra z wywiadu z 18 sierpnia 2003 r. W zbiorach Muzeum Tatrzańskiego.

[7] Wypowiedzi trenera Jana Szturca ze strony www. skijumping. pl, gdzie znalazł się tekst „Następca Małysza?”

[8] Wypowiedzi Pawła Słowioka z wywiadu z 18 sierpnia 2003 r. W zbiorach Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem.

[9] Wypowiedź trenera Jana Kawuloka z „Super Express” z 8 sierpnia 2003 r. art. „Adamowi rośnie rywal”.

[10] Wypowiedzi ojca Paweła Słowioka, Sylwestra Słowioka za : „Super Express” z 8 sierpnia 2003 r. z arrt. „Adamowi rośnie rywal”.