Gdy w 1964
r. siostry Marielle i Christine Goitschel „zgarnęły” w
Innsbrucku komplet medali olimpijskich w konkurencjach
alpejskich, dziennikarze pytali ich o źródło ich sukcesów w
narciarstwie. Wtedy uśmiechnięte Francuzki odpowiedziały:
„Po prostu jesteśmy dwie. Jeżeli nawet jednej coś jednej z nas
nie wyjdzie, to wygrywa druga i sukces zostaje w rodzinie”. W
dwadzieścia lat później pojawiła się na alpejskich trasach
dwójka bliźniaczek z Zakopanego: Dorota i Małgorzata Tlałkówny,
które brawurowo weszły do dziesiątki najlepszych alpejek świata
i zaczęły odnosić sukcesy, bo ich atutem było to, że były DWIE,
tak samo jak kiedyś siostry Goitschel...Ich wyniki na alpejskich
trasach upoważniają do tego, że można siostry Tlałkówny nazwać
najlepszymi polskimi alpejkami. Po pokoleniu lat 50. i świetnych
wynikach Barbary Grocholskiej – Kurkowiak, Marii Kowalskiej i
Marii Gąsienicy-Daniel to one pokazały światu, że Polki
potrafią jeździć na nartach.
Są do siebie
bardzo podobne i różni je to, że Małgorzata jest o 3 cm wyższa
od Doroty. Ale przede wszystkim warto przypomnieć to co je łączy
– wspaniała kariera narciarska na alpejskich trasach całego
świata i starty na Mistrzostwach Świata i Zimowych Igrzyskach.
Siostry bliźniaczki Dorota i Małgorzata Tlałkówny urodziły się
27 kwietnia 1963 r. w Zakopanem. Atmosfera domu
rodzinnego „kręciła” się wokół sportu ponieważ ich ojciec –
Janusz Tlałka był sportowcem, uprawiał łyżwiarstwo szybkie w
barwach zakopiańskiego WKS-u i zdobył w swojej karierze 13.
tytułów mistrza Polski.Matka – Pani Władysława uprawiała biegi
narciarskie w „Wiśle-Gwardii” Zakopane i zdobyła wicemistrzostwo
Polski juniorów w sztafecie. Nic też dziwnego, że kilkuletnie
dziewczynki poszły w ślady taty i wybrały sport. Tyle, że nie
było to łyżwiarstwo, ale narty. Tak początki swego narciarstwa
wspomina Małgorzata Tlałka: „miałyśmy z siostrą po około 4-5
lat, gdy zaczęłyśmy jeździć na nartach, w pierwszej klasie
„podstawówki” byłyśmy już w klubie – w zakopiańskim WKS-ie.
Trenowali nas fajni ludzie, tacy jak Jan Gąsienica-Ciaptak,
trochę Stefan Dziedzic i śp. Stanisław Gogólski. Myślę, że był
to człowiek, który kochał to co robił, dawanie z siebie czegoś
dla innych i wysiłek na treningu. Kochał też młodzież i był
stuprocentowym pasjonatem tego co robił. Był to człowiek
wielkiej kultury. Sport wtedy przypominał piękną bajkę. Moje
pierwsze narty pamiętam z przedszkola w „Czerwonym Dworze”, tam
miałam drewniane narty, wiązane rzemykiem. Potem były piękne
„Wierchy” w czerwonym kolorze, a następnie przeszliśmy na narty
z plastikową zolą i metalowymi krawędziami – czułam się
wtedy bardzo ważnym i dobrym sportowcem” – śmieje się Pani
Małgorzata. „Myślę, że te początki, to była bardziej zabawa niż
sport, szukanie pierwszego śniegu, wiosną zgrupowania w Pięciu
Stawach w czerwcu, coś, czego się teraz już nie robi, a szkoda.
