Ząb
jest najwyżej położoną wsią w Polsce, położoną na wysokości od
920 do 1018 m. n. p. m. Widok stąd jest rozległy i obejmuje
położoną na zachodzie Babią Górę, a kończy się na Tatrach
Wysokich i Bielskich. Z Zębu w bezchmurną pogodę widać
największe tatrzańskie olbrzymy – Lodowy Szczyt, Łomnicę, Durny
Szczyt i inne. Na tych terenach, gdzie zima trwa prawie 7
miesięcy, młodzi chłopcy i dziewczęta rodzą się narciarzami.
Stąd wywodzi się świetny polski skoczek lat 70 i 80 – Stanisław
Bobak, z okolic Zębu pochodzi Józef Łuszczek i kombinator
klasyczny Stanisław Ustupski. Sport jest od dawna wpisany w
historię tej górskiej miejscowości. Dlatego też w 1995 r. zaczął
działać klub sportowy LKS Ząb.
Jednym z jego zawodników, obecnie członkiem kadry „B” jest Kamil
Stoch. Urodził się 25 maja 1987 r. i reprezentuje obecnie barwy
klubu LKS „Poroniec”. Jest jednym z największych talentów
sportowym w skokach narciarskich na Podhalu. Zacznijmy jego
historię od momentu, gdy Kamil po raz pierwszy przypiął narty,
by poszusować na okolicznych stokach. Okazało się rychło
jednak, że jemu nie są pisane szusy, lecz zupełnie co innego...
Kamil bardzo wcześnie zaczynał przygodę z nartami. - Już w
pierwszej klasie powiedział mi, że chce skakać, bo sama jazda na
nartach jest nudna – wspomina początki narciarskiej przygody
Kamila, Jadwiga Staszel, prezes LKS Ząb,
w barwach którego Kamil stawiał pierwsze kroki. To prawda. W
wieku 3 lat Kamil już zjeżdżał na nartach, nauczył się z czasem
skoków na „skoczniach” usypanych ze śniegu. Ale przecież na
takich skoczniach zaczynali też swoje kariery Marusarz, Fortuna,
Bobak i inni wielcy polscy skoczkowie! Jemu podobnie, jak wyżej
wymienionym wybitnym skoczkom, też marzyły się długie podniebne
loty.
Podobno gdy skoczek siada na belce startowej, zmienia się już w
innego człowieka. Wiele uczuć towarzyszy mu w momencie dojazdu i
lotu. Są to: strach, obawa o własne zdrowie, ciekawość i pewnie
wiele innych. Ciekawe są uwagi Kamila co do uczucia strachu
przed skokiem. Zapytany wprost czy czuł strach przed skokiem i
wahał się czy rzucić się w dół odpowiada.
Skocznia inaczej wygląda z ziemi, a inaczej
z belki, na której się siedzi. Mimo strachu, jaki mnie kiedyś
obleciał, nie dałem się! Pokonać strach, to pokonać samego
siebie. W tym sporcie to istotny element. Nie można być miękkim.
Sześć lat temu zaczynałem skakać na najmniejszej skoczni. Dziś
skaczę z Wielkiej Krokwi i wybrałbym się nawet na największą
skocznię mamucią.
Potem nastał rok 1999 i Kamil odniósł pierwszy wielki sukces po
którym w prasie zaczęto pisać o nim jako o „nadziei polskich
skoków”, „Fruwającym maluchu” i objawieniu polskich skoków.
Latem w zawodach młodzików w Garmisch-Partenkirchen zdobył złoty
medal. Kamil szczególnie mile wspomina moment w którym wręczono
mu puchar za zwycięstwo. – Nie pamiętam, kiedy byłem tak
szczęśliwy, jak wtedy, gdy odbierałem puchar wraz z tytułem
mistrza świata młodzików – mówi Kamil.
Potem mały miejsce następne sukcesy, Kamil ustanowił rekordy
skoczni we Frenstacie w Czechach i Klingenthal w Niemczech.
To talent i fenomen! – donosiła prasa sportowa. 12 –latek z
Zębu powszechnie był uważany za następcę naszych wielkich
mistrzów. W 1999 r. miał miejsce jeszcze jeden z wyczynów Kamila
Stocha. Stało się to podczas finału PŚ w kombinacji norweskiej w
Zakopanem.
Gdy w świetnym stylu pofrunął jako
przedskoczek na Wielkiej Krokwi w Zakopanem podczas zawodów PŚ w
kombinacji norweskiej aż na 128 metrów, zaczęto mówić, że jest
wielkim talentem i nadzieją polskich skoków narciarskich. Kamil
ważył wtedy 28 kg i miał 138 cm wzrostu. Jego niesłychanie
daleki skok zastanawiał znawców narciarstwa i ... samych
zawodników, gdyż tego dnia w skokach niewielu kombinatorów
miałoby szanse wygrać z Kamilem Stochem. Kamil był bowiem
jedynym zawodnikiem, który przekroczył 125 metrów, a z
zainteresowaniem przyglądał mu się też „król nart” z Norwegii,
Bjarte Engen Vik, który właśnie na Krokwi odebrał Kryształową
Kulę za zwycięstwo w PŚ. Czyżby dokonywała się zmiana mistrzów i
rodził się nowy wielki skoczek na miarę Bobaka, Fortuny? Trudno
o tym jeszcze powiedzieć, ale Kamil, wtedy 12 –latek ma wszelkie
szanse, by z wróbelka zmienić się w orła – pisał wówczas Marek
Józwik.
W tym wszystkim, czego dokonuje
Kamil na skoczni niesłychanie ważna jest postawa jego rodziców.