Pierwsze starty to zawody międzyszkolne i oczywiście zawody
Koziołka Matołka. Tak zaczynali chyba wszyscy narciarzy
zakopiańscy. W związku z naszymi wynikami zaczęły się
„szaleństwa” dziennikarzy pod naszym adresem: jak wy cudownie
jeździcie, utalentowane siostry itd”.
Małgorzata
Tlałka zna się na narciarstwie i jest surowym krytykiem metod
treningowych w kraju: „minusem i to wielkim naszego treningu w
kraju był i jest brak treningu mentalnego (tego w ogóle nie
było, nikt się nim nie interesował) i szkoda, bo coś takiego
powinno być organizowane na poziomie juniorów W szkoleniu od
młodzika do seniora brak jest systematyczności i ciągłości.
Każdy szczebel w szkoleniu jest oderwany od poprzedniego i
następnego. W aktualnym systemie finansowania narciarstwa w PZN
zabezpiecza się szkolenie kilku najlepszych narciarzy,
zapominając zupełnie o przygotowaniu szerszej grupy juniorów do
późniejszej selekcji”.
Małgorzata i
Dorota Tlałkówny wraz z Ewą Grabowską i Krystyną Bortko zaczęły
wspólnie trenować jeszcze jako juniorki pod koniec lat 70..
Zaczęły się wspólne ważne starty, które tak wspomina
Małgorzata: „W 1979 r. w Mistrzostwach Europy juniorów Dorota
zajęła 14. miejsce – to było w Austrii w Zillertal – przy czym
startowałyśmy mając 15 lat, a obok nas dziewczęta o 3 lata
starsze - „osiemnastolatki”. Dlatego to miejsce było
wartościowe, bo zdobyte w towarzystwie o 3 lata starszych
narciarek z krajów alpejskich. W 1980 r. Mistrzostwa Europy
juniorów w Madonna di Campiglio i tam pierwsze miejsce zdobyła
Ewa Grabowska, 6. była Dorota w slalomie, a ja wypadłam w
pierwszym przejeździe”.
Dorota z
początku jeździła lepiej i w slalomie w Hinterstoder w
Pucharze Europy zajęła pierwsze miejsce – to było w 1980 roku.
Od tego czasu siostry Tlałkówny z coraz większym powodzeniem
„atakowały” czołówkę slalomową świata. Pani Małgorzata tak
wspomina tamten okres swojej kariery: „W 1981 r. startowałyśmy
po raz trzeci w Mistrzostwach Europy juniorów w Skofja Loka w
Jugosławii Dorota zajęła tam dwa razy trzecie miejsce – w
slalomie specjalnym i w gigancie, ja byłam 5. w slalomie, przy
czym oceniłyśmy start za nieudany, bo liczyłyśmy na „coś”
więcej. Potem był Puchar Świata w Piancavallo 13 i 14
grudnia 1981 r. i wtedy udało się Dorocie 13 grudnia a a Gosi
14, wejść do czołówki slalomistek świata i to był sygnał, że
możemy nawiązać kontakt z czołówka świata. Stan wojenny zastał
nas we Włoszech, wróciłyśmy do kraju, po czym 4 stycznia
wyjechałyśmy do Austrii, z kraju objętego stanem wojennym.
Wtedy granice naszego kraju były zamknięte, ale nas puszczano i
osiągałyśmy sukcesy dla Polski reżimowej” – znowu śmieje się.
„Wystartowaliśmy w Austrii, tam Dorotka zajęła 2. miejsce, a ja
zjechałam na 4. ale zostałam zdyskwalifikowana. Po drugim
przejeździe Dorota przesunęła się na 2. miejsce. Było sporo
śmiechu , bo trenerzy obcych krajów wiedzący co się u nas
dzieje, czołgi w Warszawie i ZOMO na ulicach, mówili że „reżim
dobrze wpływa na sportowców z Polski”.
Schladming
szczęśliwe dla Doroty
Błysnęły
talentem na Mistrzostwach Świata w Schladming w 1982 (na
trasie Hauser Kaibling w Haus, gdzie odbywały się konkurencje
alpejskie kobiet), kiedy Dorota była czwarta w slalomie i
czwarta w slalomie do kombinacji – to był sygnał, że dziewczęta
mają „ciąg” do nart i „idą do przodu”. Tak MŚ w
Schladming wspomina Małgorzata: „wtedy fajnie się działo, bo
startowało się w slalomie, slalomie do kombinacji, biegu
zjazdowym – we wszystkim, aczkolwiek np. biegu zjazdowego w
ogóle nie trenowałyśmy – mimo to wystartowałyśmy w tej
konkurencji. W slalomie otwartym Dorota była 4., ja „wypadłam”.
W slalomie do kombinacji i kombinacji zajęłam 9. miejsce”.
Ale nie tylko
w Schladming było głośno o siostrach Tlałkównach. 17 grudnia
1983 r. rozegrano slalom specjalny w Piancavallo we Włoszech w
którym Małgorzata była druga (za zwycięską Roswithą Steiner z
Austrii) i straciła do niej tylko 0,28 sek. 5. miejsce zajęła
Dorota, a 9. Ewa Grabowska – a więc aż trzy Polki w „10”
pucharowych zawodów !. Warunki na trasie slalomu były bardzo
ciężkie, gdyż slalom odbywał się w złej widoczności i w
gęstniejącej mgle. Mimo to Polki pojechały bardzo ofensywnie. W
tym samym sezonie w Sestriere aż cztery Polki weszły do czołówki
zawodów – Dorota była 4., Małgorzata 6., Ewa Grabowska – 14, a
Krystyna Bortko – 18. Grupa polskich alpejek zaczęła się wznosić
w statystykach slalomu Pucharu Świata. Apogeum sukcesów sióstr
Tlałkówien było 1. miejsce zdobyte przez Dorotę Tlałkę w
slalomie w Madonna di Campiglio w roku 1984. Jest to do
dzisiaj jedyne zwycięstwo osiągnięte przez Polkę w zawodach
alpejskiego Pucharu Świata obok zwycięstwa Marii Kowalskiej w
slalomie gigancie w szwajcarskim Grindenwaldzie w 1956 roku –
myślę, że ma to swoją wymowę i oddaje miejsce, w jakim
znajdowały się siostry Tlałkówny w Pucharze Świata pierwszej
dekady lat 80 – to była absolutna czołówka!. W dodatku za
Tlałkównami do czołówki Pucaru Świata zaczęły coraz częściej
„dobijać” Ewa Grabowska i Krystyna Bortko – mieliśmy więc wtedy
grupę czterech świetnych alpejek!. Małgorzata w łącznej
klasyfikacji slalomu do Pucharu Świata zajęła siódme miejsce, a
Dorota była tuż za nią na ósmej pozycji! W 1984 r. rozegrano
Zimowe Igrzyska po raz pierwszy w kraju obozu socjalistycznego –
w Jugosławii – i w składzie reprezentacji Polski pojechały tam
alpejki: siostry Dorota i Małgorzata Tlałkówny oraz Ewa
Grabowska
Sarajewo
1984 – slalom we mgle
Tak wspomina
swój pierwszy start olimpijski Małgorzata Tlałka –
„przyleciałyśmy do Jugosławii stosunkowo późno, bo nie
startowałyśmy w biegu zjazdowym – to było trochę głupie uczucie,
bo zawody się już zaczęły, a my oglądałyśmy je w telewizji w
kraju. Przed zawodami skaleczyłam się w rękę, mama wysłała mnie