Państwo Krystyna i Bronisław Stochowie odnoszą się do „zawodu”
skoczka w przypadku ich syna z ogromnym szacunkiem i starają się
mu pomóc. Całkowicie też akceptują skokowe zainteresowania i
pasje syna. Wspierają go moralnie i finansowo. - Teraz już
nie musimy pomagać finansowo, gdyż są środki z kadry na sprzęt -
mówi Bronisław Stoch, ojciec Kamila. Matka Kamila, Pani Krystyna
dodaje: - Żyjemy skokami. Wszyscy, zarówno Kamil, jak ja z mężem
i dziewczynki, które rozpoznają już zawodników na belce
startowej. Zapytana o to, czy nie obawiała się kontuzji i
upadków na skoczni w przypadku jej syna pani Krystyna po chwili
zastanowienia odpowiada: - To jest bardzo trudne pytanie i
trudno mi na nie odpowiedzieć. Pewnie, że taka obawa nam zawsze
towarzyszy, ale nawet jak się wysyła dziecko na narty, to może
się coś przydarzyć, a co dopiero w przypadku skoków
narciarskich, jakby nie było sportu ekstremalnego. Jednak my
godzimy się z tym ryzykiem, z niebezpieczeństwem też. Chociaż
trzeba powiedzieć, że Kamil nie miał wielu upadków, raz czy dwa
razy podrapał sobie twarz na skoczni.
W jednym z artykułów pani Krystyna
wspomina: - Pewnego razu Kamil miał wypadek na treningu. Źle się
wybił z progu i spadł ze skoczni prosto w twarz, którą
poharatał. Skoki niestety niosą ze sobą takie atrakcje. Z grupą
chłopców przyszedł pod dom i na mój widok strasznie się
rozpłakał. Myślałam, że to z bólu, a on powiedział: „mamo,
puścisz mnie jeszcze na skocznię?”. Powiedział mu, że to jego
boli, a nie mnie. Na te słowa, raptownie przestał płakać, a
następnego dnia w opatrunkach pobiegł na trening.
Rodzice Kamila wierzą jednak, że
Kamil odniesie sukces i w tym mu pomagają. Mama Kamila dodaje:
chcę ponadto powiedzieć, że Kamil od małego był niezwykle
energicznym dzieckiem. Był bardzo szybki, a teraz, gdy trenuje,
ta ogromna energia zostaje wyładowana w czasie treningu. Kamil
jest bardzo dobrym dzieckiem. Pomaga mi w domu. Przesz sport
jego życie jest bardziej uporządkowane - wstaje rano i ok.
godziny 7.30 jedzie z nami do Zakopanego na trening, potem idzie
do szkoły, około 20 przyjeżdża do Zębu ostatnim autobusem. Potem
siada do lekcji. Z początku byłam trochę przerażona, ze tak
ciężko pracuje, ale widocznie jego młody organizm jest w stanie
znieść te obciążenia. Ważną rolę odgrywa także ojciec Kamila,
pan Bronisław. – Mąż cały czas stopuje Kamila, jego zapędy na
to, by wygrywać mówi pani Krystyna. Mówi, że na największe
sukcesy ma jeszcze czas, a przykład wielu zawodników pokazuje,
że zbyt wczesny sukces może okazać się zgubny w skutkach.
Po skokach w Zakopanem w 1999 r.
znowu było wokół niego głośno. W następnych latach Kamil Stoch
dwukrotnie reprezentował barwy Polski na Mistrzostwach Świata
Juniorów. Startowałem na MŚ juniorów w Karpaczu w 2001 r.,
gdzie byłem 40, a w Solleftea w br. 26 i 6 w drużynie. Zwłaszcza
z tego drugiego wyniku jestem zadowolony. Sam zainteresowany
odnosi się do tego zainteresowania ze strony mediów z dystansem:
- Skakać umiem, ale jeśli chodzi o obecny okres to skacze mi
się trochę gorzej, co według mnie jest związane ze wzrostem, ale
myślę, że z biegiem czasu wszystko mi się ustabilizuje i będę
mógł walczyć z najlepszymi. Jest też świadomy swoich braków
i chce pracować by zostać rasowym skoczkiem. Jestem obecnie
trochę słabszy fizycznie i motorycznie. Dojazd jest trudniej
ustabilizować, bo jestem wyższy i styl też się trochę zmienia.
Najbliższym celem jest wejście do „dziesiątki” w Mistrzostwach
Świata Juniorów. To jest najważniejsze sportowe marzenie.
Ale marzy mu się też start olimpijski i medal dla Polski! Oprócz
sportu ważna dla tego młodego skoczka jest nauka. Zapytany o
swoje wyniki w nauce Kamil odpowiada: - Myślę, że są dobre i
potrafię pogodzić naukę ze sportem. Jestem uczniem Zespołu Szkół
Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem. Współpracuje ostatnio z
nowo powołanym trenerem kadry „B” Austriakiem Heinzem Kuttin.
Jego zdaniem współpraca układa się bardzo dobrze: - Jak na
razie wszystko układa się bardzo dobrze. Dogadujemy się, uczymy
się też niemieckiego i on już też uczy się języka polskiego, zna
wiele słów myślę, że ten trening z trenerem Kuttinem da efekty.
Oby te marzenia się spełniły, a
mieszkańcy Zębu mieli swojego skoczka, na mirę niezapomnianego
Stanisława Bobaka. Wypada tylko poczekać, jeszcze dwa, trzy
lata, a wtedy zobaczymy... Ja mocno wierzę, że doczekamy się w
Kamilu godnego następcy Stanisława Bobaka, skoczka z Zębu,
reprezentanta Polski, który zachwycał cały sportowy świat swoimi
pięknymi i długimi skokami.
WOJCIECH SZATKOWSKI
|