do piwnicy ze słoiczkami, poślizgnęłam się na schodach, spadłam
na ten słoik i skaleczyłam się w rękę. Mimo to trenowałam,
jeździłam bez kijka, może to pomogło, bo harowałyśmy jak woły, a
ten odpoczynek dobrze na mnie wpłynął. Dziennie przejeżdżałyśmy
około 500 tyczek i 10 pełnych slalomów. W Sarajewie była
straszliwa mgła, a wiadomo, że we mgle nie jedzie się na 100
procent swoich możliwości, tylko z rezerwą. Człowiek jest
upośledzony wzrokowo, bo nie widać terenu. Trasa nie była dobrze
przygotowana i potworzyły się jakieś grudy i zaspy. Dość trudne
warunki – „przesiew” wśród zawodniczek był zdecydowany. Dorota
uderzyła w tyczkę i na skutek uderzenia spadły jej okulary,
odchyliła się do tyłu, narty „wyjechały” i wypadła z trasy –
bardzo szkoda, bo wtedy była chyba najlepsza z nas. Po pierwszym
przejeździe byłam 3. a po drugim patrzę na tablicę świetlną, a
tu wygrała Włoszka Magoni, taka „gapa”, niewysoka i leniuszek –
jej się nawet podejść na trasę nie chciało, a mimo to jej się
właśnie udało. No i dobrze, bo taki jest sport, że
stuprocentowych pewniaków nigdy nie ma... Byłam niezadowolona,
bo jak się startuje w takich imprezach, to liczyłam, że zjadę
na medalowe miejsce, bo to się tylko liczy - taka jest prawda,
reszta to już jest uczestnictwo. Nie byłam z tego 6. miejsca
zadowolona. W latach startowych dla nas liczyła się tylko
pierwsza trójka a inne miejsca były porażką Teraz z perspektywy
lat, myślę szóste miejsce to przecież świadectwo stabilizacji w
czołówce alpejek świata”.
To prawda,
„przesiew” zawodniczek na zamglonej trasie w Rajskiej Dolinie na
Jahorinie koło Sarajewa był ogromny. Tu nie było faworytek
stuprocentowych, jechało się prawie że na „nosa”. Ciekawe, ale
tuż przed startem kobiet „król alpejskich tras” – Jean Claude
Killy przewidział, że w Sarajewie zwycięży któraś z młodszych
zawodniczek „albo nasza Guignard albo Włoszka Magoni” ... i
przewidywania starego weterana alpejskich tras sprawdziły się.
Zwyciężyła zaledwie 19 – letnia Magoni, Małgorzata była 6., a
Ewa Grabowska –13. Dorota wypadła z trasy. Szóste miejsce
Małgorzaty to jedyny punkt olimpijski wywalczony przez Polkę w
slalomie na Zimowych Igrzyskach olimpijskich !. Stanowi to
wyrównanie wyniku Andrzeja Bachledy „Ałusia” , który był 6. w
slalomie na Zimowych Igrzyskach w Grenoble w roku 1968. A więc
jest się z czego cieszyć, ale mimo to w glosie Małgorzaty
wyczułem nutkę zawodu, w końcu po pierwszym przejeździe była
trzecia, może gdyby szybciej pojechała górną część w drugim
przejeździe to byłby medal... kto wie. Faktem natomiast jest, że
jest to najlepsze miejsce osiągnięte przez polska alpejkę w
historii startów naszych zawodniczek od Zimowych Igrzysk w Oslo
(1952), gdzie polskie alpejki startowały po raz pierwszy po
Nagano (1998) .
Małgorzata
Tlałka
Urodzona 27 kwietnia 1963 r.
w Zakopanem. Siostra bliźniaczka Doroty Tlałkówny. Narciarka -
alpejka. Klub WKS Legia Zakopane, we Francji startowała w
barwach Ski Club La Clusa. Olimpijka: 1984 - Sarajewo
- 6. slalom specjalny. Jest to najlepszy wynik z wszystkich
startów Polek w Zimowych Igrzyskach olimpijskich w konkurencjach
alpejskich, 1988 - Calgary - 19. w slalomie gigancie,
MŚ: 1982 – Schladming (Austria) - 28. slalom
gigant, slalomu nie ukończyła, 9. kombinacja alpejska, 1985
– Bormio (Włochy) - 27. w slalomie gigancie, 7. w
slalomie, 16. w kombinacji alpejskiej, 1987 – Crans
Montana (Szwajcaria) - 7. w slalomie gigancie, 6. w slalomie
specjalnym, 16. w supergigancie, Puchar Świata: 1982 -
30., 1983 - 22., a w ogólnej klasyfikacji 7.,w ogólnej
klasyfikacji slalomu specjalnego, 1984 - 23., 1985 - 28, 1986 -
22.
Uczestniczka i 3.
krotna medalistka Zimowych Uniwersjad (złoto- -srebro -
brąz), 9. krotna mistrzyni Polski w konkurencjach alpejskich:
w slalomie gigancie (1984, 1985), slalomie specjalnym (1982,
1984, 1985), supergigancie (1985) i kombinacji alpejskiej (1983
- 1985). W plebiscycie „Przeglądu Sportowego” na najlepszych
sportowców Polski w 1983 r. zajęła 10. miejsce.
Najwszechstronniejsza narciarka mistrzostw Polski w 1984 r.
(zdobyła cztery tytuły: w slalomie, slalomie gigancie,
supergigancie i kombinacji alpejskiej).
Najlepsze wyniki z Pucharu Świata: 17 XII 1983 -
Piancavallo (Włochy) - 2. miejsce z czasem 1:34.33
(czasy przejazdów 46,48 sek. i 47,85) za Rosithą Steiner - czas
1: 34.05 (czasy przejazdów: 46,66 i 47,39). 2. miejsce w PŚ w
slalomie w Waterville Valley (USA) – 18.03.1986 r. i w
tym samym sezonie w Piancavallo, 2 miejsce w PŚ w slalomie w
Schruns – Montafon (Austria) – 12.01. 1983 r.,, 2 miejsca w
parallel slalom (slalomie równoległym) w Monachium – 18
01 1987 r., 3. w slalomie w Kranjskiej Gorze – 1.12. 1983 r., 3
miejsce w PŚ w slalomie w Tatrzańskiej Łomnicy, 3.
miejsce w slalomie w Heavenly Valley (USA) - 22.03. 1985, 3
miejsce w PŚ w slalomie w Mellau (Austria) w 11.01. 1987
r. , 3 miejsce w PŚ w Furano (Japonia) – 20.03.1983 r.,
4. w slalomie w Davos – 9.12. 1984 r., 4. w Sestrieres – 14.12.
1983 r., 4. w slalomie w Parc City (USA) – 19 .03. 1985, 5. w
slalomie w Holmenkollen – 24.03. 1984, 5. w slalomie w St.
Gervais – 26.01. 1986 r., 5. w slalomie w Parc City – 11.03.
1986 r., pod okiem trenera Andrzeja Kozaka w slalomie specjalnym
w Sestriere (Włochy) - Małgorzata Tlałka zajęła 6.
miejsce z czasem 1: 39.42. W pierwszej „dziesiątce” Pucharu
Świata siostry Tlałkówny były ok. 20 razy.
1985.
Bormio
– mistrzostwa świata i... wyjazd do
Francji
Małgorzata
wspomina MŚ w Bormio: „tam Dorota 6, ja 7. przy czym po
pierwszym przejeździe byłam trzecia – znowu niezadowolenie z
wyniku. To był sezon krytyczny, bo chciałyśmy z siostrą jeździć
więcej, rozszerzyć swój program sportowy o gigant i zjazd, by
móc startować w trójkombinacji. A tu mur – „beton” ze strony
trenera. Nie mogłyśmy się porozumieć z trenerem i działaczami,
potem zaczęła się „nagonka” dziennikarska na nas i mnóstwo
nieprzyjemnych spraw, bo mówiono wprost „Polska je wyszkoliła, a
one się teraz na nią wypięły” - wspomina gorzko Małgorzata.
Siostry Tlałkówny wyjechały do Francji i dołączyły do kadry
alpejek tego kraju. Decyzję swoją tłumaczą przede wszystkim
stagnacją, która ogarniała coraz bardziej polskie narciarstwo
połowy lat 80. W wyjeździe do Francji widziały dla siebie szansę
na dalszy narciarski rozwój, a w kraju być może czekała je...
tylko narciarska emerytura, bo nikłe były szanse na rozwój.
Małgorzata tak
opisuje pierwsze miesiące poza granicami kraju: „chcę mocno
zaznaczyć, że przez pierwszy sezon trenowałyśmy z Francuzkami
latem i jesienią przyjechałyśmy na pierwsze zawody i
startowałyśmy jako Polki. Przed następnym startem ściągnięto
nasze nazwiska z tablicy i polscy działacze powiedzieli, że
jesteśmy zdyskwalifikowane i nie mamy prawa reprezentować
Polski. I wtedy wystartowałyśmy w barwach Francji i od połowy
stycznia 1986 zaczęłyśmy startować dla Francji. W Polsce
wygrywałyśmy wszystko i miejsca zmieniały się tylko, bo albo
wygrywałam ja, albo Dorota i Ewa Grabowska. Polski poziom
slalomu w tym okresie był wysoki, natomiast poziom zjazdu i
giganta u nas był zerowy. Naprawdę wielką narciarską przygodą
dla mnie i Doroty były wspólne treningi we Francji, a potem
starty razem z Francuzkami, okazało się o ile na początku
dostawałyśmy po 5 sekund w gigancie, to po dwóch miesiącach
treningu jeździłyśmy ten gigant na równi z Francuzkami. Gigant
był dla mnie odkryciem i wielką radością – to tak jakbym zaczęła
od nowa jeździć na nartach. Okazało się, że mogę jeździć gigant
i weszłam do pierwszej „15” świata w gigancie.
Zdecydowałam
się więc startować w reprezentacji Francji, po długich
pertraktacjach z FIS-em (Międzynarodową Federacją Narciarską),
wydano zgodę na nasze starty. Była to jedyna możliwość robienia
tego co lubię – startować i jeździć na nartach.
W kraju
zrobiono na nas „nagonkę”. WKS najpierw skreślił nas z listy
zawodniczek, PZN zdyskwalifikował nas, skreślono nas także z
listy studentek, aczkolwiek po dziesięciu latach PZN anulował
nam dyskwalifikację. WKS tego nie zrobił i dotąd jestem
zdyskwalifikowana przez ten klub. We Francji reprezentowałam
barwy klubu La Clusa, lubiłam treningi w rejonie Mont Blanc,
fajna stacja narciarska, rewelacyjna do jazdy poza trasami, w
puszku. Zresztą stratowałyśmy tam jeszcze jako reprezentantki
Polski Mam wielki sentyment do Francji, bo moje pierwsze starty
w kraju i za granicą odbyły się na nartach francuskich „Rossignola”.
To było marzenie mojej młodości, by startować na nartach
francuskich. Po naszym zjawieniu się we Francji zawarłyśmy
kontrakt z „Dynastarem” i jeździłyśmy w Pucharze Świata na jego
nartach. I to było fajne, bo wiedziałyśmy, że jeździmy na
najlepszych nartach na świecie. Na Mistrzostwa Świata w Crans
Montana (1987) siostry Tlałkówny znowu były w dziesiątce
alpejek świata – Małgosia 7., a Dorota 8. Potem zakwalifikowały
się na Zimowe Igrzyska do Calgary.
Tak Małgorzata
Tlałka wspomina swoją drugą olimpiadę: „nie był to mój
nadzwyczajny rok (pierwsze kontuzje, mniej treningu),
rozczarowaniem był dla mnie fakt, że nie zakwalifikowałam się do
startu w slalomie specjalnym – wspomina Małgorzata Tlałka. „W
związku z tym nie nastrajało mnie do startu w gigancie – efekt
19 miejsce w gigancie. Dorota wystartowała udanie w slalomie i
zajęła 8. miejsce i również potwierdziła swą przynależność do
czołówki alpejek świata. Po sezonie miałam poważną kontuzję
kręgosłupa i operację - to były historie związane z
przeciążeniem przez lata treningów i startów. W 1990 r. nadal
startowałam, ale nie bardzo odnalazłam w sobie możliwość
podjęcia 100 procentowego ryzyka i jazdy „na całego” i wtedy
skończyłam starty. Trenowałam później zawodników Islandii przez
dwa lata (1991-1992). To nie było narciarstwo na poziomie
światowym, ale moi wychowankowie stanowili czołówkę Islandii.
„Nie lubię
oglądać swoich dawnych przejazdów na video. Wtedy zabrakło mi
dystansu aby być obiektywną w ocenie siebie samej, ale teraz
widzę wyraźnie, że nasza jazda w kraju to było krótkie hamowanie
- tak się jeździ na Nosalu. To zdawało egzamin na stromych
stokach, na twardym śniegu, ale gdy przyszły stoki bardziej
płaskie, pofalowane, to na nich dostawałyśmy takie „lanie”, że
aż dramat. Trzeba było szukać czegoś nowego. Bo najgorsza w
sporcie, tak jak w życiu, jest stagnacja. To „coś” nowego to
odkrycie giganta, supergiganta i zjazdu podczas treningów we
Francji. I w gigancie i supergigancie osiągnęła dobre wyniki w
Pucharze Świata: 19.01. 1986 – Oberstaufen - 9. w gigancie, 29.
11. 1986 – Parc City (USA) – 11. w gigancie, 14.12. 1986 – Val
d΄ Isere – 14. w supergigancie, 5. 01. 1988 – Megeve – 13. w
supergigancie (Dorota była wtedy 16.), 6. 01. 1988 – Tignes –
12. w gigancie,
Co Ci dał
sport?
Tak Małgorzata
Tlałka odpowiada na to bardzo ważne przecież pytanie:
„pierwsza
podstawowa sprawa to ciekawe spędzenie młodości. Bo jak by nie
było życie toczyło się w rytmie sportu. Konkurencja, umiejętność
mobilizacji w konkretnych sytuacjach, umiejętność
przezwyciężenia stresu i strachu, systematyczność,
przyzwyczajenie, by czegoś od siebie wymagać. To wartości, które
wypracowały się we mnie przez sport. Start z orzełkiem na piersi
działał mobilizująco i zawsze to było kilka uderzeń serca „w
górę”. To także dodatkowy stres, ale w pozytywnym tego słowa
znaczeniu. No i po długiej przerwie, od czasów Andrzeja Bachledy,
pojawiły się narciarski z Polski, które weszły do czołówki.
Moje hobby?
To co wynika z narciarstwa to ogólne zamiłowanie do sportu.
Muszę przyznać, że razem z siostrą rozwijałyśmy się
wszechstronnie pod względem sportowym tzn. tenis, wycieczki
górskie, windsurfing, ping-pong, siatkówka. Mało jest sportów
których nie próbowałam – nie próbowałam tylko skoków na
spadochronie i paralotniarstwa, bo to mnie nie ciągnie.
Natomiast uwielbiam nurkowanie podwodne z butlami – myślę, że
moje hobby to zamiłowanie do uprawiania różnych sportów. Śledzę
na bieżąco to co się dzieje w narciarstwie. Największa moja
radość, to uczenie dzieci tego co ja umiem w sporcie robić i to
zajmuje najwięcej czasu. Moim marzeniem jest czyste i eleganckie
Zakopane z zagospodarowanym narciarsko Nosalem, Krokwią i Hrubym
Reglem oraz miasteczkiem wodnym, jako alternatywa dla gór. Mam
trójkę dzieci: Piotr (6 lat), Dorotkę (4,5) i Jasia (3). Młodsi
już wszyscy jeżdżą na nartach, bo muszą nadążać za mamą.
Dorotka była pierwsza w zawodach Koziołka Matołka, gdzie i ja
zaczynałam – z uśmiechem dodaje Pani Małgorzata.
Małgorzata
Tlałka – Długosz prowadzi szkółkę narciarską dla dzieci. Nie
straciła także kontaktu ze sportem. Chętnie startuje w różnych
zawodach amatorskich w kraju i ciągle szuka nowych wrażeń w
narciarstwie (ski alpinizm, carving itp.). Dla niej przygoda z
nartami nie kończy się nigdy.
Dorota
Tlałka -Mogore
Urodzona 27 kwietnia 1963 r.
w Zakopanem. Siostra bliźniaczka Małgorzaty. Narciarka –
alpejka. Klub WKS Legia Zakopane, od 1986 r. we Francji w
barwach klubu narciarskiego Ski Club La Clusa.
Olimpijka: 1984 – Sarajewo
– 30. w slalomie gigancie, slalomu nie ukończyła, 1988 –
Calgary – 8. w slalomie, Mistrzostwa Świata: 1982 –
Schladming (Austria) – 4. w slalomie, 4. w slalomie do
kombinacji, 22. w slalomie gigancie, 12. kombinacja alpejska,
1985 - Bormio (Włochy) – 27. w slalomie gigancie i 7. w
slalomie specjalnym, 16. w kombinacji alpejskiej, 1987 -
Crans Montana (Szwajcaria) – 8. w slalomie. Miejsca w
klasyfikacji ogólnej Pucharu Świata: 1980 –78, 1982 – 36, 1983 –
28 (8. w slalomie), 1984 – 21, 1985 – 31.
Wicemistrzyni
Zimowej Uniwersjady w 1985 r. w slalomie, 3-krotna brązowa
medalistka Mistrzostw Europy juniorów w konkurencjach
alpejskich. W 1980 r. wygrała slalom specjalny o Puchar Europy w
Hinterstoder4. krotna mistrzyni Polski: w slalomie (1981), w
slalomie gigancie (1980, 1982) i kombinacji alpejskiej (1982). W
plebiscycie „Przeglądu Sportowego” na najlepszych sportowców
Polski w 1984 r. zajęła 8 miejsce.
Najlepsze wyniki w
Pucharze Świata: w 1982 – Mont Genevre
– 3. w slalomie specjalnym, w 14.12. 1984 – Madonna di Campiglio
– 1 miejsce – jedyne zwycięstwo Polki w Pucharze Świata,
12.01.1983 – Schruns – Dorota 4, 22.03. 1983 – Montgenevre –
slalom –3. miejsce,14.12. 1983 – Sestrieres – slalom – 4.
miejsce
15.01. 1984 – Maribor
(Jugosławia)– slalom – slalom –5. miejsce, 22.01.1984 – Verbier
(Szwajcaria) – slalom – 4. miejsce1984 – Les Diableres
(Szwajcaria) – 3 miejsce, 24.03. 1984 – Holmenkollen/Oslo
(Norwegia) – PŚ w slalomie – 2 miejsce, 10.03.1984 – Waterville
Valley (USA) – slalom – 6. miejsce, 16.03. 1984 – Jasna
(Czechosłowacja)– slalom – 4 miejsce, 1987 – Veysonaz
(Szwajcaria)– slalom – 5. miejsce, 18.01. 1988 – Saas Fee –
slalom – 5. miejsce, ostatni ważny wynik – 11.03. 1989 – Shiga
Kogen (Japonia) – slalom – 6 miejsce
Wojciech Szatkowski
Muzeum Tatrzańskie
|